Były basista Budki Suflera: "To, co robiłem przed doświadczeniem Boga, nie ma dla mnie żadnego znaczenia"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. freeimages.com/zdjęcie ilustracyjne
Fot. freeimages.com/zdjęcie ilustracyjne

Czułem, że umrę i wypowiedziałem modlitwę: „Boże, jeśli pozwolisz mi żyć, to ja będę Ciebie szukał”. Kilka miesięcy później wstąpiłem do klasztoru

— opowiada w rozmowie z Onetem Piotr Płecha, były basista Budki Suflera, a obecnie muzyk zespołu TGD.

Płecha pochodzi z rodziny katolickiej, ale kiedy zaczął grać w Budce Suflera, pogubił się. Nie stronił ani od alkoholu i narkotyków, przestał się modlić i chodzić do kościoła. Wspomina, że szukał szczęścia po omacku. Przełom nastąpił, gdy z silną infekcją nerek trafił do szpitala i groziła mu poważna operacja. Miał dwadzieścia parę lat i czuł, że może umrzeć.

Byłem przekonany, że operacja będzie końcem mojego życia. W duchu zobaczyłem dotychczasowe życie, które przeżywałem na poziomie ciała, hałasu; uciekałem od własnego serca, krzywdziłem innych i samego siebie. Wypowiedziałem wtedy taką modlitwę: „Boże, jeśli pozwolisz mi żyć, to ja będę Ciebie szukał”

— wspomina.

Operacja się udała. Od tamtej pory Płecha zaczął poszukiwać Boga. Przez codzienną lekturę Pisma Świętego zbliżał się coraz bardziej do Jezusa, aż pewnej nocy - jak twierdzi - spotkał się z Nim osobiście.

Była czwarta nad ranem w maju 1986 roku, Jezus przyszedł do mojego pokoju. Nie widziałem Go swoimi oczami, ale to spotkanie było tak realne, że zmieniło całe moje dotychczasowe życie

— wyznaje muzyk.

Dzięki temu spotkaniu nagle zrozumiał to wszystko, co czytał w Biblii.

On nie tylko umarł za ludzkość, ale za mnie, żeby mnie wyzwolić od grzechu. Za to, co robiłem do tej pory, byłem skazany na śmierć – taka jest za to zapłata – ale Jezus wziął to na siebie. Powiedziałem wtedy: „Jeśli Ty umarłeś za mnie, to ja chcę żyć dla Ciebie”. Po tych słowach wydarzyło się coś jeszcze dziwniejszego, od tej obecności w moim pokoju, poczułem Jego obecność w moim sercu. Dziś to rozumiem, bo w Biblii jest napisane: „Jeżeli ktoś mnie pokocha, to mój Ojciec go pokocha i będziemy w nim przebywać” – i ja tego doświadczyłem

— podkreśla.

Potem wstąpił do klasztoru. Będąc zakonnikiem wykonywał świeckie zajęcia - pracował jako robotnik w Hucie Warszawa i jako listonosz. Przez siedem lat nie miał styczności z muzyką, bo gdy tylko zaczynał grać, wracały mu stany, których doświadczał pod wpływem narkotyków. Później zrozumiał, że został stworzony, aby chwalić Boga dźwiękami.

Płecha tłumaczy, że „Bóg stworzył wszystko, a szatan próbuje to zniekształcać”.

Przykładem jest Jimmy Page z Led Zeppelin, który publicznie przyznawał się do czarnej magii i opowiedział kiedyś, że podobno szatan któregoś razu przyszedł do niego i uczył go konkretnych riffów, z których powstawały znane utwory. Wierzę, że to mogło mieć miejsce

— mówi Płecha..

Twierdzi, że dziś jest zwykłym człowiekiem. Ma rodzinę, przyjaciół, ale wszystko, co robi, jest filtrowane przez Bożą obecność.

Chrześcijaństwo nie jest zbiorem zasad, ale relacją z żywym, niewidzialnym Bogiem. Odbywa się to na poziomie serca

— wyjaśnia.

Nie żal mu poprzedniego życia. Jak mówi, od dwudziestu dziewięciu lat żyje „w jedności z Panem”.

To, co robiłem przed doświadczeniem spotkania z Bogiem, nie ma dla mnie żadnego znaczenia

— podsumowuje Piotr Płecha.

bzm/onet.pl

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych