Polscy przewoźnicy liczą już tylko na to, że po wyborach nowy Europarlament złagodzi przepisy, które nakazują im w ekspresowym tempie przejście na elektryki. Branża transportowa z pewnością zagłosuje na tych kandydatów do PE, którzy opowiedzą się za wyhamowaniem szalonego tempa zielonych zmian uderzających w konkurencyjność polskich firm transportowych.
Rada UE przyjęła w poniedziałek przepisy wcześniej zatwierdzone przez ustępujący Parlament Europejski, które zakładają czysty transport ciężarowy w UE już na koniec przyszłej dekady. Wcześniej transport samochodowy ma podlegać tzw. kolejnym etapom redukcji emisji dwutlenku węgla, by w 2030 roku emisji było o 45 proc. mniej. W praktyce ambicje klimatyczne wzrosły o 30 proc. w porównaniu z poprzednimi założeniami. Wyzwaniem będzie rok przyszły, gdy zaplanowano redukcję emisji CO2 o 15 proc.
Dla polskich firm ostateczna zgoda państw UE na przyśpieszoną elektryfikację ciężkiego transportu to „strzał w stopę”, bo z jednej strony cele redukcji emisji CO2 są nierealne a nowe przepisy po prostu niewykonalne, zaś z drugiej efektem będzie nie tylko utrata konkurencyjności ale po prostu znaczna cześć polskich firm transportowych może zniknąć z rynku. A przypomnijmy, że obecnie pomimo trudności polskie przedsiębiorstwa są nadal unijnymi liderami. W tej sytuacji nie zaskakują powtarzające się od wielu miesięcy apele ze strony nie tylko reprezentacji krajowej przewoźników ale także organizacji unijnych tej branży, by cele redukcji emisji zostały zmniejszone i bardziej urealnione. Pozostały jednak bez echa. Tym bardziej więc może zaskakiwać argumentacja władz unijnych zawarta w oficjalnym komunikacie po posiedzeniu Rady UE. Czytamy w nim, że ”bardziej rygorystyczne normy emisji CO2 pomogą zwiększyć udział pojazdów bezemisyjnych we flocie pojazdów ciężkich w całej UE, zapewniając jednocześnie utrzymanie i wzmocnienie innowacyjności i konkurencyjności sektora”.
Mało czasu na zmianę taboru
Niestety liczyliśmy się z takim a nie innym wynikiem poniedziałkowego głosowania, choć wydawało nam się ,że racjonalne argumenty, które od dawna przedstawialiśmy powinny zostać wzięte pod uwagę
– mówi Piotr Mikiel, dyrektor Departamentu Transportu w Zrzeszeniu Międzynarodowych Przewoźników Drogowych w Polsce.
Ten czas dany w przepisach firmom na dostosowanie się do nowych wymagań jest zwyczajnie zbyt krótki, a przez to i nierealny. Bez bardzo znaczącego wsparcia ze strony Państwa branża nie da rady dokonać wymiany taboru w tak stosunkowo krótkim czasie…
Ekspert wskazuje na olbrzymie koszty, jakie wiążą się z wymiana samochodów na bezemisyjne, zwłaszcza że aktualny poziom dofinansowanie jak praktycznie mało znaczący, biorąc pod uwagę cenę samochodów ciężarowych.
Mogę tylko domyślać się, że znaczna cześć naszych firm przewozowych będzie zwlekała z zakupem do ostatniej chwili, licząc, że nowy Parlament Europejski po czerwcowych wyborach zmieni przepisy. I uzna to, co wszyscy związani z branża wiedzą, czyli że wprowadzone normy są niemożliwe do wykonania, a firmy nie będą w stanie ponosić tak olbrzymich kosztów
– dodaje ekspert.
Cena ciężarówki z wtyczką jest obecnie trzy razy wyższa od samochodu spalinowego i wynosi około 300 tys. euro.
Jedna trzecia rynku EU
Dyrektor Piotr Mikiel uważa, że nowa dyrektywa zagraża pozycji polskich przewoźników w Europie, którzy i tak borykają się z wieloma problemami. I przypomina, że niektóre państwa – jak choćby Niemcy wprowadziły opłaty emisyjne za przejazd drogami szybkiego ruchu, które znacząco podniosły koszty usług świadczonych przez nasze firmy.
Wprawdzie polskie ciężarówki wjeżdżają i nadal wraz z nowymi normami będą mogły wjeżdżać na niemieckie autostrady, ale koszt dostępu do tej infrastruktury będzie też coraz wyższy, a wtedy trudno mówić o zarobku.
Polskie firmy odpowiadają za przewóz jednej trzeciej wszystkich przewozów międzynarodowych w UE. Według corocznych danych GUS, branża TSL wypracowuje ok 6% PKB i zatrudnia ponad 700 tyś pracowników.
Przypomnijmy, ze według oficjalnych danych UE transport ciężki odpowiada za jedną czwartą wszystkich emisji z transportu, a ten za około 40 proc. całego zanieczyszczenia CO2, jakie powoduje Wspólnota. Zatem biorąc pod uwagę te dane, można przewidzieć, że po zrealizowaniu wyśrubowanych norm dla ciężarówek w 2040 r. Unia Europejska uwolni świat od 0,6 procent emisji CO2.
W oficjalnym komunikacie Rady UE czytamy, ze Komisja Europejska dopiero w 2027 roku zamierza przyjrzeć się, czy przepisy są skuteczne i jaki mają wpływ.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gospodarka/691920-transport-czeka-juz-tylko-na-wybory-do-pe-szalenstwo-trwa