Przypadki nastolatki: Po co nam starzy?

Ciężko jest mieć naście lat. Ludzie, którzy mają ten okres za sobą, mają tendencję do gloryfikowania go. Wiadomo: ciało sprawne, umysł rozćwiczony, burza hormonów, nieograniczone możliwości… Ech… Żyć, nie umierać! Tylko szkoda, że te dzieciaki tak marnują sobie życie. Pora na to, by wejść do świata po drugiej stronie lustra.

Pamięta ktoś „Tango” Sławomira Mrożka? Artur uważa swoich rodziców za wypaczone twory, które niszczą mu życie. Hmmm… Jakbym już gdzieś słyszała tę opinię…

Niezaprzeczalnie, szkoła jest źródłem wiedzy. Na lekcjach podobno naukowej, a na przerwach życiowej. Niepotrzebna nam edukacja seksualna. Wszystkiego (ze szczegółowymi opisami) można się dowiedzieć, słuchając szczegółowych opisów kolegów z klas drugiej i trzeciej LO (ci z pierwszej są jeszcze trochę wstydliwi).

Drugim najczęstszym tematem pogadanek międzylekcyjnych są ci "starzy" albo "wapniaki". Kiedy słucham takich rozmów, zaczynam się cieszyć, że mam w domu dwoje trochę niekonsekwentnych (i tak was kocham!), ale normalnych rodziców. Poza tym, że mam mieć porządek na biurku, nie mają żadnych niewykonalnych wymagań. Po wcześniejszych uzgodnieniach bez problemu puszczają mnie na imprezy(zazwyczaj wręcz namawiają), koncerty, czy inne wydarzenia, w których chciałabym wziąć udział. Nie wtrącali się w moje związki z chłopakami (dziewczyny mi się nie podobają – możecie mnie podać do sądu). Nie narzucali swojego pomysłu na życie. Ot normalni rodzice.

To może teraz o „starych”. Trochę młodszy ode mnie chłopak ma koszmarnych „wapniaków”. Nie pozwalają mu się rozwijać, mają chore wymagania w kwestii obowiązków domowych, ocen. Nazywają każde mówienie im prawdy chamstwem i bezczelnością. Nie chcą go w ogóle słuchać, głodzą go… Przerażający obraz. Co ciekawe, ten chłopak, to mój młodszy brat.

Każdy ma kiedyś fazę buntu. Nawet jeżeli buntuje się po cichu (np. słuchając muzyki, której rodzice nie pochwalają). Problem leży gdzie indziej. Niektórzy z tego buntu nie wyrastają. Efekty? Coraz więcej gadek o „wapniakach”. Żaden z takich Piotrusiów Panów nie uznaje odpowiedzialności. Ważna jest tylko „wolność”, czyli robienie tego, na co mają ochotę, bez żadnych konsekwencji oraz oczywiście nie robienie tego, co im nie pasuje.

Skąd bierze się taka niechęć do rodziców? Częściowo z tego, że obecnie większość rodziców goni za karierą. Dzieci czują się wtedy zostawione, co wzmacnia jeszcze nastoletnie poczucie, że „oni chcą dla nas źle” oraz „ja wiem lepiej” (u mnie bardziej to drugie). Wszystko komplikuje burza hormonów (co za tym idzie, potrzeba dramatyzowania i silniejsze przeżywanie wszystkiego). Jednak moim zdaniem główna przyczyna jest inna.

U dojrzewających ludzi, po okresie kompletnej abnegacji i wyobcowania, pojawia się czas rozwoju społecznego. Dziewczyny chodzą razem na zakupy, uczą się wzajemnie kobiecych sztuczek i plotkują. Chłopcy grają razem w gry (komputerowe i/lub zespołowe) oraz tworzą paczki. Obydwie grupy zaczynają się przejmować zdaniem innych. Pojawia się swoisty rodzaj mody, za którą zaczynają gonić. Kto nie goni, zostaje odrzucony (wiem z własnego doświadczenia). Jedną z głównych cech tego nurtu jest negacja rodziców. Twoi „starzy” są normalni? Niemożliwe! Wszystkie „wapniaki” są toksyczne i psują nam życie. Zobacz, ilu rzeczy nie pozwalają Ci robić! Mówisz, że to dla Twojego dobra? Aż tak wyprali Ci mózg? Tego rodzaju indoktrynacja występuje w szkołach i wszędzie tam, gdzie zbiera się jakaś grupa młodych. Sama byłam jej poddawana. Mnie nie zdołali przekabacić, bo jestem przemądrzała i uparta jak osioł (jak widać wady mogą się okazać zaletami). Większość nastolatków nie zdaje sobie sprawy z tego mechanizmu, więc staje się jego częścią. Przypomina to armię zombie, sterowaną przez swojego twórcę. Tylko gdzie ten twórca?

Smutna prawda jest taka, że brakuje silnych autorytetów, które mogłyby naprostować młodzież poddaną praniu mózgu.

Opisałam już „jak?”. Pora na „dlaczego?”. Hitlerowi powiodło się, bo jego podwładni w większości nie mieli ojców. Jeżeli „uwolni się” dziecko spod wpływu rodziców, bardzo łatwo nim manipulować. Wystarczy powiedzieć, że ich rodzice uznają tylko związki heteroseksualne i od razu okaże się, że połowa tych młodych „od zawsze” była biseksualna. Proste, a jakie skuteczne.

Szkoła również odgrywa w procesie odrywania nastolatków od rodziców niebagatelną rolę. W pierwszej fazie poddaje się w wątpliwość autorytet rodziców. Robi się to bardzo delikatnie, niemal niezauważalnie. Większość lektur szkolnych pokazuje tylko konflikty międzypokoleniowe, a te, w których można zobaczyć dobrą relację z dzieci z rodzicami są podane we fragmentach, lub bardzo dziwnie interpretowane. W fazie drugiej oducza się dziecko samodzielnego myślenia (kiedy to odkryłam, przestałam się wkurzać, że traktują mnie jakbym miała ujemny iloraz inteligencji). Nastolatek ma interpretować utwory tylko w sposób podany na lekcji (inne są zawsze błędne, nawet jeżeli poza szkołą są uznawane za poprawne). Myślenie i analizowanie nie popłaca. Im ktoś bardziej niezależny i dociekliwy, tym gorzej dla niego. Jeżeli rodzice przyjadą pogadać na ten temat z nauczycielem, dziecko będzie jeszcze bardziej gnębione. Oczywiście, nie mówię, że tak robią wszyscy. Niestety, pedagodzy, którzy starają się nauczyć nastolatka myślenia oraz samodzielności, są wyśmiewani, krytykowani jako zbyt wymagający i przestarzali. Nauczycielka, która interpretowała Biblię na lekcjach nie jako mitologię hebrajską, tylko jako Pismo Święte otrzymała naganę przy uczniach (indoktrynacja religijna uczniów; drobiazg, że cała klasa chodziła na religię). Tak samo pani od WdŻwR (Wychowanie do życia w rodzinie), która mówiła, że małżeństwo to kobieta i mężczyzna, a aborcja jest morderstwem. A to tylko przykłady, które widziałam na własne oczy.

Poprzednie pokolenia czerpały wiedzę i doświadczenie od rodziców. Niejako uczyły się na ich błędach i sukcesach. Nastolatkowie nastawieni na „nie” względem rodziców, nie będą chcieli korzystać z ich doświadczenia. Moim zdaniem, to bardzo dobrze wyjaśnia, dlaczego tylu ludzi głosuje na partie, które zamiast programu wyborczego mają program „pokazać", że wszystkie inne partie są be”. W końcu nauczono ich tylko negacji.

Nastolatek, który jest przeciw swoim rodzicom, nie będzie chciał mieć dzieci, więc już nigdy nie przestanie być Piotrusiem Panem (dziecko uczy odpowiedzialności oraz dojrzałości emocjonalnej i psychicznej). Prosta matematyka. Jeżeli obecnym nastolatkom, którzy negują wartości rodziców, urodzą się dzieci i zostaną podane takiej samej indoktrynacji, będą wyznawać wartości dziadków (zanegują negację). A do tego, jak wiadomo nie można dopuścić, więc najlepiej pilnować, aby ludzie nie chcieli rodzić dzieci. Ja to widzę, a nie jestem geniuszem.

Wyszłam z tego systemu, zawsze będąc na marginesie. Choć obiektywnie grzeczna, zawsze miałam z niejasnych powodów obniżone oceny z zachowania. Toczyłam bój z polonistkami o to, żeby w wypracowaniach pozwalały mi samodzielnie myleć.

Dopiero w liceum znalazłam innych tego typu outsiderów, którzy nie dali się wciągnąć w system. Większość tej grupy jest uznawana za idiotów. Jeden z tych idiotów jest genialnym matematykiem, który z tego przedmiotu nigdy nie dostał lepszego stopnia niż dostateczny, chociaż pomagał całej klasie w odrabianiu pracy domowej.

Tak wygląda życie obecnego nastolatka, jeżeli nie uzna swoich rodziców za potwory i będzie samodzielnie myślał. W przyszłości, moje dzieci pójdą do szkół prywatnych (w których brak nauczycieli stosujących indokrynację) lub będę je uczyć w domu. Nie chcę żeby przeszły pranie mózgu.

Marta Walczak

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych