Z pamiętników matek Polek: Czytanki-usypianki

Fot. sxc.hu
Fot. sxc.hu

Siedząc na dziecięcym krzesełku w półmroku, z początkami chrypki, czytałam już chyba dziesiąty z kolei rozdział, lecz nadal duże, orzechowe oczęta, patrzyły z zaaferowaniem na mnie zza barierki piętrowego łóżka, czekając na dalsze perypetie Ani i Kici. Głośno wypowiadając czytane słowa, jednocześnie myślałam, dlaczego córcia jeszcze nie zasnęła, przysięgając sobie, że następnym razem wezmę do czytania sprawozdanie z obrad sejmu. Może wtedy szybciej pójdzie.

Synek z dolnego piętra spał już od jakiegoś czasu przytulony do swojego ukochanego, pluszowego pieska, który zawsze musi być przykryty kołderką, jak jego właściciel, a czasem nawet lepiej. Widząc go słodko śpiącego marzyłam o zamianie ról z nim, a czując całodniowe zmęczenie nie byłam w stanie powstrzymać się od przeciągłego ziewania. Natychmiast jednak przywoływana byłam do porządku przez policjanta z górnej części okazałego mebla.

W pewnym momencie poddałam się jednak niepohamowanej senności i po krótkim proteście córeczki, zakończyłam rozdział, tłumacząc, że jeśli dziś przeczytam wszystko, jutro będziemy powtarzać rozdziały, więc lepiej zostawić na jutro coś nowego. Musiała być zmęczona, bo moje argumenty szczęśliwie zostały łaskawie przyjęte. Jeszcze tylko odpowiedziałam na parę egzystencjalnych pytań, które, jak wiadomo, mnożą się tuż przed zaśnięciem i nie cierpią czekać z odpowiedzią, po czym wyszłam z pokoju. Po chwili córeczka już spała.

Pytanie o sens aż tak długiego czytania pojawiło się więc w naturalny sposób, łącznie z gdybaniem, ile to bym miała czasu na inne czynności gdybym krócej czytała, gdybym wcześniej wyszła z pokoju. Gdybym…

Po jakimś czasie okazało się, że nie była to jednak perfidna złośliwość pięcioletniego dzieciątka, które z premedytacją i wrodzonym urokiem chciało pozbawić rodziców wieczoru we dwoje. Prośba o konkretną książkę nie wynikała z fanaberii rozkapryszonej księżniczki. Po raz enty czytane historie utrwalały się w małej, pojemnej główce. Moja córeczka przyswajała sobie tekst, ucząc się go na pamięć. Okazało się to po jakimś czasie, kiedy nagle, w trakcie rysowania, zaczęła cytować tę powieść z arcymistrzowskim talentem aktorskim. Było to tyle zaskakujące, co miłe i teraz wiem, że opłaca się czasem nadwyrężyć gardło, w imię wyższych wartości.

Pocieszam się również, że kiedy córeczka nauczy się sama czytać i odkryje interesujący ją rodzaj literatury, zostaną mi jeszcze chłopcy, z których jeden na razie, po dniu pełnym brykania i innych figli zasypia przy trzeciej linijce jakiejkolwiek książki, a drugiego interesuje obecnie wyłącznie mleko serwowane w naturalny sposób, to oni też kiedyś dorosną do słuchania czytanek z tak zwanym zrozumieniem i ciągłość chrypnącego głosu będzie zachowana. I bardzo się z tego cieszę. Póki co jednak córeczka cytuje razem ze mną przyswoiwszy sobie różne historie, demonstrując lekkie znudzenie, a ponieważ często jej się to ostatnio zdarza czas chyba na nowe opowieści i wizytę w księgarni.

Zuzanna Czarnowska

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych