Po cyklu zimowych chorób i zwykłym w takich wypadkach uwięzieniu w domu, dzieci z radością korzystają ze świeżego powietrza. Trochę trudniej natomiast podjąć obowiązki, szczególnie szkolne. Powoli jednak wraca wszystko do normy, a ja zostaję w domu tylko z dwójką najmłodszych. I jest tak spokojnie. A raczej byłoby, gdyby nie panna Joanna. Nasza urocza 2,5 letnia kobietka jest niesamowicie rozgadana, umie się pięknie zająć układaniem klocków i jest tak zwanym niekłopotliwym dzieckiem. Właściwie jedyny problem to „buzia mi się nie zamyka”. Panienka cały czas śpiewa, gada i pyta. Za oknem piękne słońce a w moim sercu piękne złudzenie, że panuję nad sytuacją. Kilka dni temu, po uśpieniu małego, zajęłam się praniem i czekałam na kolejną porcję niekończących się pytań. A tu cisza. Zaniepokojona wołam córeczkę, w odpowiedzi słyszę:
Ja sprzątam! W porządku, klocki zawsze się jakoś same rozsypują. Ale to sprzątanie trwa wyjątkowo długo. Wkraczam na terytorium dziewczyn. Moje rozkoszne dziewczę pracowicie smaruje szminką dorosłej siostry wszystkie meble, bo na sobie niema już wolnej przestrzeni. Wrr… Przy zmywaniu okazało się, że kosmetyk jest wyjątkowo trwały. Jedyne co moja córeczka miała mi do powiedzenia widząc moje zdenerwowanie to:
Nie kłócimy się dobrze?
Towarzyszyło temu przytulenie, które moją złość pozbawiło całkowicie impetu.
Nie skończyłam jeszcze sprzątać czerwonych mazów, a znów zaniepokoiła mnie ponownie cisza. Po krótkich poszukiwaniach znalazłam moją latorośl w kuchni, gdzie była zajęta wyjadaniem cukru pudru. Przysmak był nie tylko na małej łapce i rozkosznej buzi, ale również na podłodze i całym ubranku. Kolejne mycie i usuwanie skutków działalności. W międzyczasie z objęć Morfeusza powrócił młodszy brat winowajczyni i musiałam się nim zająć. Przy karmieniu miałam dojmujące uczucie deja vu. Znowu CISZA! Moje kochane dziecko zaczęło pomagać mamusi. Postanowiła umyć podłogę. Tak jak ja chwilę wcześniej. Kolejne przebieranie i sprzątanie. Wszystkie domowe prace leżą odłogiem a ja usiłuję zapanować nad niekłopotliwym dzieckiem. Drobne incydenty w postaci rozsypania moich kolczyków czy rozlania mleka są właściwie niegodne wzmianki. Wszystkiemu towarzyszą przytulenia i zapewnienia typu:
Pomogę ci mamo.
I kiedy już udało mi się zająć obiadem, a panienkę zainteresować malowaniem palcami, usłyszałam:
Popilnuję Piotrusia!
Na takie dictum mogłam zrobić jedno, zabrać młodszego brata z fotelika sprzed wyciągniętych rąk niewiele większej opiekunki. Obiad musi poczekać. Należy wszystkie siły skierować na pilnowanie niezniszczalnego dwulatka. I już mało śmieszny wydaje mi się tekst znaleziony gdzieś w Internecie:
Wymienię dwulatka na psa, może być wściekły.
Justyna Walczak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gwiazdy/100510-niebezpieczna-cisza