Jeśli władze unijne przyjęłyby plan drastycznej – o 90 proc. - redukcji emisji CO2 do 2040 roku, to oznaczać będzie liczne i długo trwające przerwy w dostawach prądu w całym naszym kraju czyli katastrofę gospodarki.
Tak oceniają eksperci pomysły przyśpieszenia ograniczenia emisji, jakie wiceministra klimatu Urszula Zielińska wsparła na nieformalnym spotkaniu w Brukseli. Reprezentująca polski rząd Zielińska mówiła, że Unia Europejska - w tym Polska - „musi absolutnie przyjąć ambitne cele i musimy przyjąć cel redukcji emisji o 90 proc.” Choć ostatecznie od tej wypowiedzi odcięła się szefowa resortu Paulina Hennig-Kloska, twierdząc, że „nie jest oficjalnym stanowiskiem rządu polskiego”, jednak deklaracja wywołała duże poruszenie nie tylko w gronie polityków ale i ekspertów branży.
Profesor Władysław Mielczarski uważa wręcz, że czekać nas będą permanentne blackout-y czyli wyłączenia prądu, które nie będą trwały przez kilka dni a nawet tydzień ale znacznie dłużej, jeżeli będzie flauta i ograniczenia energii z paneli w okresie jesieni czy zimy.
Po prostu prądu nie będzie, jeśli mielibyśmy realizować cel 90-proc. redukcji emisji CO2
— mówi była Minister Klimatu i Środowiska Anna Łukaszewska-Trzeciakowska.
Bez węgla
Powód to wyeliminowanie węgla z energetyki. Herbert Gabryś ekspert Krajowej Izby Gospodarczej wskazuje na najnowsze dane za ubiegły rok, z których wynika, ze ponad dwie trzecie potrzebnej energii elektrycznej zapewniły elektrownie węglowe.
Energetyka oparta na węglu kamiennym zapewniła 40 proc. a na węglu brunatnym – 20 procent, to i tak oznacza kilkunastoprocentowy spadek w porównaniu z 2022 rokiem, zatem i tak zanotowaliśmy znaczący spadek emisji CO2
— mówi ekspert.
Ekspert KIG dodaje, że nawet gdyby Polska przyjęła unijny nakaz przyśpieszenia ograniczenia emisji to w najlepszym razie oznaczać będzie olbrzymie koszty dla całej gospodarki, bo – by uniknąć blackoutów – część elektrowni węglowych i tak musiałaby działać, ale cen prądu nikt nie udźwignie.
Po prostu nie wyobrażam sobie, że zdołamy w jakikolwiek sposób zastąpić niezbędne elektrownie emisyjne, rozwój odnawialnych źródeł nie załatwi problemu
— mówi ekspert KIG.
Czekając na wiatr
Profesor Mielczarski wyjaśnia, że nie da się żadnej – nie tylko polskiej - energetyki oprzeć wyłącznie na odnawialnych źródłach. W Polsce mogą maksymalnie dostarczać 55-60 proc. energii.
Ostatnio głośno było o tym, że w Niemczech zielona energia w roku 2022 stanowiła połowę czyli 50 procent całej energii, ale tylko dlatego, że systemy Francji i Holandii na zachodzie a Polski, Czech i Słowacji na wschodzie pracowały jako wielkoskalowe magazyny na rzecz systemu niemieckiego. Polska nie ma takich możliwości. Jednak nawet w Niemczech przy pomocy sąsiadów i po wielu latach bardzo dużych inwestycji w OZE osiągnięto tylko 50 proc. udziału, a do 90 proc. to jeszcze bardzo daleka droga
— dodaje ekspert.
Herbert Gabryś przypomina także, że wyłączając własne elektrownie, będziemy zdani na import czyli z jednej strony na dyktat cenowy, a z drugiej – bardzo prawdopodobne, że nie będzie możliwości sprowadzania energii na dużą skalę z Zachodu.
Musiałby się zdarzyć cud, by udało się zabezpieczyć potrzeby systemu energetycznego w Polsce po wyeliminowaniu elektrowni węglowych, ale tak jest w życiu, że Bóg cudem nie nagradza głupoty
— dodaje Herbert Gabryś.
Natomiast Anna Łukaszewska-Trzeciakowska przypomina, że do 2040 roku zostało zaledwie kilkanaście lat i wskazuje także na szerszy wymiar unijnych ambicji klimatycznych.
Nie jestem w stanie wyobrazić sytuacji, że Polska zobowiązuje się do redukcji emisji o 90-95 procent, co praktyce odnosić się będzie nie tylko do energetyki czy przemysłu ale do każdej dziedziny życia – także ciepłownictwa, transportu i rolnictwa
— mówi.
Nieodpowiedzialna strategia
Nasi rozmówcy podkreślają także, że wypowiedź wiceministry Zielińskiej jest „nieodpowiedzialna”. Prof. Mielczarski uważa, że jeden z ponad 100 wiceministrów nie może podejmować zobowiązać za cały kraj, tym bardziej że są one nierealne.
To jest nieodpowiedzialne zachowanie, bo polityka energetyczna kraju to zbyt poważna sprawa, zwłaszcza jeśli chodzi o zaciąganie zobowiązań, które mogą doprowadzić do kryzysu energetycznego i gospodarczego Polski
— mówi Anna Łukaszewska – Trzeciakowska.
Pani Zielińska nie jest już tylko aktywistką, która może wyjść i powiedzieć, jakie idee popiera, teraz reprezentuje Polskę na spotkaniu w Brukseli i powinna ważyć słowa.
W tym kontekście Anna Łukaszewska – Trzeciakowska mówi również o obawach, związanych z przygotowaniem przedstawicieli obecnego rządu do negocjacji z Komisja Europejską.
Tyle ważnych kwestii dzieje się w Brukseli, do przepisów w sprawie rynku mocy dołożono ostatnio dodatkowe wymagania wobec naszego kraju i wydaje się, że nikt tego nawet nie zauważył
— mówi.
Musimy – szczególnie obecnie, gdy zapadają i zapadać będą kluczowe decyzji w sprawie zobowiązań wynikających z polityki klimatycznej - bardziej pilnować interesów Polski. Wypowiedź taka jak Pani Zielińskiej to tylko jeden więcej dowód na słabość naszej pozycji negocjacyjnej, którą na pewno w Brukseli skutecznie wykorzystają przeciwko naszemu państwu
— dodaje.
Warto przeczytać:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gospodarka/678489-polska-bez-pradu-czyli-jak-zredukowac-co2