Zofia Czerwińska ma już dość marudzenia gwiazd, które twierdzą, że jak na 40 czy 50 lat pracy mają głodowe emerytury. Aktorka twierdzi, że to ich wina, bo nie płacili przyzwoitych składek. Czerwińska za komuny płaciła wysokie składki i dziś nie musi biadolić nad swoją emeryturą.

Ostatnio na wysokość swojej emerytury narzekał Zbigniew Wodecki. Żalił się, że po 50 latach pracy będzie miał tylko 1400 złotych miesięcznie.

Ja na emeryturze bym umarł. I chyba nie tylko ja, ale też wszyscy ludzie, którzy pracują w tym zawodzie, wymagającym wiecznego popisywania się i wysłuchiwania braw – poskarżył się Zbigniew Wodecki w rozmowie z „Super Expressem”.

Wcześniej na niską emeryturę utyskiwał m.in. Krzysztof Cugowski. ZUS wyliczył mu emeryturę na 570 złotych. Królowa estrady Maryla Rodowicz dostaje co miesiąc tylko 1600 złotych świadczenia. Beata Tyszkiewicz ma 1350 złotych, Jerzy Połomski - 1500 zł.

Na te narzekania odpowiedziała Zofia Czerwińska

To moi koledzy, lubię ich, ale w tej sprawie nie mam litości. Żadna z osób, które dziś narzekają na wysokość swojej emerytury nie napisała, ile w rzeczywistości zapłaciła składek przez te 40 czy 50 lat pracy. A przecież, aby wyciągnąć coś systemu, trzeba najpierw coś tam wpłacić. Ja na przykład jeszcze za komuny płaciłam wysokie składki. Dziś mam wysoką emeryturę. Wystarczającą zarówno dla mnie, jak i nawet dla mojego psa

– przekonuje w naTemat.

Czerwińska jest na emeryturze twórczej i ma  ponad 3 tys. złotych miesięcznie.

Nie narzekam, bo już wcześniej pomyślałam o zabezpieczeniu przyszłości

– mówi aktorka.

I dodaje:

Trzeba było pomyśleć zawczasu, a nie skamleć dziś

– kwituje narzekania.

Na wysokość emerytury wpływ miały przywileje dla artystów, którzy płacili symboliczne składki na ubezpieczenie emerytalne. Wiele polskich gwiazd świadomie i lekkomyślnie unikało płacenia składek. Trudno zatem dziwić się tak niskim emeryturom.

ar/natemat.pl