Znawca filozofii polityki i przedstawiciel myśli konserwatywnej profesor Jacek Bartyzel postanowił odnieść się do siedmiominutowej pikiety pięciu osób, która w założeniu miała być wyrazem poparcia dla rosyjskiej agresji na Ukrainie. Demonstracja była jednocześnie śmieszna i straszna.
Śmieszna - bo dziennikarzy i ochraniającej demonstrantów policji było więcej niż pikietujących. Straszna - bo dobrze wiemy, że z Rosją nie ma żartów i jest ona zagrożeniem nie tylko dla Ukrainy.
Jako że to i owo słyszałem wcześniej o planowanej manifestacji i jej pomysłodawcy, trochę zdziwiło mnie, że jej ciężar spadł ostatecznie na – przyznajmy to – raczej wątłe barki p. Tomasza Wiśniewskiego. Trzeba wszakże przyznać, że chociaż p. Tomasz, cherubinkowaty młodzian o inteligentnej buzi pilnego studenta – pochłaniacza książek (którym jest w rzeczywistości), raczej nie sprawia wrażenia groźnego wojownika Solarnego Imperium, toteż wydaje się mało prawdopodobne, aby na jego widok miały ze wściekłości toczyć pianę z pyska zachodnie elity (a choćby i zachodnie pospólstwo), to jednak nie speszyło go to, że z szumnie ogłaszanej pikiety wyszedł taki mały pikuś i do końca, czyli przez całe dziewięć minut, odgrywał rolę chwackiego zucha. Nie miał tylko dobrego pomysłu na to, co zrobić z nóżętami, więc niezdecydowanie zakładał je sobie jak nimfetka, której rodzina wyznaczyła zadanie wręczenia babci jubileuszowej laurki. Za to jako retor poradził sobie całkiem dobrze. Niewykluczone, że ten występ przed kamerami to pierwszy krok ku błyskotliwej karierze celebryty i public intellectual, choćby jako Sierakowskiego „czwartej teorii politycznej”. -
pisze prof. Bartyzel na portalu legitymizm.org.
Główną częścią pikiety było przemówienie opisanego przez prof. Bartyzela - Tomasza Wiśniewskiego, studenta historii na poznańskim UAM. Wiśniewski bronił rosyjskiej agresji na Krymie i atakował Stany Zjednoczone za ich „imperialistyczną politykę”.
Dotychczas bowiem p. Tomasz znany był jedynie w bardzo wąskich kręgach, a chociaż mimo młodego wieku z pieca niejednej doktryny już jadał, to stosunkowo największy rozgłos zyskał sobie artykułem o „sakralnej logice” koreańskiej kimokracji. Dodajmy, że nawet i z przemówienia na pikietce można wysnuć wniosek, że to człowiek głęboko religijny. Przed winszowaniem mu z tego powodu musi nas jednak powstrzymać niejaki dysonans w przedmiocie rozpoznania tego, kto jest Zbawicielem świata. My, chrześcijanie, wierzymy, że to Jezus Chrystus zbawi świat, natomiast p. Tomasz – że to Rosja, na domiar ontycznie tożsama z pięknem. No cóż, może to tylko chwilowe przeciążenie pewnymi lekturami i jak myśli się uporządkują, to sprawa się wyjaśni -
pisze Bartyzel.
Badacz odniósł się również do poglądów organizatora pikiety, który - jak wynika ze słów profesora - jest zwolennikiem ideologii gender, queer, a także transhumanizmu.
P. Tomasz dał się przecież już poznać nie tylko jako wróg „lubieżnego satyra atlantyzmu”, ale także jako człowiek mocno zakotwiczony w postmodernizmie (wielbiciel Michela Foucaulta!), obrońca i zwolennik gender, queer, otwarty nawet na perspektywę transhumanizmu. Tymczasem w swoim przemówieniu poszedł po linii najmniejszego oporu, czyli skojarzeń zupełnie jednoznacznych i jednostronnych. Gdyby tak na przykład zakończył swoją mowę gromkim okrzykiem: „PUTIN, GENDER, EURAZJATYZM!”, to byłoby coś naprawdę niekonwencjonalnego, przekraczającego utarte schematy i linie podziału, transgresyjnego -
ironizuje Bartyzel.
Niestety, obawiamy się, że to nie ostatnia pikieta organizowana przez Tomasza Wiśniewskiego. A kto jak kto, ale on najwyraźniej potrafi organizować... pikusie.
Czytaj też: Wierzą, że Rosja zbawi świat
ann
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gwiazdy/102305-pikus-zamiast-pikiety