Koniec wakacji przyniósł niemiłe zaskoczenie rodzicom wielu przedszkolaków. A wszystko za sprawą nowego prawa, które miało przynieść ulgę domowym budżetom, a w rzeczywistości poważnie ograniczyło możliwości edukacyjne maluchów.
Ustawę zachwalano chwytliwym hasłem - "przedszkola za złotówkę". Rzecz w tym, że Sejm zdecydował, iż od 1 września 2013 roku edukacja przedszkolna będzie częściowo dotowana z budżetu państwa. Do tej pory finansowały ją w całości samorządy. Opłata za każdą dodatkową godzinę opieki - powyżej pięciu, które są bezpłatne - ma wynieść nie więcej niż 1 zł. Wcześniej samorządy pobierały nawet do kilku złotych za każdą godzinę powyżej tych gwarantowanych pięciu. I to dobra wiadomość. Niestety - sprawa ma drugie dno.
Zgodnie z nowym prawem rodzice nie mają bowiem możliwości, by wykupić swoim pociechom dodatkowe zajęcia, takie jak tańce, karate, czy nauka języków. A za ustawową "złotówkę" nie da się ich zapewnić. Zwłaszcza, jeśli wymagają zatrudnienia nauczycieli i instruktorów spoza przedszkola.
Wielu rodziców jest w szoku.
Piszę ten list jako rodzic czteroletniej córki. 02.09.2013 roku została wprowadzona jakimś zamaskowanym sposobem ustawa, która ogranicza wszelkie zajęcia dodatkowe we wszystkich placówkach przedszkoli publicznych. Przedszkola zostały pozbawione prawa, zakazano wynajmowania pomieszczeń podmiotom prywatnym (nauczycielom) świadczącym usługi edukacyjne (języki obce, gimnastyka, rytmika, taniec, elementy sportów walki , szachy, nawet teatr). Obecnie placówkę edukacyjną sprowadza się do roli hostelu-przechowalni dla dzieci w czasie kiedy rodzice są w pracy -
pisze w liście do redakcji Miłosz Nowaczyk.
Choć o sprawie zrobiło się głośno już podczas wakacji, jednak dopiero teraz, po powrocie z wakacji większość rodzin zdała sobie sprawę z konsekwencji nowej ustawy.
Zdezorientowanie są też pracownicy przedszkoli.
Od lat zajęcia dodatkowe prowadzą u nas ci sami instruktorzy. Dzieci już się do nich przyzwyczaiły. Nie chcemy tego zmieniać, ale nie wiemy, co robić - skarżyli się Kurierowi Lubelskiemu pracownicy lubelskiego Przedszkola nr 5.
Na Facebooku powstała akcja protestacyjna pod nazwą "Zajęcia dodatkowe w przedszkolach? Jestem na TAK."
Historia skończy się powstaniem elitarnych prywatnych przedszkoli ze wszystkimi możliwymi zajęciami dodatkowymi - dla części dzieci. Cała reszta dzieciaków, których rodziców nie będzie na prywatne stać - będzie uczęszczać do ochronek - przechowalni. I wtedy będzie ta równość i równanie szans, do których rzekomo dążymy? -
napisała na stronie zaniepokojona matka - Krystyna Kacprzak.
Inna facebookowiczka Agata Fenik podzieliła się następującymi przemysleniami:
W publicznych przedszkolach nastąpi uwstecznienie w kształceniu dzieci. Państwo ustawowo gwarantuje brak dostępu do wiedzy dodatkowej przekazywanej przez fachowców (z kwalifikacjami). Za to gwarantuje próby przekazania jej przez osoby bez kwalifikacji (nauczyciele w przedszkolu będą uczyć wszystkiego, nie mając o tego kwalifikacji wymaganych ustawowo). BEZPRAWIE. Ciekawe komu i dlaczego na tym zależało? Na pewno nie chodziło o dobro dzieci
Zamieszaniem wokół nowego prawa zainteresował się Rzecznik Praw Dziecka, który 8 sierpnia 2013 r. zwrócił się do minister Krystyny Szumilas z prośbą o zajęcie stanowiska w sprawie organizacji zajęć dodatkowych w przedszkolach i "wyraził zaniepokojenie informacjami o interpretacji przepisów znowelizowanej ustawy".
21 sierpnia Ministerstwo Edukacji Narodowej opublikowało komunikat w którym napisano, że „wszystkie formy organizacji zajęć dodatkowych muszą być finansowane z budżetu przedszkola i nie mogą wiązać się z ponoszeniem dodatkowych opłat przez rodziców”.
A to w praktyce oznacza "wyrok" uniemożliwiający rodzicom zadbanie o edukację swoich dzieci. Ewentualnie pozostaje im organizowanie zajęć na własną rękę - poza przedszkolem. Tylko gdzie tu ułatwienie? Nie mówiąc już o poważnych problemach, z którymi przyjdzie zmierzyć się licznym nauczycielom specjalizującym się w nauczaniu przedszkolnym. Prawdopodobnie teraz będą musieli sobie znaleźć inne zajęcie.
Jednym słowem MEN, zamiast pomóc rodzicom i ułatwić im opiekę nad przedszkolakami - przyprawił ich o kolejny ból głowy. Pytanie tylko, czy jest to niezamierzona wpadka, czy też element świadomej kampanii jak najwcześniejszego "wypychania" dzieci z przedszkoli do szkoły? Obstawiamy to drugie.
ansa
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gospodarka/72224-tance-nie-dla-przedszkolaka
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.