Zbigniew Hołdys użala się nad losem Jaruzelskiego. Zdaniem muzyka dyktator "strasznie przeżywał" wprowadzenie stanu wojennego

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. YouTube
Fot. YouTube

Aleksander Kwaśniewski, żegnając na Powązkach Wojciecha Jaruzelskiego, autora stanu wojennego, dyktatora, który doprowadził do bratobójczych walk w Polsce, zapowiedział, że on i jego towarzysze przywrócą dobre imię generałowi.

Jak widać, u niektórych polskich polityków słowo jest droższe od pieniądza, a z pewnością ważniejsze od życia tysięcy ofiar pokrzywdzonych decyzjami moskiewskiego sługusa. Uczestniczymy więc w niewiarygodnych, medialnych szopkach, polegających na ocieplaniu wizerunku oprawcy, wybieleniu jego skutkujących rozlewem krwi decyzji, a nawet przedstawianiu jego samego jako jednej ofiary stanu wojennego.

W Wojciechu Jaruzelskim chcielibyśmy widzieć potwora. On jednak miał zwyczajne pasje, szanował politycznych wrogów i krytykował decyzje partyjnych kolegów. A przede wszystkim okazywał zwykłe ludzkie emocje. Tyle, że potem wszystko to cenzurował

— pisze w „Newsweeku” Marek Buklarewicz, reklamując artykuł Zbigniewa Hołdysa zatytułowany „Wywiad z generałem”.

Sam Hołdys krótko charakteryzuje generała słowami:

Rozmawiałem z niezwykle elokwentnym i kulturalnym mistrzem manipulacji, człowiekiem z żelbetonu, aktorem własnej, wymyślonej roli.

Dalej na filmiku, zapraszającym do kupienia nowego numeru pisma, Hołdys opowiada, jak zobaczył w oprawcy człowieka. A zdanie o komunistycznym przywódcy zmienił po tym, jak Jaruzelskiemu spodobała się gitara, na której artysta grał „Nie bój się tego Jaruzelskiego” i jego zielony kapelusz.

Powiedziałem mu, że ten kapelusz założyłem specjalnie dla niego, bo to był w miarę świeżo pomalowany w drzewo. Powiedział, że bardzo mu się podoba, obejrzał go, mówi - zielony to jest mój ulubiony kolor. I to pokazało, że ja po raz pierwszy w życiu swoim zobaczyłem Jaruzelskiego jako człowieka, a nie jako dyktatora

— opowiada Hołdys.

Nie jako drętwego, oziębłego pacana, który stał, witał się z Breżniewami, z tymi wszystkimi ludźmi z wielkimi tajemnicami wokół, tylko człowieka z krwi i kości. I to było dla mnie zaskoczenie duże, zwłaszcza… że mu na gitarę oczy błyszczały

— dodaje.

W tym miejscu poprawnie polityczny artysta poparł swoją tezę przykładami innych przyjaciół Jaruzelskiego.

Ja wiem, że dla wielu ludzi zabrzmi to dziwnie, ale ja zrozumiałem wtedy, dlaczego niektórzy, którzy go poznali, rozmawiali z nim wielokrotnie, jak Michnik czy inni opozycjoniści, powiedzieli, że jest to bardzo przyzwoity i bardzo fajnie rozmawiający człowiek. On naprawdę takim był

— zachwyca się Hołdys.

Gdy spytał byłego dyktatora, czym się obecnie zajmuje, ten zwierzył mu się, że albo rozmawia z psem, albo bawi się z wnuczkiem „zdobycznym pistoletem Waltera”, bo na broni zna się dużo lepiej niż na klockach lego. Później panowie porozmawiali również o roku 1981, kiedy to Jaruzelski rozkazał żołnierzom wyjść na ulicę, by stłamsili polską kiełkującą demokrację.

Był taki moment, że spytałem go o stan wojenny i powiedział, jak strasznie to przeżywał, że oczywiście nikt - ani żona, ani córka nie wiedziały (…), że zaskoczone było całe biuro polityczne — mówi Hołdys.

Przedstawia Jaruzelskiego niemalże jako ofiarę stanu wojennego, ponieważ swoją decyzję okupił wielkim stresem, silnymi emocjami, a nawet myślami samobójczymi

Powiedział, że pistolet leżał na jakiejś szafce i zastanawiał się, że może lepiej będzie jak on sobie strzeli w głowę

— wspomina.

Wokalista martwi się, że ludzie nie znają prawdziwego Jaruzelskiego. Mają w pamięci „banały i komunały”, które były prezydent mówił w sądzie i przy okazji wywiadów. Niestety i ten pamiętny dla Hołdysa wywiad również ocenzurował i kazał wyciąć przed publikacją 80 proc.rozmowy.

Zabił wywiad! Zabił

— rozpacza Hołdys.

Jak widać, słowa Kwaśniewskiego nad grobem Jaruzelskiego nie były pustym frazesem i faktycznie trwa walka o jego dobre imię. Zawsze znajdą się tacy, którzy radośnie podejmą trud wykreowania oprawcy na bohatera naszych czasów.

Szkoda, że Zbigniew Hołdys nie zdawał sobie sprawy z tego, że rozmawiał z mistrzem manipulacji, który do końca odgrywał rolę, jaką sam sobie napisał. Nic więc dziwnego, że uwierzył w rozterki rosyjskiej marionetki bez sumienia. Hołdys chyba mocno się pogubił i zapomniał już, jak pisał słowa do piosenki „Nie bój się tego wszystkiego”. Więc pozwolę sobie na małe przypomnienie:

Ktoś na mojej głowie siadł niczym król, zaczął pajęczynę wić wokół moich ust, watę w uszy wetknął mi anioł stróż. Nie bój się tego wszystkiego (…).

I tu rodzi się pytanie - o jakiej pajęczynie pisał wówczas autor tekstu zważywszy, że płyta pochodzi z 1982 roku? Czasy się zmieniają, a wata w uszach wciąż tkwi. Może czas ją wyjąć, panie Zbigniewie?

Katarzyna Kawlewska

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych