Rozpoczął nowy rok i okazało się, że nowy rząd nie przedłużył obowiązujących do końca grudnia wakacji kredytowych, a także zakończył funkcjonujący od pół roku program kredytu mieszkaniowego na 2 proc. Wakacje kredytowe wprowadzone przez rząd premiera Morawieckiego obowiązywały przez 7 ostatnich kwartałów, w każdym z nich przez jeden miesiąc, kredytobiorca nie musiał spłacać raty kredytu, która była przenoszona na koniec okresu kredytowego, bez żadnych konsekwencji finansowych dla kredytobiorcy.
Koszty wakacji kredytowych ponosiły w całości banki, były więc one neutralne dla budżetu i aż dziw bierze, że nowy rząd nie chciał ich przedłużyć na cały rok 2024, w sytuacji kiedy banki komercyjne ciągle utrzymują wysokie stopy procentowe, mimo tego, że NBP obniżył swoją podstawową stopę, łącznie o 1 pkt procentowy (z 6,75 proc. do 5,75 proc.).
Mimo tego, że jeszcze rząd premiera Morawieckiego przygotował i przesłał do Sejmu projekt ustawy o kontynuacji wakacji kredytowych w 2024 roku, to najpierw marszałek Hołownia go przetrzymywał, później przekazał go do komisji finansów publicznych i tam ugrzązł już na dobre oczekując na opinię rządu Tuska. Tej opinii do tej pory nie ma, przedstawiciele rządu, mówią o nowej koncepcji wakacji kredytowych, ale już nie tak powszechnych jak te obowiązujące do tej pory, co oznacza dostęp do nich tylko dla nielicznych. Z wakacji kredytowych do tej pory obowiązujących korzystało ponad 1 mln kredytobiorców, według informacji z resortu rozwoju, kierowanego zresztą przez przedstawiciela PSL-u, z tej nowej formuły wakacji, która być może wejdzie w życie w II kwartale tego roku skorzysta zaledwie 50-60 tysięcy kredytobiorców.
Tuż po Nowym Roku okazało się także, ze Bank Gospodarstwa Krajowego zawiesił przyjmowanie wniosków na kredyt mieszkaniowy 2 proc. ze względu na wyczerpanie się limitów finansowych dopłat z budżetu przewidzianych zarówno na 2023 rok jaki i cały rok 2024. Otóż okazało się, że zaledwie przez pół roku jego obowiązywania, banki komercyjne zawarły ponad 50 tysięcy umów kredytowych, a ponad 100 tysięcy złożonych wniosków kredytowych spełnia wszystkie warunki umożliwiające uzyskanie takiego kredytu. Mimo tak ogromnego zainteresowania uzyskaniem takiego kredytu przez młodych ludzi, przyjmowanie wniosków zostało zawieszone, a minister rozwoju zapowiedział nowy program kredytów mieszkaniowych, tyle tylko że znacznie mniejszą dostępnością, niż to było do tej pory.
Przypomnijmy, że dotychczasowy program dawał możliwość nabycia mieszkania na rynku pierwotnym, bądź wtórnym, albo budowę we własnym zakresie w oparciu o uzyskany kredyt do wysokości 500 tys. zł dla jednoosobowego gospodarstwa domowego, bądź 600 tys. zł dla większego gospodarstwa domowego i mógł być połączony z programem realizowanym przez BGK „Kredyt mieszkaniowy bez wkładu własnego” (a więc o ten kredyt mogą się także starać osoby, nie mające wkładu własnego na mieszkanie). Co więcej Komisja Nadzoru Finansowego zmodyfikowała tzw. rekomendację S dla banków biorących udział w tym programie, co oznaczało, że zdolność kredytowa dla tych, którzy będą ubiegali się o taki kredyt, była liczona na bardzo korzystnych zasadach (chodzi o to, że raty tego kredytu z dopłatą do budżetu przez pierwsze 10 lat będą stałe, a po upływie tego okresu już bez dopłat budżetowych zostaną na podobnym poziomie, co wynika z zastosowanego mechanizmu, że w tym pierwszym okresie, zostanie spłacone ok. 40 proc. części kapitałowej).
Mimo tego, że uruchomienie tego kredytu i wzrost popytu na mieszkania spowodowało wzrost cen na rynku mieszkaniowym, to nadal są mieszkania do kupienia, zwłaszcza że do programu dopuszczony został rynek wtórny, a także istnieje możliwość budowania domu we własnym zakresie (np. własna działka może być wkładem własnym starającego się o kredyt w programie). W sytuacji kiedy budowanie własnego domu bez pozwolenia, które do tej pory dotyczyło domów do 70 m2 powierzchni użytkowej na własne potrzeby mieszkaniowe, zostało rozszerzone także na domy o większej powierzchni, powinno się to stać bardzo atrakcyjne dla młodych ludzi starających się o pierwsze mieszkanie. Wg ostatnich informacji z rynku, koszt budowy w stanie surowym domów jednorodzinnych poza dużymi miastami tzw. sposobem własnym, wynosi ok. 3,5 tys. zł za m2 i nawet uwzględniając, drugie tyle kosztów na m2 w związku z pracami wykończeniowymi, to są to kwoty łącznie znacznie niższe, niż koszt nabycia m2 powierzchni mieszkaniowej w dużych miastach, co powinno zachęcać do budowy domów, a nie poszukiwania znacznie droższych mieszkań w dużych miastach.
Ciekawe, jak poczuli się młodzi zwolennicy nowej koalicji, którzy spodziewali się kontynuacji wakacji kredytowych, a także zapowiadanego kredytu 0 proc., a przynajmniej kontynuowania programu mieszkaniowego kredytu na 2 proc., w sytuacji kiedy od 1 stycznia nie ma ani jednego, ani drugiego? Decyzję o zamknięciu tych programów źle oceniają nawet eksperci rynku nieruchomości, którzy krytykowali wprawdzie kredyt na 2 proc. za spowodowanie wzrostu cen mieszkań, a teraz twierdzą, że wywołał on duże zainteresowanie developerów nowymi inwestycjami, a w konsekwencji w przyszłości zahamowanie wzrostu, a być może nawet spadek cen mieszkań, a po tej decyzji rządu o zamrożeniu kredytu na 2% z tych inwestycji zrezygnują, albo spowolnią ich realizację.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gospodarka/677255-nie-ma-ani-wakacji-kredytowych-ani-kredytu-mieszkaniowego