Co „Playboy” robi z ludzi...

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Sesja w „Playboyu” nie tylko może wpłynąć na zwiększenie pewności siebie, tudzież popularności, ale może też dość znacznie utrudnić kontakt z rzeczywistością. Marta Wierzbicka, aktorka występująca w serialu „Na Wspólnej”, stanowi żywy przykład tego zjawiska.

Zanim Wierzbicka wystąpiła w „Playboyu”, stwierdziła, że wstydzi się swoich piersi i ich nie lubi. Rozbieraną sesję uznała zapewne za formę terapii. W świetle fleszy i ogniu krzyżowym pochlebstw szybko przezwyciężyła wstyd i chętnie pokazała to i owo.

Publikacja rozbieranych zdjęć dodała aktorce skrzydeł. Ludzie uskrzydleni bywają jednak mało praktyczni i przestają przejmować się takimi drobiazgami jak choćby praca zawodowa. Wierzbicka poczuła się tak pewnie, że postanowiła dać upust swoim przemyśleniom na temat serialu, w którym występuje. W jednym z wywiadów nazwała „Na Wspólnej” „głupią, tandetną telenowelą”. Nie sposób odmówić słuszności tej konstatacji, słowa brzmią jednak zabawnie w ustach kogoś, kto w tejże „głupiej telenoweli” bierze aktywny udział, a wraz z nim pieniądze. Publikacja krytycznego wobec serialu wywiadu stała się przyczyną wezwania aktorki „na dywanik”.

Aktorka najwyraźniej doszła jednak do wniosku, że jedna sesja w „Playboyu” nie gwarantuje jej jeszcze nierozerwalnie związanego z fochami i ansami statusu celebrytki, toteż poszła po rozum do głowy i postanowiła wyrazić skruchę wobec producentów serialu.

Właściwie trudno się Wierzbickiej dziwić. W czym miałaby być gorsza od innych podobnych sobie gwiazdek, które z bliżej nieokreślonych powodów uzyskały status celebrytek, wierząc, że wszystko im wolno; każdy ich gest jest monitorowany, analizowany, a czasem niestety również naśladowany?

Wygląda na to, że Wierzbicka po prostu popełniła falstart – może poznała jeszcze zbyt niewielu ludzi, którzy „mają nazwisko”, może nie uczestniczyła jeszcze w wystarczającej liczbie lanserskich imprez, tudzież „prestiżowych projektów artystycznych”?

Pozostaje mieć nadzieję, że kiedyś ten cały fastfood znudzi się ludziom i zapragną powrotu do standardów, według których na status gwiazdy trzeba solidnie zapracować. Autentycznym gwiazdom, takim jak choćby niezapomniana Irena Kwiatkowska nie tylko nie przyszłoby do głowy wykorzystywanie tanich środków do osiągnięcia popularności, ale także demonstrowanie jakiegokolwiek poczucia wyższości związanego z tym fikcyjnym statusem. Oby jak najszybciej wróciły czasy, gdy jednym z najważniejszych atrybutów prawdziwej gwiazdy była skromność.

Agnieszka Żurek

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych