Media wspierające z cały sił rząd Tuska przemilczały przyjęcie w poprzednim tygodniu przez Radę Ministrów planu budżetowo-strukturalnego na lata 2025-2028, który jest nowym podstawowym unijnym dokumentem związanym z zarządzaniem gospodarczym w UE (tzw. semestrem europejskim). Trudno się dziwić, wprawdzie ten plan operuje licznymi danymi liczbowymi, z których dla laika niewiele wynika, ale jeżeli już patrzy się na tabelę, z której wyraźnie widać, że redukcja deficytu sektora finansów publicznych będzie wynosiła od roku 2026 do roku 2028 po blisko 1 pkt procentowy rocznie, to jest już jasne, że chodzi o drastyczne redukcje wydatków, zwłaszcza że przewiduje się w tym czasie zaledwie symboliczny wzrost dochodów budżetowych. Co więcej, redukcja deficytu całego sektora finansów publicznych o około 1 pkt procentowy rocznie oznacza znacznie głębszą redukcję deficytu budżetowego, bo tak się składa, że ostatnio w Polsce deficyty budżetowe są wyższe niż deficyty sektora finansów publicznych ( np. na 2025 rok planowany deficyt budżetowy wynosi 7,3 proc. PKB, a całego sektora finansów publicznych 5,5 proc. PKB, czyli jest jest o blisko 2 pkt. procentowe niższy).
W przypadku Polski, wspomniany plan budżetowo-strukturalny ma szczególny charakter, ponieważ od jesieni tego roku już formalnie będziemy objęci unijną procedurą nadmiernego deficytu, co oznacza, że w planie tym byliśmy zobowiązani do pokazania ścieżki zejścia z poziomem deficytu sektora rządowo-samorządowego, liczonego wg metodologii unijnej (ESA 2010), poniżej 3 proc. PKB, czyli tzw. kryterium z Maastricht. Poza tym Polska w związku z dwoma wręcz kosmicznymi deficytami budżetowymi zarówno w 2024 roku w wysokości 182 mld zł, jak tym planowanym na rok 2025 w wysokości aż blisko 290 mld zł, aż o 10 proc. PKB powiększyła wielkość długu publicznego. W rezultacie dług publiczny w relacji do PKB wyniesie 59,8 proc. ( 60 proc. PKB to kolejne kryterium z Maastricht), a w następnych latach zbliży się do poziomu 61,5 proc. PKB, więc we wspomnianym planie, musiała się znaleźć, także ścieżka zejścia poniżej 60 proc. PKB.
Z zaprezentowanych przez rząd danych wynika, że wybrano 4-letnią ścieżkę zejścia z deficytem sektora finansów publicznych do 2,9 proc. PKB (do wyboru była ścieżka krótsza, bardziej radykalna 4-letnia i łagodniejsza ścieżka 7-letnia). Z kolei ścieżka zejścia z długiem publicznym poniżej 60 proc. PKB jest z konieczności dłuższa, bo będzie on rósł w relacji do PKB do 2028 roku i dopiero później po roku 2030 będzie malał. Redukcja deficytu sektora finansów publicznych w 2025 roku, a więc roku wyborów prezydenckich, będzie niewielka, tylko o 0,2 proc. PKB z 5,7 proc. PKB w 2024 roku do 5,5 proc. w roku 2025, ale już od 2026 redukcje będą znacznie głębsze, po ponad 1 proc. PKB rocznie.
W 2026 roku poziom tego deficytu ma już wynieść 4,5 proc. PKB, w 2027 roku- 3,7 proc. PKB, a w 2028 roku - 2,9 proc. PKB, a ponieważ jak już wspomniałem, te wskaźniki dotyczą całego sektora rządowego i samorządowego, więc redukcje samych wydatków budżetowych będą jeszcze głębsze. Z kolei dług publiczny w 2025 roku gwałtownie zbliży się do 60 proc. PKB, czyli kolejnego kryterium z Maastricht (wyniesie 59,8 proc. PKB), w latach 2026-2028 przekroczy ten poziom do blisko 61,5 proc. PKB, a w roku 2030 zostanie wg tego dokumentu, obniżony do poziomu poniżej 60 proc. PKB.
Takie redukcje deficytu w kolejnych latach wyrażone w procentach PKB niewiele mówią, ale jeżeli weźmiemy pod uwagę, że 1 proc. PKB w warunkach roku 2025 to około 40 mld zł, to oznacza poważne ograniczenia wydatków budżetowych w kolejnych latach po wyborach prezydenckich, o kwoty znacznie wyższe niż wspomniane 40 mld zł i to w każdym kolejnym roku budżetowym. Z ogólnikowej zawartości komunikatu rządowego wynika także, że wspomniane redukcje wydatków budżetowych mają nie dotyczyć wydatków na obronę narodową, co oznacza, że w kolejnych latach budżetowych, będą one rosły, co w tej sytuacji, będzie skutkowało koniecznością, jeszcze głębszych cięć w wydatkach na cele społeczne i na inwestycje o charakterze strategicznym.
Oczywiście, w tym okresie powinny rosnąc także dochody budżetowe, zwłaszcza że plan przewiduje wzrost gospodarczy w latach 2025-2028, średnio o ok. 3 proc. PKB rocznie, ale niestety już lata 2024-2025 pokazują, że pod rządami Platformy wzrost gospodarczy niekoniecznie przekłada się na równie intensywny wzrost dochodów budżetowych. Już w roku obecnym minister finansów przyznał się, że dochody budżetowe będą przynajmniej o 41 mld zł niższe, niż planowano (zamiast 682 mld zł ma być tylko 641 mld zł), w sytuacji kiedy wzrost PKB wyniósł w I kw. 2 proc. PKB, w II kw. aż 3,2 proc. PKB, a całym roku 2024, ma on wynieść 3,1 proc. PKB. Z zaprezentowanych danych wynika, że rząd nie zakłada w latach 2025-2028 ani wyraźnego wzrostu dochodów z VAT, a z CIT prognozuje ich stabilizację na dotychczasowym poziomie, co jest wręcz niewytłumaczalne, przy prognozowanym poziomie wzrostu gospodarczego. W tej sytuacji jest oczywiste, że redukcja deficytu budżetowego pokazana w planie budżetowo-strukturalnym na lata 2025-2028 będzie odbywała się głównie drogą cięć wydatków budżetowych, które jak wynika z komunikatu rządowego w drastycznej skali rozpoczną się zaraz po wyborach prezydenckich.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gospodarka/709786-to-oznacza-ciecia-wydatkow-po-wyborach-prezydenckich