Po wczorajszym komunikacie GUS, że wg szybkiego szacunku w marcu wyniosła ona 4,9 proc. i była na tym samym poziomie jak w styczniu i lutym tego roku, minister finansów Andrzej Domański napisał na platformie X „inflacja w marcu -4,9 proc. kolejny raz poniżej oczekiwań analityków (5,1 proc.). W kolejnych miesiącach będziemy najprawdopodobniej obserwować dalszy spadek inflacji”. Rosnąca inflacja nie jest zjawiskiem korzystnym dla nikogo, co więcej, że Rada Polityki Pieniężnej NBP, stojąca na straży wartości polskiej złotówki, musi w takiej sytuacji reagować podwyżką stóp procentowych, albo też, jeżeli są na podwyższonym poziomie, nie jest skłonna do ich obniżania. A to w oczywisty sposób podwyższa koszt pożyczanego pieniądza, co jest niekorzystne zarówno dla gospodarstw domowych mających kredyty w tym w szczególności hipoteczne, jak i dla przedsiębiorców funkcjonujących na podstawie kredytu.
A więc zarówno polityka monetarna prowadzona przez NBP, jak i polityka fiskalna prowadzona przez rząd powinny być nakierowana na obniżanie inflacji, aby w rezultacie doprowadzić do obniżki stóp procentowych banku centralnego. I rzeczywiście decyzje RPP o podwyżkach stóp procentowych od września 2021 i do września 2022 roku doprowadziły do gwałtownego obniżenia inflacji z 18,4 proc. marcu 2023 roku do 2 proc. w marcu 2024 roku, ale niestety od kwietnia 2024 roku inflacja zaczęła znowu rosnąć. Była to konsekwencja dwóch decyzji rządu Donalda Tuska, który zdecydował podwyższeniu stawki VAT na żywność z 0 proc. do 5 proc. od 1 kwietnia 2024 roku i częściowej likwidacji tarczy energetycznej najpierw od 1 lipca 2024 roku i w kolejnym roku od 1 stycznia 2025. W rezultacie tych decyzji inflacja wzrosła ze wspomnianych 2 proc. w marcu 2024 roku do 5,3 proc. w styczniu 2025 roku i wg prognoz analityków NBP miała dalej rosnąć aż do końca II kwartału 2025 roku.
W lutym jednak GUS zresztą jak co roku dokonał zmiany wag w tzw. koszyku zakupowym, na podstawie którego liczy się inflację konsumencką i tak się „dziwnie” złożyło, że zmniejszono w nim wagi wydatków, które od wspomnianego kwietnia i lipca poprzedniego roku gwałtownie rosną. Żeby nie być gołosłownym, w sytuacji, kiedy głównymi przyczynami wzrostu inflacji już od blisko roku jest wysoki wzrost cen żywności i jeszcze wyższy wzrost cen nośników energii (w lutym odpowiednio o 5,9 proc. i 13,2 proc.), prezes GUS zdecydował się zmniejszyć właśnie ich udział w strukturze wydatków konsumenckich. Udział wydatków na żywność zmniejszono aż o blisko 2 punkty z 27,63 do 25,8, a udział wydatków na użytkowanie mieszkania (domu) i nośniki energii o blisko 1 punkt z 20,43 do 19,44. Wzrósł za to w strukturze wydatków konsumenckich udział wydatków na rekreację i kulturę o blisko 1 punkt z 6,26 do 7,07; na zdrowie z 5,36 do 5,82; edukację z 0,91 do 1,07 oraz na restauracje i hotele z 5,60 do 5,65.
W sytuacji zmniejszenia w wydatkach konsumentów udziału wydatków na żywność i nośniki energii aż o blisko 3 punkty, a to przecież wzrost ich cen napędza obecnie inflację, udało się ją zmniejszyć, ale tylko niestety statystycznie ze wspomnianego poziomu 5,3 proc. w styczniu do 4,9 proc. w lutym (dokonano także weryfikacji wskaźnika inflacji w styczniu ze wspomnianego poziomu 5,3 proc. liczonej według „starych” zasad do 4,9 proc. według tych „nowych”). Udało się to osiągnąć, mimo tego, że wg tych samych danych GUS, w lutym ceny żywności były o 0,3 proc. wyższe niż w styczniu, natomiast ceny nośników energii o 0,2 proc. wyższe niż w styczniu, a przecież to te wydatki stanowiły do tej pory, aż ponad 48 proc. wszystkich wydatków gospodarstw domowych. Jest to więc klasyczna manipulacja statystyczna, która niczego nie zmieni w nastrojach większości konsumentów, bo oni przecież analizują paragony i rachunki zakupowe i widzą ciągły wzrost cen, szczególnie żywności i nośników energii. W marcu wg szybkiego szacunku inflacja liczona wg nowych zasad wyniosła 4,9 proc. tyle, co w lutym, choć w stosunku do lutego wzrosła o 0,1 proc. Przy czym ceny żywności w porównaniu z marcem poprzedniego roku były wyższe aż o 6,7 proc., a ceny nośników energii aż o 13,3 proc., a w stosunku do lutego tego roku ceny żywności wzrosły o 0,3 proc., a ceny nośników energii spadły o 0,1 proc.
A więc gdyby inflacja byłaby liczona wg starych zasad, w lutym wyniosłaby 5,3 proc., a w marcu 5,4 proc., a według nowych, jak już wspomniałem, wyniosła 4,9 proc. i to jest właśnie powód radości ministra finansów Andrzeja Domańskiego, wyrażonej na platformie X. Tyle tylko, że w rzeczywistości ceny głównie żywności i nośników energii, jak wynika z wyżej zaprezentowanych danych GUS, gwałtownie rosną, ba dla gospodarstw domowych o niższym poziomie dochodów, które wydają na żywność i nośniki energii, znacznie więcej niż 50 proc. swoich dochodów, odczuwalna inflacja jest jeszcze wyższa, niż ta wyliczana przez GUS. Polacy więc w związku z rosnącą inflacją „płacą i płaczą”, a minister Domański cieszy się, że inflacja wynosi „tylko” 4,9 proc., dzięki opisanym wyżej „zabiegom” nowego prezesa GUS.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gospodarka/725441-domanski-cieszy-sie-z-nizszej-inflacji-to-efekt-zabiegow