Po tym jak Beata Kozidrak odmówiła udziału w kolejnej edycji "Voice of Poland", do roli jurorki przymierzana jest Doda. Czy to na pewno dobry pomysł?
Dorota z Ciechanowa ma w najmniej popularnym spośród polskich talent show, "Voice of Poland", zastąpić w jury Justynę Steczkowską, która, gdyby show jeszcze potrwało, zapewne urodziłaby na antenie (to dopiero byłaby oglądalność).
2. edycja "Głosu Polski", programu opartego na formacie bijącym rekordy wszędzie poza Polską, miał na tle polsatowskiego "Must be the music" i TVN-owskiego "X-Factora" dość mizerne wyniki (niespełna 2 mln widzów przy 3,25 mln Polsatu i 2,4 mln TVN-u, a trzeba założyć, ze ratingi TVP zostały "podkręcone").
Jednak zamiast zrobić to, co każda racjonalna telewizja i zrezygnować z kolejnej edycji przynoszącego straty programu na rzecz nowego show lub "Kevina samego w domu", Wieża "Bubel" przy Woronicza zdecydowała ponownie postawić na "Voice of Poland".
Odwrócenie niekorzystnych tendencji ma zagwarantować oczywiście Doda, która mimo wyraźnego spadku popularności, dla niektórych na szczytach "Radiokomitetu" musi wciąż być synonimem sukcesu marketingowego. Niesłusznie.
Można przypuszczać, że kandydaturę Dody na jurora w kolejnej edycji nieudanego "Voice of Poland" forsuje, ktoś komu najbardziej zależy, by program nie spadł z ramówki, a mianowicie Rinky Rooyens, który od lat psuje gust Polaków różnorodnymi formatami pseudo-reality, a szczególnie pseudo-talent.
Za przykład może tu posłużyć wyprodukowany przez firmę Rooyensa (Rochstar) dla TVP "Gwiazdy tańczą na lodzie" (2008 r.) oraz "Tylko nas dwoje" (2010 r.), w którym m.in. Pudzian udowodnił, że powinien zostać przy ciężarach.
Co ciekawe, Doda w obu tych programach wystąpiła w roli różowej jurorki i - tak jak w przypadku łyżw - wyniki podobno były dobre (dlaczego więc nie zrobiono 2. edycji?), tak już o "Tylko nas dwoje" nie można było tego powiedzieć. I jakoś nie pomogły wulgarne stroje i "kontrowersyjne" wypowiedzi Dody, a program jak był, tak spadł i mało kto go pamięta.
Inna kandydatura (też nota bene związana z Dodą) forsowana przez żądnego sensacji i oglądalności Holendra, Nergal, przysporzył stacji więcej problemów niż zysków podczas 1. edycji "Voice of Poland".
Tym bardziej dziwi fakt, że decydenci TVP nie tylko zamierzają nadal psuć gust młodych dziewcząt poprzez lansowanie manierycznego stylu bycia Dody, ale po raz kolejny chcą popełnić błąd przepłacenia za przebłysłą gwiazdę. W "Gwiazdy tańczą na lodzie" Doda za odcinek kłótni z Przemkiem Saletą miała dostawać 20 tys. zł, a można przypuszczać, że teraz może chodzić o jeszcze większą kwotę.
Ale jest też dobra wiadomość: ostateczna decyzja ma zapaść po wakacjach, zatem wciąż jest czas na wycofanie się nie tylko z Dody, ale w ogóle z deficytowego "Voice'a".
Tego życzą widzowie i ja.
Paweł Korsun
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gwiazdy/62373-rinky-ratuje-dodei-siebie