Skretynienie płynie z mediów

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. YouTube
Fot. YouTube

W dorosłe życie wchodzi pokolenie, które ma do celebrytów niezwykle szyderczy stosunek - mówi Karolina Korwin-Piotrowska w rozmowie z Dorotą Łosiewicz.

Dorota Łosiewicz: Gwiazdy, które pani krytykuje, często mówią, że jest pani nieszczęśliwa, wręcz chora z nienawiści. Wyjaśnijmy to na starcie: ma paniproblemy psychiczne?

Karolina Korwin-Piotrowska: Kiedy ktoś wysyła mnie na leczenie psychiatryczne, czuję głębokie wzruszenie z powodu troski o moje zdrowie. Fascynuje mnie także to, że jedna czy druga pani mają ochotę tracić przedkamerą czas, poświęcając go mojej osobie. Jak to możliwe, że ja, taki mały żuczek, mogę kogoś tak podniecić? Skoro tak się dzieje, to znaczy, że uderzyłam celnie. I tyle. Z moim zdrowiem psychicznym nie dzieje się nic złego, chociaż już w wieku 6 lat wylądowałam na kozetce. Myślę jednak, że mieszczę się w średniej krajowej.

Ma pani przyjaciół?

Mam kilku naprawdę dobrych przyjaciół, wielu dobrych znajomych. Bardzo lubię ludzi. Ale nie czuję potrzeby, by o tym opowiadać.

Gdy ogląda się „Magiel towarzyski”, trudno odnieść takie wrażenie. Krytykuje pani tam wszystkich, nie ma żadnych świętości. Po co pani to robi?

Jestem wielką fanką amerykańskiego pisania o show-biznesie. Tam nikt się o nic nie obraża, choć jest po bandzie. Gdyby Howard Stern mieszkał w Polsce, siedziałby w więzieniu, miałby dożywocie, 30 wyroków śmierci. A w USA do show Jimmy’ego Kimmela chodzi prezydentowa. Kiedy zaczynałam pracę w mediach, Wojciech Mann powiedział mi: „Nie mów z kartki, tylko z głowy, i nigdy się nie bój”. Miałam wtedy opowiedzieć o jakimś filmie, który był beznadziejny. Powiedziałam więc, że był beznadziejny, i wyjaśniłam, dlaczego tak uważam. Okazało się, że to było OK. Umiem coś skrytykować, ale często też chwalę. Ludzie jednak bardziej koncentrują się na krytyce. W Polsce takich osób, które bez owijania w bawełnę mówią prawdę o polskim show-biznesie, jest niewiele. Ja po prostu mówię, co myślę, publicznie używam mózgu. Zdarza mi się czasem krytycznie wypowiadać także o moich znajomych. To jednak nigdy nie dotyczy tego, co wiem prywatnie, a zawsze działalności publicznej – wywiadów, zdjęć.

Nie obrażają się?

Ci akurat nie. Niedawno usłyszałam: „Wiesz, gdybym cię posłuchał trzy lata temu, to dziś byłoby inaczej. Żałuję, że się nie zastanowiłem”.

A czy nie jest tak, że pani właściwie chciałaby być w show-biznesie i krytykuje pani ten świat, ponieważ to się nie udało?

Przez dwa lata byłam w show-biznesie, na głębokiej wodzie. To był program „Top Model”, z udziału w którym sama zrezygnowałam. Nie wyrzucono mnie, jak opowiadają moi byli koledzy. Wiedziałam, że odejdę już w lipcu, po poważnej scysji na planie. Wiązały mnie jednak umowy i musiałam poczekać. Trwałam więc do końca, bawiąc się setnie, bo dopinano mi włosy, robiono ze mną różne cuda, udowadniając mi, jak bardzo beznadziejna byłam do tej pory. To był fenomenalny eksperyment, który na sobie przeprowadziłam. Zapłaciłam za to dużą cenę, ale wiem, jak to wygląda od środka.

Dlaczego nie wyszło z „Top Model”?

Chcieli, żebym była taka jak w „Maglu” – ostra, krytyczna. Zupełnie czym innym jest jednak powiedzenie, że jakaś celebrytka udzieliła kretyńskiego wywiadu, a zupełnie czym innym ocenianie dziewczyn, które całą noc jechały PKS-em, bo nie stać ich na pociąg, mają na sobie pożyczone buty, pożyczone sukienki, nieświeże włosy i walczą o życie. Nie mogłam być wobec nich tak ostra, bo większości chętnie postawiłabym obiad. Pani pytała, czy nie lubię ludzi. A ja bardzo lubię ludzi, mam tylko krytyczny stosunek do celebrytów. Nie mogę go jednak przełożyć na zwykłego człowieka. Oczekiwano, że powiem: jesteś gruba, jesteś brzydka. Ja tak nie mogłam. Na planie zorientowałam się, że jestem obsadzona nie w tej roli, w której powinnam. Byłam pewna, że po pierwszej edycji już mnie nie wezmą do drugiej, a mimo to wzięli. Postanowiłam to wycisnąć. Byłam tam dwa lata, zarobiłam największe pieniądze w swoim życiu, kupiłam sobie iPada i pojechałam na wakacje do Rzymu. Podeszłam do tego cynicznie, bo wiedziałam, że w trzeciej edycji mnie nie będzie i byłam trochę koniem trojańskim. Obserwowałam, jak ludzie wariują, zrozumiałam jeszcze więcej mechanizmów. I nigdy więcej tego doświadczenia nie powtórzę. Dobrze mi z moją niszą w TVN Style i z „Maglem towarzyskim”. O tym, że jestem sfrustrowana, mówią ludzie, którzy żyją tylko show-biznesem i nie widzą poza nim życia. Oni myślą, że jak się nie żyje w show-biznesie, to się nie żyje w ogóle. Ja żyję doskonale poza nim. Może dlatego w ogóle żyję.

Zaskoczyła mnie pani empatią wobec dziewczyn z „Top Model”.

Byłam zaszokowana ich sytuacją. Większość kwalifikowała się do objęcia pomocą przez opiekę społeczną. Jedna była chuda nie z powodu anoreksji, tylko z powodu niedożywienia. Nie miała co jeść. Coś takiego widziałam na filmach o Auschwitz. Potem siedziałam w hotelu i płakałam.

Stawia się pani z boku show-biznesu, ale przecież uczestniczy pani w TVN-owskim programie „Na językach”. Tak jakby chciała pani mieć ciastko i zjeść ciastko.

W tym programie występuję jako ekspert. To bardzo zabawne. Miło się tam pracuje. Ten program to mocne uderzanie w gwiazdy, dowód na to, że Edward Miszczak wyczuwa, iż mamy przesycenie celebrytyzmem. Zapowiadałam to już dwa lata temu. To czuć w powietrzu. Ludzie mają dość tej sztuczności. W dorosłe życie wchodzi pokolenie, które ma niezwykle szyderczy stosunek do celebrytów.

Mówi pani o przesyceniu celebrytyzmem, a z drugiej strony to właśnie TVN jest stacją, która „produkuje” celebrytów na masową skalę.

TVN to pierwsza stacja, która postawiła na gwiazdy w promocji swoich programów. Inni próbowali to ściągnąć, ale się nie udało. TVN skopiował ten sposób ze świata. To jest, jak pani mówi, masowa, świadoma produkcja celebrytów, perfekcyjny PR. Tych ludzi kreuje się od podstaw. Od 2001 r., czyli startu Big Brothera, przez kolejne reality show obserwujemy kompletne skretynienie płynące z mediów. W krótkim czasie przyjęliśmy potwornie dużo debilizmu w kolorowej oprawie. A widz nie miał dokąd uciec. Od 2–3 lat widać, że ludzie mają tego dość. Dość mają też wciąż tych samych nazwisk i ofiarą tego jest choćby Borys Szyc.

TVN, produkując gwiazdy, odpowiadała na jakąś konkretną potrzebę społeczną?

Wszyscy potrzebujemy bajki, ułudy. Oglądamy telenowele, czytamy romanse, plotkujemy u dentysty. Ponieważ takie jest zapotrzebowanie, telewizje produkują złudzenia, sztuczny świat. Ważne jest tylko, by mieć świadomość, że to fikcja, że to się nie dzieje naprawdę, że nie wszystko, co się widzi na ekranie, to prawda. Gazety redagują teksty, a telewizja montuje programy. Jeśli widzowie zachowują ten trzeźwy osąd, to jest OK. Jeżeli ktoś go traci, ma problem.

Odnoszę wrażenie, że miliony ludzi wierzą w to, co widzą. Stąd choćby taki sukces paradokumentów.

Zgoda. Ludzie kochają oglądać głupszych od siebie i cieszą się, że są tacy kretyni. Gdy oglądałam program Ewy Drzyzgi i słuchałam, jak panna przez 30 min mówiła o tipsach, nie wierzyłam w to, co widzę. Wracając do kreowania TVN-owskich cele brytów od podstaw, powiem szczerze, że daje to czasem efekt uboczny w postaci tworzenia medialnych potworów.

Kogo ma pani na myśli?

Klasycznym przykładem jest „superniania”, czyli Dorota Zawadzka. To nieudane dziecko TVN. Ta osoba uwierzyła w swoją boskość. Zapadła na chorobę celebrycką. Myślę, że TVN bardziej trzyma na smyczy Kubę Wojewódzkiego, niż kontrolował „supernianię”.

W którym momencie „superniania” wymknęła się spod kontroli?

Ja straciłam do niej szacunek podczas „Tańca z gwiazdami”, w którym wzięła udział. Przecierałam oczy ze zdumienia, widząc, co ta kobieta wyprawiała na swoim Facebooku. Opisywała kulisy programu, wyciągała największe brudy, chociaż w umowie miała zapisane zachowanie tajemnicy – standardowy zapis wszystkich telewizyjnych produkcji. Przekroczyła granicę, pisząc o tym, że Edyta Górniak wstrzyknęła sobie botoks. Wszyscy widzimy, co zrobiła sobie Górniak, kiedy jednak mówi o tym osoba, która chce być autorytetem, jest psychologiem, nie panią z „Magla…” tak jak ja, tylko idzie do Pipcińskich i mówi im, jak mają wychowywać pięcioletniego Jasia, to gruba przesada. Ja mówię o botoksie Górniak, bo to moja praca. Biorę głupi wywiad i go wyśmiewam. Ale nie próbuję uczyć ludzi, jak mają żyć. Zawadzka chciała uczyć, a jednocześnie stała się plotkarą, była nielojalna wobec koleżanek z planu, robiła kwasy. Pomyliły się jej światy. A media rzuciły się na nią jak szczerbaty na suchary, bo sama obaliła swój mit. Każdy z nas jest plotkarzem, ale nie każdy z nas chce być postrzegany jako naukowiec z autorytetem.

Jaki jest przepis na stworzenie gwiazdy od podstaw?

Gwiazd szuka się na castingach. Kluczowe zdanie od kandydatki czy kandydata na gwiazdę, które musi paść, brzmi: „Jestem gotowa na wszystko i wiem, z czym to się je”. Choć to nie zawsze prawda. Weźmy teraz dla odmiany przykład Małgorzaty Rozenek, czyli „perfekcyjnej pani domu”. Ona od lat siedziała w domu, wiązała kokardki, oglądała program Marthy Stewart i uwielbiała swoją idolkę, myśląc, że jej życie jest prawdziwe. Składała równo koszule męża, wychowywała dzieci i marzyła o telewizyjnej karierze. Na castingu do „Perfekcyjnej Pani Domu” obwieściła, że jest gotowa na karierę. TVN dostała więc plastelinę, z której zaczęła lepić. Małgosia była w „Maglu towarzyskim” jeszcze przed szaleństwem, które się rozpętało na jej punkcie. Była super. Zabawna, na luzie, świetna i seksowna. Ale sukces i pogoń za blaskiem kariery naprawdę zmieniają. Po drodze media przyjrzały się każdemu aspektowi jej życia, wypomniały, że ma panią do sprzątania i do opieki nad dziećmi, co było ze strony mediów żenujące. Ona sama zachowywała się tak, jakby w kontrakt wpisane miała medialne samobójstwo, podejmowała dyskusję, łamiąc tym samym żelazną zasadę, by z mediami nie polemizować na żaden temat. Tylko robić swoje. Zniknęła seksowna, zadowolona kobieta, pojawiła się znerwicowana, nastawiona na sukces. Straciła dystans. Podobnie był z Zawadzką. Osoba, która ją stworzyła, dziś mówi, że skończy za to w piekle. „Superniania” już się skończyła, a Gośka Rozenek jeszcze się rozkręci. W „Bitwie o dom” jest świetna, empatyczna, łapie kontakt z ludźmi. Ma szansę, tylko powinna udzielać mniej wywiadów.

Dlaczego Polacy pokochali „Perfekcyjną Panią Domu”?

Chyba lubią, kiedy ktoś naprawia im życie. Sama jestem zaskoczona. Mój kolega twierdzi, że laska na szpilkach sprzątająca w domu to fetysz większości mężczyzn. Dla mnie to po prostu śmieszny program. Moment wręczania tiary z jabloneksu i tej szarfy rozkłada mnie na łopatki. Płaczę wtedy ze śmiechu.

Mówi pani, że celebryta zaczyna się kończyć, gdy uwierzy w swoją boskość. A co zrobić, by zachować rozsądek?

Nie nastawiać się na jeden program, mieć odskocznię, nie tracić własnego zdania, samokontroli, nie myśleć za bardzo o pieniądzach. Popatrzmy na Szymona Majewskiego. Wchodził w coraz głupsze programy, grał role, w których źle się czuł. Miałam ochotę wylać na niego wiadro lodowatej wody i wrzasnąć: „Co ty, człowieku, robisz!”.

Dlaczego większość traci kontrolę?

Bo nie ma im kto powiedzieć, że idą w złym kierunku. Oni funkcjonują w gettach show-biznesu, w kręgu klakierów, którzy z nich żyją. Nie mają mądrych doradców, agentów. Tak właśnie traci się ostrość widzenia, aż człowiek budzi się z ręką w nocniku.

Pierwsze symptomy choroby celebrytów?

Przekonanie o nieomylności, wykorzystywanie innych, by przywieźli ci sushi lub podali wodę, nieruszanie się z domu bez własnej makijażystki, jej asystentki, fryzjerki etc. To następuje na wczesnym etapie. Budowanie sobie dworu. Przy historiach, które się słyszy o polskich gwiazdach, Jennifer Lopez, która chce mieć konkretny rodzaj wody, to mały pikuś.

Nasi celebryci żyją ponad stan?

Zdecydowanie. Kilka celebrytek opowiadało mi, jak kupować ciuchy w dobrych butikach, iść na imprezę, nie odrywać metki, a potem oddać towar po fecie. Chodzi o to, by „na ściance” mieć na sobie Pradę. Podobnie jest z butami. Znam historię gwiazdy, która kupiła dom, zrobiła w nim wspaniałą sesję, po miesiącu musiała go sprzedać i mieszka w małym dwupokojowym mieszkaniu. Nigdy się do tego nikomu nie przyzna. Co więcej, po imprezie każe się odwozić pod ten dom, a potem po cichu, autobusikiem lub taksówką, wraca do swojego M2. Kryzys dotknął też celebrytów. Spadały programy, ludzie tracili robotę i szukali czegokolwiek. A wiele nie potrafią, poza byciem w programie czy prowadzeniem imprezy.

Napisała pani książkę „Bomba, czyli alfabet polskiego show-biznesu”, która właśnie wchodzi na rynek. Kto tym razem się na panią obrazi?

Nie obchodzi mnie to. To nie jest książka dla celebrytów, tylko dla normalnych odbiorców show biznesu, dla świadomych konsumentów popkultury, ale i dla tych, którzy chcą zacząć przygodę z show-biznesem. W książce więcej osób chwalę i padam przed nimi na kolana, niż krytykuję.

Kuby Wojewódzkiego raczej pani nie chwali.

Uwielbiam jego intelekt. Kiedy jednak ma się dziesiąt lat, trzeba dorosnąć, a nie walić bez sensu. Kuba z wiekiem stał się mściwy. Wyciąga ludziom prywatne rzeczy. Dla mnie punktem wyjścia jest produkt, wywiad, zdjęcie. Dla niego intymne szczegóły z życia. Kuba to męski odpowiednik Dody. Ma orgazm na myśl o samym sobie. Dziś stał się naczelnym błaznem Rzeczypospolitej. A szkoda, bo ma ogromny wpływ na ludzi i jest dowodem na to, że inteligencja w telewizji ma przyszłość.

Wymieni pani nazwiska gwiazd, które się nie skończyły, nie zbłaźniły, nie skompromitowały?

Agata Kulesza, Joanna Kulig, Julia Kijowska, Marcin Dorociński, Antoni Pawlicki, Tomasz Kot, Maciej Sztuhr i wielu innych. Jeśli ktoś ma talent i nie ściemnia, że robi coś dla idei, nie wmawia sobie i innym misji, to nie jest śmieszny. Jeśli ktoś opowiada, że czyści ludziom kible dla ich dobra i z poczucia misji, staje się śmieszny.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Dorota Łosiewicz

"Sieci" nr 18(22)2013, 6-12 maja 2013

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych