Chiński koncern motoryzacyjny Geely, który ma być głównym partnerem przy produkcji ”polskiego elektryka” Izera, czeka na potwierdzenie od nowego rządu, że projekt będzie kontynuowany. „Każdy inwestor także dalekowschodni powinien być mile widziany, zwłaszcza jeśli oferuje transfer nowoczesnych technologii” – mówi Paweł Sałek, poseł PiS. Według specjalistów z branży, decyzja w sprawie Izery będzie miała charakter w dużej mierze polityczny, bo oznacza otwarcie rynku unijnego na produkcję w oparciu o chińską technologię.
Przyszłość projektu Izera jest niepewna, bo – podobnie jak w przypadku innych inwestycji rozpoczętych czy też promowanych przez rząd Zjednoczonej Prawicy – ekipa Donalda Tuska najpierw ocenia, analizuje, wykonuje audyty, a decyzje są odsuwane w czasie. Być może w przypadku budowy fabryki samochodów Izera – potocznie określanego jako „własny polski elektryk” decyzja zapadnie szybko, zwłaszcza, że media ujawniły informacje, iż szef Geely napisał w tej sprawie list do polskiego premiera. Daniel Li - jak informuje Business Insider – pisze, że „fabryka w Jaworznie stanie się jednym z największych w regionie zakładów produkcji wyłącznie pojazdów elektrycznych” i zapowiedział ewentualne dodatkowe zaangażowanie koncernu w Polsce (może chodzić na przykład o budowę fabryki baterii.) Chińska firma zapowiada, że rozważa strategiczne partnerstwo w celu wspólnej produkcji pojazdów elektrycznych pod markami Izerai Geely w Jaworznie”.
Poseł PiS Paweł Sałek komentując tę sytuację wskazuje z jednej strony na znaczenie tego typu nowoczesnych inwestycji dla Polski, a z drugiej mówi o konieczności stworzenia odpowiedniego klimatu dla zainteresowanych inwestorów. I przypomina, że Chiny to potęga gospodarcza, intensywnie rozwijająca się i „powinniśmy mieć świadomość, że inwestycje mogą w Polsce mieć swoje stałe miejsce”.
Tym bardziej, że w naszej części Europy widać konkurencję, gdy chodzi o przyciągnięcie inwestorów z branży motoryzacyjnej. Jeśli chiński koncern nie wejdzie do Polski, to znajdzie zapewne miejsce w innym kraju, być może u któregoś z naszych sąsiadów
— dodaje poseł Sałek.
Eksperci, z którymi rozmawialiśmy, nie mają wątpliwości, że decyzja o rozpoczęciu budowy fabryki i współpracy z chińskim partnerem będzie mieć tak naprawdę charakter polityczny. Kwestie biznesowe są istotne, ale chodzi przecież o wpuszczenie do Europy i otwarcie rynku dla prawdziwego chińskiego giganta, który ma w swojej ofercie markę Volvo i Lotusa, i jest również – co może być zaskakujące - udziałowcem Smarta, po połowie z Mercedes Benz. Dlatego zapowiadane analizy projektu pod katem jego opłacalności, w ramach oceny projektów z KPO, o czym informowała pod koniec stycznia minister funduszy i polityki regionalnej Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, choć potrzebne, to mogą nie być najważniejsze.
W opinii ekspertów, w grę wchodzą nie kwestie techniczne, ale czysto polityczne i rząd musi dopowiedzieć na pytanie, czy chce mieć takiego inwestora, bez względu na skomplikowane relacje Unia-Chiny, czy też nie. Pekin ma know how, całą wiedzę, bo to chińskie firmy są potentatami światowymi w produkcji elektryków, ale my mamy do zaoferowania cały kontynent. Dla chińskiej firmy inwestycja w Polsce to wejście do Europy. Nasi rozmówcy przypominają w tym kontekście, że auta z Polski znajdowałyby nabywców przede wszystkim w Europie Zachodniej, bo na produkcję ponad 200 tys. elektryków, jaka była dotąd planowana w przypadku Izery, zwyczajnie w naszym kraju zapotrzebowania nie będzie (obecnie sprzedaje się u nas ponad 20 tys. aut elektrycznych osobowych rocznie.).
Jedno jest pewne – mówi jeden z naszych rozmówców - sprawy w nieskończoność nie da się przeciągać. Ten koncern zawsze może wybrać inne miejsce i zainwestować duże pieniądze.
Jeśli odpowiedź rządu będzie negatywna, kraj straci nie tylko pieniądze, dotąd wydatkowane na projekt.
Jeśli chiński koncern zacznie produkować auta w Polsce zarówno pod nazwą Izera, jak i własną markę, wtedy - tak jak inni inwestorzy branży motoryzacyjnej – ulokuje kapitał, my otrzymamy zakład produkcyjny i zastrzyk technologii, a polskie firmy szanse bycia poddostawcami, w efekcie mówimy więc o zatrudnieniu dla tysięcy ludzi. Prezes Geely w liście do polskiego premiera także o tym wspomina i przekonuje – jak podaje Interia – że „wspólna produkcja w Jaworznie może również przyciągnąć do Polski kluczowych dostawców w łańcuchu wartości EV [samochodów elektrycznych - AŁ] do Polski, takich jak baterie i duże komponenty metalowe”.
Nasi rozmówcy mówią też o innym rozwiązaniu – możliwości utworzenia chińsko-polskiego joint venture, ale tu rozgrywającym będzie strona chińska i trzeba byłoby bardzo skutecznie zabezpieczyć interesy strony polskiej – mówi nam ekspert z branży, pragnący zachować anonimowość.
Przypomnijmy, że w listopadzie 2023 roku spółka ElectroMobility Poland (EMP), odpowiedzialna na przygotowanie i realizację projektu Izera, informowała, że zakończyła drugą fazę projektową. Wówczas mówiono o zaawansowaniu przygotowań w 40 proc. Geely ma dostarczać platformę do budowy Izery. Ale równocześnie EMP poczyniła przygotowania do budowy fabryki, która produkować ma auta, pozyskano teren, a budowa zakładu miała ruszyć w pierwszym półroczu tego roku na terenie Jaworznickiego Obszaru Gospodarczego (gotowy jest także jego projekt i większość urzędowych decyzji.) Prezes ElectroMobility Poland Paweł Zaremba zapowiadał pod koniec zeszłego roku, że w planie jest uruchomienie próbnej produkcji na koniec 2025 r., a w połowie 2026 auta będą już produkowane na dużą skalę. Rocznie ma to być 240 tysięcy samochodów. W spółce ElectroMobility Poland udziałowcami są cztery polskie firmy energetyczne: PGE, Enea, Energa i Tauron – każda z 2,3 proc. udziałów, a główny pakiet posiada Skarb Państwa - 90,8 proc. W tej sytuacji list szefa Geely do Donalda Tuska nie dziwi.
Agnieszka Łakoma
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gospodarka/682078-tylko-u-nas-chiny-chca-izery-tusk-milczy