„Niemcy chcą ratować przemysł kosztem pewnej europejskiej równowagi. Przez wiele dziesięcioleci wspólna polityka rolna była fundamentem polityki europejskiej i nagle ją rozwalamy. Chwiejemy całą logiką. Jeśli stosujemy tak wysokie wymagania sanitarne, klimatyczne i nagle wszystko rujnujemy tylko dlatego, że Niemcy sobie nie radzą, to wszyscy to widzą” - mówi prof. Mieczysław Ryba w rozmowie z portalem wPolityce.pl, komentując dążenia Brukseli do podpisania umowy z krajami Mercosur.
wPolityce.pl: Głównym beneficjentem umowy z krajami Mercosur mają być Niemcy. Z kolei pertraktacje trwają od 1999 roku. Ostatnie lata nie są jednak dla naszych zachodnich sąsiadów zbyt korzystne, jeżeli chodzi o gospodarkę. Intensywne parcie do podpisania umowy jest przejawem długoletniej strategii imperialistycznej Niemiec czy doraźną chęcią ratowania własnej gospodarki?
Prof. Mieczysław Ryba: To i to. Siła Niemiec nade wszystko dzisiaj jest oparta nie o armię, ale o gospodarkę. Od jakiegoś czasu Niemcy, kiedy okazało się, że są nieefektywni bez taniego rosyjskiego gazu i ropy, w związku z czym jako lider Europy, zamiast tej Europy bronić, wycofać się z absurdów, takich jak Zielony Ład chcą działać na zasadzie pasożyta. Nie pchać UE do przodu, ale wysysać z niej soki. Tym jest umowa z Mercosur. Inaczej sobie nie umieją poradzić. Ich gospodarka jest efektywna poprzez układy geopolityczne i teraz chcą ją ratować oraz swoją imperialną pozycję, ale jak widać, bunt już wybuchł, nie tylko wśród krajów mniejszych, które zaraz można obłożyć sankcjami finansowymi.
Często podnoszoną kwestią jest fakt, że Ameryka Południowa była bardzo chętnie wykorzystywana przez nazistów do ucieczki przed sprawiedliwością. Udawali się tam ze zrabowanymi fortunami, które pozwalały na dostatnie życie oraz zakup pokaźnych majątków ziemskich. Z kim UE tak naprawdę ma podpisać umowę, z poszczególnymi krajami Mercosur czy potomkami nazistów?
Trudno powiedzieć. Prawdą jest, że naziści uciekali do różnych krajów. Natomiast to już jest trzecie pokolenie. Trudno by było udowodnić, że oni ciągle myślą po niemiecku, a nie po swojemu. To są kraje rozwijające się dynamicznie, zwłaszcza Brazylia. Duże w sensie terytorialnym i ludnościowym, bardzo rozwinięte rolniczo, aczkolwiek bez wszystkich wymagań sanitarnych, które są w Europie. Im jest w sumie wszystko jedno, czy będą kupować samochody z Niemiec, Stanów Zjednoczonych czy Japonii. Ważne, żeby to było korzystnie dla nich. Natomiast mamy do czynienia przede wszystkim z kompletnie rozpaczliwą próbą ratowania przemysłu niemieckiego. Kosztem bezpieczeństwa żywnościowego naszego kontynentu.
Kto tak naprawdę naciska na podpisanie umowy z krajami Mercosur. Koncerny czy samo państwo niemieckie?
Jest takie powiedzenie, że nie tyle Niemcy mają przemysł, co przemysł ma w posiadaniu niemieckie państwo. Tam jest specyficznie ułożona struktura, powiązanie polityki z biznesem jest bardzo silne, trochę na innym modelu niż komunistycznym, ale jest. Siła przemysłu niemieckiego stanowi o sile państwa niemieckiego. Rzeczywiście jest tak, że koncerny, do jakiegoś stopnia międzynarodowe, ale w dużym stopniu też narodowe prą do podpisania umowy. Natomiast jeśli tyle się w UE mówi o tak zwanym zrównoważonym rozwoju, ten model, który jest proponowany, nie ma nic wspólnego ze zrównoważonym rozwojem. Ratujemy przemysł, nie patrząc na nic. To jest sytuacja, powiedzmy sobie szczerze, samobójcza. W każdym tego słowa znaczeniu. Chcą ratować przemysł, ale to politycy ostatecznie rozstrzygają. Niemcy chcą ratować przemysł kosztem pewnej europejskiej równowagi. Przez wiele dziesięcioleci wspólna polityka rolna była fundamentem polityki europejskiej i nagle ją rozwalamy. Chwiejemy całą logiką. Jeśli stosujemy tak wysokie wymagania sanitarne, klimatyczne i nagle wszystko rujnujemy tylko dlatego, że Niemcy sobie nie radzą, to wszyscy to widzą. To jest milowy krok do rozpadu UE jako takiej.
Kwestia Mercosur stanie się papierkiem lakmusowym dla jedności w UE? Możemy spodziewać się stanowczego przejawu buntu?
Stosowanie zasady podwójnej większości w ważnych sprawach, nie jednomyślności, ale zasady większościowej, przegłosowywania w sposób cyniczny jednymi krajami drugich, samo w sobie rodzi potężne poczucie niesprawiedliwości. Realizuje się interesy jednego państwa, ten bunt narasta od dawna. Polska, Węgry, sprzeciwy się pojawiały. Teraz ten bunt dotyczy już większych krajów i niemieckie media podają, że Friedrich Merz nie był w stanie wymusić czy też w uzyskać zgody Francji oraz Włoch. Widzimy, że opór się poszerza i Komisja Europejska nie ma specjalnie narzędzi, żeby przeciwdziałać. TSUE może wydawać różne wyroki i nakładać kary, ale to wszystko jest świat wirtualny. To jest zawieszone w wyizolowanej, biurokratycznej próżni. Im więcej niesprawiedliwości i nieracjonalności w UE, oderwania się od zdrowego rozsądku w gospodarce czy kwestiach ideowych, suwerennościowych, tym przed UE mniej pewna przyszłość. Ona po prostu będzie trzeszczeć w szwach, bo więzi narodowe są silniejsze niż więzi biurokratyczne.
Czy Polska powinna iść za ciosem i legislacyjnie uporządkować wewnętrzną kwestię żywnościową? Zmusić zagraniczne sklepy wielkopowierzchniowe, żeby zaopatrywały się w produkty wytwarzane przez polskich rolników, a nie ściągać owoce i warzywa z zagranicy?
Trzeba dokończyć projekt PiS o stworzeniu państwowo-prywatnego systemu przetwórstwa żywności. Wiemy o tym, że zachodnie koncerny przetwarzają produkty rolne i mają z tego ogromne zyski. Jeśli mówimy o tworzeniu struktury bezpieczeństwa narodowego - wydawaniu setek miliardów na armię, przeszkolenia, systemu cyberbezpieczeństwa - to bezpieczeństwo żywnościowe należy do jednego z fundamentów. Jeśli myślimy o obronie kraju, to nie możemy pozwolić na wykończenie naszego rolnictwa. Każda wojna, jaką znamy z historii, ma niesamowicie istotny fundament - bezpieczeństwo żywnościowe. W takich kategoriach trzeba do tego podejść. Nie można patrzeć, czy Niemcy będą zadowoleni, czy TSUE będzie mieć obiekcje. Nie może być tak, że przetwórstwo żywnościowe czy przemysł będzie z obcym kapitałem. Trzeba mieć to w swoim ręku. Tak, jak repolonizowaliśmy banki po to, żeby mieć bezpieczeństwo w sferze finansowej, tak samo jest tutaj.
Prezydent Karol Nawrocki wyraził stanowczy sprzeciw w kwestii umowy z Mercosur. Podczas zagranicznych wizyt rozmawiał z przywódcami o mniejszości blokującej. Z kolei rząd zdaje się tylko mówić, iż jest przeciwko, a sama narracja zdaje się jest obliczona na korzyści w sondażach. Co może zrobić prezydent, żeby rząd dołączył do niego w faktycznej walce o polskich rolników?
Rząd mówi, że jest przeciw, tylko wiemy jak to wygląda. Rząd przed narodem pręży muskuły, a na zewnątrz jest po prostu słabiutki jak trzcina i się gnie. Natomiast rzeczywiście prezydent może obnażać ewentualną hipokryzję i ma pewne możliwości, żeby na rząd naciskać. Oczywiście tak się podzielono, że prezydent zajmuje się bardziej sprawami relacji z USA - ze światem pozaeuropejskim. Rząd ma na głowie sprawy europejskie, ale wydaje się, że ostatnio prezydent przejął kontrolę nad ogólnym bezpieczeństwem Polski. Prezydent powinien wywrzeć presję poprzez realną ofensywę, wykazując hipokryzję, jeśli się pojawi, żeby poruszyć presję społeczną. Protest rolników z całej Europy w Brukseli pokazuje, że problem nie jest tylko naszym problem. Jest dużo głębszy i ważniejszy.
Skutki polityki Unii Europejskiej wobec umowy z krajami Mercosur w kontekście globalnej rywalizacji, relacji z Rosją i USA oraz wpływu na europejski przemysł?
Pamiętajmy, że kraje Mercosur patrzą na Rosję inaczej. Dla nich to nie jest wrogi kraj. Większe problemy widzą w relacjach z USA. Jeśli mówimy o globalnej rywalizacji. Wydaje się, że tamte kraje nie stoją po stronie Stanów Zjednoczonych. W najlepszym wypadku mają obojętny stosunek. Tego typu fundamentalna deregulacja rynków światowych, w tym europejskiego, pośrednio wzmacnia układ antyzachodni czy antyamerykański. To jest system naczyń połączonych. Dlatego nazwałem działania UE, Ursuli von der Leyen, Friedricha Merza i Berlina rozpaczliwym działaniem. Ratowanie poprzez chwytanie się brzytwy. Tutaj nie ma strategii. To wszystko jest jednym wielkim chaosem. Żeby ratować przemysł europejski, trzeba zrezygnować z Zielonego Ładu, wrócić do normalnej produkcji energii, polityki celnej, tak jak Amerykanie to robią w stosunku do świata. Należy stawiać wszystko na nogach, a nie na głowie. Idziemy dalej w absurd klimatyczny i zawieramy umowę z krajami, które w ogóle się tym nie przejmują. Nie ma tu żadnej logiki. To wygląda jak choroba psychiczna.
Rozmawiał Adam Bąkowski.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gospodarka/748925-wywiad-prof-ryba-o-mercosur-milowy-krok-do-rozpadu-ue
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.