„Ja uspokajam, żeby ludzie nie robili pochopnych ruchów i nie wypłacali tych pieniędzy. Oceniam ryzyko utraty tych pieniędzy na praktycznie zerowe. Natomiast, dodatkowym argumentem za pewnością systemu jest właśnie instytucja zwrotu. W każdej chwili uczestnik PPK może przyjść i poprosić swoją instytucję bankową o zwrot pieniędzy na swoje konto bankowe” – mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Bartosz Marczuk, wiceszef Polskiego Funduszu Rozwoju.
wPolityce.pl: Czy jest realna obawa, że Platforma Obywatelska zamknie PPK i przesunie pieniądze do ZUS podobnie, jak kiedyś z OFE?
Bartosz Marczuk: Takiej obawy nie ma. Po pierwsze cała konstrukcji PPK to w praktyce uniemożliwia. Po drugie nie sądzę, by jakikolwiek rząd, który powstanie, miał ochotę, by taki system likwidować. Z tego systemu płyną dla rządu wyłącznie korzyści.
Patrząc na inne działania PO można zakładać, że przejmie lub zlikwiduje Polski Fundusz Rozwoju. Być może chciałaby także wprowadzić swoje zmiany w PPK?
System PPK z PFR, jeśli chodzi o bezpieczeństwo pieniędzy i ich inwestowanie, nie ma nic wspólnego. PFR wdrożył ten projekt, ale my nie zarządzamy gromadzonymi w PPK pieniędzmi. Robi to 17 profesjonalnych, przygotowanych do tego prywatnych instytucji finansowych. Nie uczestniczymy też w och przekazywaniu. Firmy wpłacają je bezpośrednio do wybranych przez nie instytucji finansowych.
Czy pieniądze w PPK są bezpieczne? Przy OFE też mówiono, że tak jest?
Są bezpieczne. W PPK nie mówimy o systemie jakim było OFE. Tam te pieniądze stanowiły część składki emerytalnej, którą podzielono między ZUS, a OFE. Od samego początku była dyskusja, czy to pieniądze prywatne, czy publiczne. Ostatecznie Trybunał Konstytucyjny orzekł, że publiczne. W PPK mamy do czynienia z prywatnymi pieniędzmi ludzi, którzy płacą do PPK część swojej pensji netto i z prywatnymi pieniędzmi pracodawców, którzy wpłacają tam także swoje pieniądze.
A jeśli PO znów zada Trybunałowi Konstytucyjnemu pytanie, czy to są pieniądze prywatne, czy publiczne?
Nie ma tutaj żadnej wątpliwości, ponieważ przesądza to ustawa o PPK w art. 3. Wprost jest tam napisane, że są to pieniądze prywatne. To wynika także z logiki systemu. Ja rezygnuję tu i teraz z części swojego wynagrodzenia netto i odkładam te pieniądze na przyszłość na swój prywatny rachunek prowadzony przez prywatną firmę. Od strony formalnej - gdyby wyobrazić sobie hipotetyczną sytuację nacjonalizacji - to równie dobrze można by znacjonalizować nasze mieszkania, czy samochody. To taka sama ochrona prywatności.
Jeśli jednak ktoś zechce wypłacić pieniądze z PPK, jak może to zrobić?
Dodatkowym argumentem za pewnością i stabilnością systemu jest zaszyta w nim instytucja „zwrotu”. W każdej chwili uczestnik PPK może przyjść i poprosić swoją instytucję finansową o zwrot pieniędzy na swoje konto bankowe.
Należy się wówczas zwrócić do funduszu PPK? Jak można to zrobić: osobiście, online?
Jest 17 instytucji, głównie TFI, które zajmują się inwestowaniem tych pieniędzy w programie PPK. Co do zasady można złożyć wniosek online, albo pójść osobiście. Ja do tego nie zachęcam, bo powinniśmy traktować te pieniądze jako długoterminową inwestycję. Taki zwrot odbywa się prosto. Pieniądze wracają do uczestnika PPK. Jeżeli dokonuje on zwrotu przed ukończeniem 60 roku życia, to ponosi niewielki koszt tej operacji. Wraca do niego cała część wpłacona przez niego, 70 proc. pieniędzy wpłaconych przez pracodawcę, a 30 proc. przechodzi na jego konto w ZUS. Do budżetu wracają natomiast dopłaty od państwa. Instytucja zwrotu jest kolejnym, bardzo silnym mechanizmem obronnym przed ewentualną, hipotetyczną zmianą systemu. Jeśli ktoś zechciałby majstrować przy PPK ludzie mogą ruszyć po wypłatę ich oszczędności.
To byłby dla rządu nieopłacalny ruch?
Tak. Pamiętajmy, że poprzedni rząd zapłacił dużą cenę polityczną za ruch z OFE, więc będzie szczególnie wrażliwy na ewentualne zmiany. Każdemu rządowi powinno zależeć na tym, by sytuacja gospodarcza, a także na giełdzie była dobra. Kiedy ktoś zdecydowałby się na taki ruch, nie miałby comiesięcznego transferu ok. 650 mln zł, które w tej chwili trafia na rynek od oszczędzających. Można spodziewać się też perturbacji na giełdzie. Aktywa w PPK wówczas też by już nie rosły i nie zasilały gospodarki. A dziś sięgają już 20 mld zł. W PPK oszczędza blisko 3,4 mln ludzi. Powiedzenie dziś tym osobom, że ich pieniądze nie są bezpieczne oznacza gigantyczny koszt polityczny. Z tego powodu nie wierzę w takie ruchy.
A konsekwencje dla gospodarki i systemu emerytalnego?
Każdemu rządowi zależy także na tym, by łagodzić napięcia związane z malejącą tzw. stopą zastąpienia. Ona mówi nam na ile pieniędzy na emeryturze możemy liczyć w stosunku do naszej ostatniej pensji. W tym momencie jest to ok. 50 proc., ale – jak podaje ZUS - zmierzamy w kierunku 25 proc. Dlatego Polacy powinni mieć dodatkowe, własne oszczędności. PPK są też ważne z perspektywy całej gospodarki. Ten kapitał sprzyja rozwojowi i inwestycjom. Dlatego raz jeszcze podkreślę: scenariusz zabrania tych pieniędzy jest nierealny. Ja spokojnie oszczędzam dalej w PPK.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gospodarka/670999-czy-tusk-zrobi-skok-na-ppk-jak-na-ofe-wiceszef-pfr-uspokaja