Na ostatnim posiedzeniu Komisji Rolnictwa w Parlamencie Europejskim, opiniowaliśmy umowę handlową Unia Europejska-Nowa Zelandia, która w części rolniczej jest dla UE niekorzystna, jej bilans jest bowiem ujemny.
Otóż cała UE sprzedaje do tej pory rocznie na rynku Nowej Zelandii towary rolne za ok.0,8 mld euro, podczas gdy Nowa Zelandia lokuje na rynkach 27 krajów członkowskich produkty rolne za ok. 1,8 mld euro, co oznacza deficyt w wysokości ok. 1 mld euro.
Główna część nowozelandzkiego eksportu rolnego, to wołowina, jagnięcina oraz mleko i jego przetwory i stąd obawy, że likwidacja ceł i innych ograniczeń pozataryfowych, jeszcze ten deficyt zwiększy, a tym samym wpływ tych towarów na rynki krajów UE, może powodować ich destabilizację.
Waga umowy
Zabierałem głos podczas debaty na temat tej umowy i podkreśliłem jej wagę, zwracając uwagę, że negocjatorzy unijni, często poświęcają interesy europejskiego rolnictwa na rzecz interesów przemysłu.
Z reguły takie porozumienia UE z krajami trzecimi, dają bowiem wysoką nadwyżkę w handlu towarami przemysłowymi, w tej sytuacji deficyt w handlu towarami rolnymi, negocjatorów już specjalnie nie interesuje.
Dlatego konieczna jest analiza wpływu importowanych towarów rolnych w ramach tej umowy na rynki poszczególnych krajów, szczególnie tych wrażliwych jak wołowina, czy mleko i jego przetwory, zanim umowa zostanie ostatecznie zaakceptowana.
Przy okazji zwróciłem uwagę, że w czasie tej debaty zastanawiamy się nad wpływem umowy handlowej, która w części rolnej ma ok. 1 mld euro deficytu, a do mojego kraju- Polski, po otwarciu unijnego rynku na towary rolne z Ukrainy, tylko import pszenicy, kukurydzy, rzepaku i nasion słonecznika, wyniósł 2 mld euro.
A więc deficyt w handlu towarami rolnymi w wysokości 1 mld euro dla 27 unijnych krajów, okazuje się być poważnym problemem i stąd trwające wiele miesięcy debaty, a w sytuacji kiedy do jednego kraju, czyli Polski, w czasie zaledwie paru miesięcy, wpływają zboża aż za 2 mld euro, problemu nie ma, zdaniem przewodniczącej KE Ursuli von der Leyen.
Bo to właśnie ona obiecała prezydentowi Ukrainy, że obowiązujący do 15 września zakaz wwozu 4 zbóż na teren 5 krajów (Polski, Słowacji, Węgier, Rumunii i Bułgarii), nie zostanie przedłużony.
Polski rząd zdając sobie sprawę, że rolnicy w związku z nadmiernym importem z Ukrainy ponieśli straty zdecydował się ich wesprzeć środkami z budżetu państwa, łącznie kwota przekraczającą 15 mld zł.
Między innymi chodzi o tzw. pomoc nawozową w związku z gwałtownym wzrostem cen nawozów sztucznych spowodowanym kilkunastokrotnym wzrostem cen gazu ziemnego, pomoc związaną ze stratami rolników w związku z obniżeniem cen zbóż, dopłaty do paliwa rolniczego, dopłaty do oprocentowania kredytów rolniczych (zarówno płynnościowych jak i skupowych), do odbudowy pogłowia trzody chlewnej, a także do kosztów transportu dla firm eksportujących zboże poza Unię Europejską.
W tych środkach znajduje się także pomoc ze strony UE z tzw. rolniczej rezerwy kryzysowej, z której nasz kraju uzyskał najwięcej, bo w trzech transzach blisko 90 mln euro, w sytuacji kiedy cała rezerwa dla wszystkich 27 krajów członkowskich, wynosiła tylko 0,5 mld euro.
Polski minister rolnictwa razem z ministrami 4 innych tzw. krajów frontowych stara się o przedłużenie embarga na wwóz ukraińskiego zboża po 15 września, obawiając się słusznie kolejnej destabilizacji rynku.
Rola von der Leyen i Dombrovskisa
Decyzja w tej sprawie zależy tak naprawdę od przewodniczącej KE Ursuli von de Leyen i komisarza ds. handlu Valdisa Dombrovskisa, oboje są członkami EPL, do której należą europosłowie z Platformy i PSL-u, więc to przedstawiciele tych dwóch opozycyjnych partii, powinny wesprzeć starania ministrów rolnictwa 5 krajów frontowych.
Jednocześnie minister Robert Telus, prezentuje dane dotyczące tranzytu ukraińskiego zboża przez Polskę, który po wprowadzeniu wcześniejszego embarga, wyraźnie wzrósł, w czerwcu wyniósł aż 260 tys. ton, podczas gdy wcześniej wynosił około 100-150 tys. ton miesięcznie.
A więc tranzyt ukraińskiego przez Polskę wyraźnie wzrósł, a przecież temu krajowi, a także KE, chodziło o to, aby zboże z tego kraju trafiło do krajów afrykańskich i Bliskiego Wschodu, bo ich ludności grozi głód, a nie do krajów położonych tuż przy granicy, które swojego zboża mają pod dostatkiem.
Jest jeszcze 2 miesiące na rozwiązanie tego problemu, może wreszcie europosłowie opozycyjni wybrani w naszym kraju, zrobili by coś dobrego dla polskich rolników.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gospodarka/655554-handel-z-nowa-zelandia-to-mld-deficytua-import-z-ukrainy