Mamy nową rzeczywistość, czyli wyższe ceny prądu i gazu. Przeciętna rodzina zapłaci rachunek w drugim półroczu „zaledwie” o 200 złotych wyższy niż w pierwszym. I na tym koniec dobrych wieści. Szef URE właśnie zatwierdził sprzedawcom energii cenniki, które obowiązywać będą w przyszłym roku i jeśli zostaną utrzymane, to rachunek może być wyższy co najmniej o 500 zł w porównaniu z całym 2024 rokiem.
Większość Polaków – co oczywiste, koncentruje się na bieżących opłatach i już wiadomo, że za sprawą tzw. częściowego odmrożenia cen energii w tym półroczu opłata za energię elektryczną gospodarstwa domowego, które zużyje jedną megawatogodzinę wzrośnie o ponad 33 zł miesięcznie. Sama stawka za zużyty prąd rośnie znacząco, bo z 412 zł do 500 zł (netto) za 1 MWh, podobnie koszty dystrybucji – z 289 zł do 430 zł za 1 MWh. Końcowe opłaty uderzyłyby mocno po kieszeni, ale z rachunku wypadł jeden z elementów, czyli tzw. opłata mocowa, która kosztowała ponad 10 zł miesięcznie (czyli w drugim półroczu byłaby to łączna kwota 60 zł).
Przypomnijmy, że obecne podwyżki to efekt decyzji rządu Donalda Tuska, który tylko częściowo przedłużył okres obowiązywania tzw. tarczy ochronnej, wprowadzonej przez rząd PiS po agresji Rosji na Ukrainę. Ten mechanizm chronił Polaków przed drastycznymi podwyżkami. Mimo wyborczej obietnicy D. Tuska, że „nic co dane nie zostanie zabrane”, obowiązywał tylko w pierwszym półroczu 2024. Dziś formalnie tarcza nadal obowiązuje ale już z wyższymi stawkami za prąd i dystrybucję, przez co w drugim półroczu wszyscy zapłacą więcej.
Seria podwyżek
To nie koniec, bo Polacy już powinni przygotowywać się na dalsze podwyżki cen energii elektrycznej – od stycznia 2025 roku. Wszystko dlatego, że Prezes Urzędu Regulacji Energetyki zatwierdził nowe taryfy sprzedawcom. Za każdą zużytą w przyszłym roku megawatogodzinę gospodarstwa domowe płacić będą nie 500 zł ale blisko 623 zł. Nadal będą obowiązywać również wyższe (niż w pierwszym półroczu i niż w 2023 roku) opłaty za dystrybucję czyli 430 zł za 1 MWh.
Efekt będzie taki, że przeciętna rodzina, która zużywa rocznie 2 MWh energii będzie musiała wydać o około 500 zł więcej niż w tym roku. (Różnica będzie jeszcze bardziej znacząca, jeśli uwzględniliśmy stawki za prąd i dystrybucję z tarczy solidarnościowej z poprzedniego półrocza).
Tegoroczny rachunek wynosi 2.028 zł, a na przyszłorocznym będzie widniała kwota 2526 zł. I to przy założeniu, że spółki dystrybucyjne nie wystąpią do Prezesa URE o zgodę podwyższenie stawek. A mają taką nie tylko możliwość, ale i odpowiednie argumenty, gdyż muszą inwestować w sieci energetyczne. Jak słyszymy od ekspertów nie chodzi tylko w modernizację, ale budowę noych linii, zwłaszcza w kontekście rosnącej produkcji energii ze źródeł odnawialnych. Polskie sieci wysokich i niskich napięć wymagają olbrzymich nakładów, liczonych w miliardach złotych w skali kraju, bo w przeciwnym razie nawet nie będzie możliwości przyłączania nowych OZE.
W kolejnych latach należy spodziewać się, że rachunki za prąd w Polsce będą coraz wyższe, gdyż - nawet jeśli obecny rząd nie mówi o tym – to będzie i tak musiał zgodnie z unijnymi wymaganiami podjąć niezwykle ryzykowną społecznie i politycznie decyzję o całkowitym uwolnieniu cen energii (i gazu także). A wówczas prezes URE przestanie ustalać taryfy (cenniki) dla gospodarstw domowych, ustalą je same firmy energetyczne - sprzedawcy czyli legendarna „niewidzialna ręka rynku”.
CZYTAJ TEŻ:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gospodarka/697455-kroczace-podwyzki-cen-pradu-teraz-bedzie-juz-tylko-drozej