Przejęcie Twittera przez Elona Muska było początkiem radykalnych zmian kadrowych i biznesowego prowadzenia platformy społecznościowej, która obecnie to niejako agora świata. Czy owa postulowana przez nowego właściciela wolność słowa jest ważniejsza niż bezpieczeństwo publiczne?
Multimiliarder Elon Musk 27 października 2022 r. stał się nowym właścicielem Twittera – amerykańskiej platformy mediów społecznościowych. To jeden z najgłośniejszych tematów ostatnich miesięcy, m.in. za sprawą popularności kupującego. Musk, na początku roku będący największym akcjonariuszem spółki (9 proc. akcji), zdecydował się na jej przejęcie i reformę biznesową, zmotywowany jej złym – w jego opinii – działaniem oraz naruszaniem wolności słowa. Nabył Twittera za 44 mld dolarów we współpracy z grupą inwestorów. Transakcja ta nie byłaby tak ciekawa (nie jest nawet największym przejęciem M&A roku 2022), gdyby nie grono inwestorów „wspomagających” Muska w przejęciu całości firmy oraz globalne znaczenie Twittera jako platformy społecznościowo-informacyjnej. Jaki będzie końcowy efekt biznesowy tej operacji, pokaże czas. Natomiast można już rozważyć szeroki wpływ, jaki może mieć ona na globalną sferę polityczną, informacyjną oraz bezpieczeństwa.
Spośród inwestorów wspomagających Elona Muska do wiadomości publicznej trafiły takie nazwiska oraz spółki jak: arabski książę Alwaleed bin Talal al Saud, The Qatar Investment Authority, Andreessen Horowitz, Sequoia Capital, współzałożyciel oraz prezes Oracle Corporation Larry Ellison, założyciel i były prezes Twittera Jack Dorsey. Ponadto jednym z zaangażowanych okazała się chińska giełda kryptowalut Binance, zarejestrowana obecnie na Kajmanach. Jej działalność, w tym dzielenie się danymi klientów z rządowymi strukturami Rosji, ściągnęła uwagę wielu służb specjalnych (m.in. USA oraz Wielkiej Brytanii). Za największą część środków użytych do wykupu Twittera – około 14 mld dolarów – odpowiadają pożyczki od banków, w szczególności Morgan Stanley, Bank of America oraz Barclays.
Scenariusz jak z Hitchcocka
Scenariusz przejęcia Twittera przez Elona Muska wygląda tak jak według recepty reżysera Alfreda Hitchcocka na rasowy thriller – trzeba zacząć od trzęsienia ziemi, a potem napięcie musi tylko rosnąć… I tak Elon Musk, powołując się na wybitną nieefektywność pracowników, już pierwszego dnia zdecydował się na masowe zwolnienia, zaczynając od samej góry. Już pierwszego dnia wysadził z firmy jej zarząd: Paraga Agrawala (CEO), Neda Segala (CFO) oraz Seana Edgetta (CLO), by następnie zwolnić aż 80 proc. dotychczasowych pracowników, w większości zresztą bez wypełnienia wymogów formalnych. W mediach pojawiają się doniesienia, że cięcia budżetowe w personelu były tak szerokie, iż pozbawiono pracy również sprzątaczki w siedzibie, co spowodowało… brak papieru toaletowego w firmowych WC. Mimo że brzmi to jak nieśmieszny żart, wszystko wskazuje na prawdziwość tych doniesień – na przełomie 2022 i 2023 r. wpłynęła fala pozwów spowodowanych rosnącymi zaległościami w rozliczeniach spółki, która nie zapłaciła za loty czarterowe oraz za czynsz za swoją siedzibę w San Francisco.
Jako jedną z pierwszych decyzji Elona Muska w „nowym, wspaniałym” Twitterze należy wymienić zmianę systemu weryfikacji kont i w konsekwencji otrzymywania legitymizującej użytkownika niebieskiej odznaki. W nowym systemie za wspomniane oznaczenie trzeba płacić – początkowo cena miała wynosić 20 dolarów miesięcznie, jednakże po protestach została obniżona do 8. Co ciekawe, jeżeli użytkownik korzysta z urządzenia Apple’a i zdecyduje się zapłacić przez Apple App Store, to cena wzrasta do 12 dolarów miesięcznie. Jeśli odwołujemy się już do ideałów wolności słowa i demokracji, czy zasadne jest ograniczanie dostępu do tychże tym z głębszym portfelem? By zapewnić większe wpływy środków do Twittera, została również zwiększona liczba reklam – obecnie to jedna na sześć tweetów. Warto zauważyć, że większa obecność reklam niekoniecznie musi się przełożyć na zwiększone wpływy, ponieważ Twitter stracił ponad połowę ze swych 100 największych reklamodawców. To efekt niechęci do nowego zarządu Twittera – głównie ze strony środowisk poprzednio związanych z platformą – oraz braku wiary w sukces transformacji.
Niezadowoleni są też inwestorzy, którzy ulokowali swój kapitał w akcjach Tesli – innej spółki, której prezesem jest Musk. Producent samochodów elektrycznych stracił w 2022 r. niemal 70 proc. swojej wartości giełdowej, co spowodowane jest nie tylko złą koniunkturą, lecz i de facto porzuceniem spółki przez Muska, który większość swoich sił skupił na Twitterze. Sytuacja ta jest tym dziwniejsza, że Tesla zanotowała właśnie swój najlepszy rok, sprzedając o 40 proc. więcej samochodów niż w roku ubiegłym – jednakże rozminęła się ze swoim celem sprzedaży o 100 tys. pojazdów.
Vox populi, vox Dei
Maksyma ta odegrała ogromną rolę w dotychczasowej transformacji Twittera – nowy prezes podążał według niej jeszcze przed przejęciem platformy. Często zapraszał innych użytkowników do brania udziału w prowadzonych przez niego ankietach. Jedna z nich, dotycząca wolności słowa, wydaje się jedną z bezpośrednich przyczyn decyzji o przejęciu Twittera. Podobny modus operandi został przyjęty w stosunku do przywrócenia konta byłemu prezydentowi USA Donaldowi Trumpowi, gdzie o sprawie zadecydowało otwarte głosowanie. Identycznie wyglądało to przy kwestii przywrócenia trwale zawieszonych (m.in. za łamanie regulaminu) kont użytkowników. Musk konsekwentnie wsłuchiwał się w głos użytkowników swojej platformy, aż do 18 grudnia 2022 r. Zapytał wówczas, czy powinien odejść ze stanowiska prezesa, co spotkało się z twierdzącą odpowiedzią. Mimo obietnicy odejścia nie oddał prezesury, tłumacząc, że niemożliwe jest znalezienie kogoś odpowiedniego na to stanowisko. Ponadto stwierdził, że w następnych głosowaniach możliwość udziału będą mieli wyłącznie ci zweryfikowani płatną subskrypcją – tym samym ograniczając tę osobliwą formę demokracji bezpośredniej.
Nasuwa się również pytanie, czy Musk jest bardziej showmanem aniżeli przedsiębiorcą. Wydaje się, że jego ego przyćmiewa często racjonalne decyzje. Po objęciu kontroli nad Twitterem zablokował konta znacznej części nieprzychylnych mu dziennikarzy. Pracowników mających różne od niego zdanie w sprawach firmy zwyczajnie zwolnił. Mimo że nie należy deprecjonować ogromnych wpływów i możliwości Muska, trzeba jasno stwierdzić, iż igra on z ogniem, wchodząc w konflikty z pozostałymi wielkimi amerykańskimi spółkami technologicznymi. Google oraz Apple – jak donosił Musk – groziły nawet usunięciem Twittera ze swoich sklepów z aplikacjami. Miliarder w odpowiedzi stwierdził, że jeżeli nie pozostawią mu innej możliwości, to wyprodukuje własną linię smartfonów. Dodatkowo należy nadmienić, że Twitter wyłączył funkcję mającą zapobiegać samobójstwom (która jakiś czas później, po fali społecznego oburzenia, została przywrócona) oraz zaprzestał dementowania i ograniczania tzw. fake newsów dotyczących pandemii COVID-19. Użytkownicy platformy pod koniec 2022 r. mieli również do czynienia z licznymi problemami technicznymi oraz niską wydajnością serwisu.
Europejczycy, w szczególności Polacy, muszą zadać sobie pytanie, czy z ich perspektywy Musk jest tak naprawdę sprzymierzeńcem czy wrogiem. Jakiś czas temu zamieszczał tweety, w których wstawiał się za Rosją w konflikcie na Ukrainie, między innymi nawołując do uznania aneksji Krymu. Pojawiły się też doniesienia, jakoby rozmawiał z Putinem. Prezes Twittera wspomniane doniesienia zdementował, jednakże opublikował „plan pokojowy” faworyzujący stronę rosyjską. Ponadto, kontynuując wątek geopolityczny, miliarder opublikował również inny „plan pokojowy”, dotyczący konfliktu chińsko-tajwańskiego. Spotkał się on z uznaniem tuzów Komunistycznej Partii Chin, dla której postulat „zjednoczenia” ChRL ze „zbuntowaną” prowincją – jak się traktuje Tajwan w Pekinie – jest jednym z fundamentów polityki. W świetle tych faktów niejasna i niekoniecznie pozytywna z zachodniej perspektywy proweniencja obecnych partnerów biznesowych Muska, takich jak wcześniej wspomniany Binance, dopełnia tylko niepokojącego obrazu ideowych wektorów miliardera.
„Epicki wątek”
Jeżeli ktoś chciałby podsumować transformację Twittera, pasuje do niej jedno słowo – chaos. Działania nowego prezesa są gwałtowne i radykalne, a on sam wydaje się nie liczyć z ich konsekwencjami. Nie można przy tym niestety ocenić w pełni kondycji finansowej spółki – jest ona już w pełni prywatna, jednakże w mediach pojawiają się doniesienia o jej poważnych problemach finansowych. Nie brak głosów o upadku Twittera jako realnym zagrożeniu. Zarówno dla polskiego, jak i każdego innego użytkownika transformacja obecnie oznacza niepewność – Twitter do tej pory był jednym z głównych globalnych kanałów przekazu oficjalnych informacji ekonomicznych, społecznych i politycznych.
Wszystkie te negatywne zjawiska potęgowane są przez ograniczoną moderację (oczywiście w imię wolności słowa), która doprowadziła do masowego podszywania się pod osoby publiczne w ostatnich miesiącach – konta te dodatkowo uzyskiwały niebieską odznakę, za którą wystarczyło zapłacić. Moderacja występuje obecnie w bardzo okrojonej i selektywnej formie: fake newsy nie są usuwane, ale konto śledzące prywatny odrzutowiec Elona Muska już tak. Czy tak powinna wyglądać wolność słowa, którą na ustach ma nowy prezes Twittera? Na to pytanie każdy może odpowiedzieć sobie sam.
Twitter, podobnie jak inne platformy społecznościowe, jest obecnie niejako agorą świata. Tak jak wolność słowa należy uznać za wartość nadrzędną – w końcu to jedna z podstawowych wolności – tak należy również być świadomym użytkownikiem i obywatelem. Pod koniec roku 2022 Dimitrij Miedwiediew, były prezydent Federacji Rosyjskiej, a obecny przewodniczący rządzącej partii Jedna Rosja i wiceprzewodniczący Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej, zamieścił serię wpisów, w których – zdaje się w żartach – mówił o między innymi upadku Unii Europejskiej, nowej serii rozbiorów Polski, utworzeniu IV Rzeszy, wojnie Francji z Niemcami, zniknięciu Ukrainy z map czy wojnie domowej w USA. Na koniec sojuszników Anglosasów nazwał „radośnie chrumkającymi prosiaczkami”. Musk całej sytuacji przyglądał się z uśmiechem, komentując tylko infantylnie, że wątek ten „jest epicki”.
Tak jak należy wspierać wolność słowa oraz wolność zarządzania prywatnym przedsiębiorstwem wedle własnych przekonań, tak flirtowanie z rosyjskimi oficjelami, otwarcie głoszącymi, że Moskwa znajduje się „w stanie wojny z Zachodem”, oraz wspieranie militarnej agresji na Tajwan czy Ukrainę jest nieakceptowalne. Tutaj sprawa dotyczy realnego zagrożenia, bezpieczeństwa publicznego oraz istnień milionów osób. Pod koniec 2022 r. w USA w mediach zaczęto stawiać pytanie, czy przejęcie Twittera stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego; wedle doniesień „The Washington Post” znaczący inwestorzy, także niegodni zaufania, weszli w posiadanie wrażliwych informacji spośród danych przechowywanych przez Twittera. Dla użytkownika platformy pochodzącego z krajów zachodnich zagrożenie może nie wydawać się rzeczywiste, ale dla polskiego użytkownika sprawa jest zgoła inna. Utrata tak kluczowej platformy informacyjnej lub jej stronniczość czy dzielenie się poufnymi danymi z jednostkami niegodnymi zaufania to dla polskiego użytkownika poważny problem. Nie nawołuję do bojkotu Twittera, tylko do świadomego użytkowania tegoż i wiedzy o tym, co i kto się za nim kryje.
Musk w 2022 r. stracił znaczną część swojej fortuny, a sam Twitter – według doniesień oraz zaległych płatności – również nie radzi sobie najlepiej. Największym przegranym w tej sytuacji są jednak użytkownicy, którzy być może stracą bardzo wartościowe źródło informacji, także tych podawanych przez oficjalne konta rządów czy organizacji międzynarodowych. Musk brata się z ludźmi nieprzychylnymi wartościom wyznawanym przez zachodni krąg kulturowy, faworyzując odpowiedzialnych za rozlew krwi i współpracując z nimi. Tajemnicą poliszynela jest to, że serwisy społecznościowe nadużywają gospodarowania prywatnymi danymi użytkowników. W tym przypadku może to mieć bardziej poważne konsekwencje. Biznes to biznes, ale zachowanie bezpieczeństwa publicznego jest kluczowe do jego prowadzenia.
Horacy Miłkowski
Artykuł z numeru LUTY 2023 // 2/1262 miesięcznika „Gazeta Bankowa”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gospodarka/634719-horacy-milkowski-reinkarnacja-czy-krach-twittera