Trzy kraje strefy euro już odnotowują recesję. W ciągu najbliższych dwóch kwartałów spadek PKB o 1,7% ma dotknąć cały obszar wspólnej waluty. W najbardziej pesymistycznych prognozach przewiduje się nawet upadek euro.
Prognozy Europejskiego Banku Centralnego (EBC), Międzynarodowego Funduszu Walutowego (IMF), a także największych banków komercyjnych są dla strefy euro bardzo ponure. W II kwartale odnotowano wzrost PKB o 08%, ale w III tylko o 0,2%. Trzy kraje strefy euro - Belgia, Łotwa i Austria już notują spadek. W ciągu najbliższego pół roku dla całego obszaru wspólnej waluty ma on wynieść 1,7%. W Holandii recesję zapowiada minister finansów Sigrid Kraag.
Zaufanie konsumentów spadło tak bardzo, że recesja prawdopodobnie nie będzie płytka
— twierdzi Holger Schmieding, główny ekonomista niemieckiego banku inwestycyjnego Berenberg.
Straty dla Europejczyków będą dramatyczne. Aby uzmysłowić jak potężne będzie uderzenie w Europę, powiem, że nasze prognozy sprzed pandemii i obecne różnią się o pół biliona euro
— mówiła w Brukseli na konferencji „Making Markets Work For People” szefowa IMF Kristina Georgiewa. Według Funduszu, strefa euro wzrośnie w 2023 r. zaledwie o 0,5% r., przy czym gospodarki Niemiec i Włoch mają się skurczyć o 0,3% i 0,2%.
Jednak jeden z największych banków świata, amerykański Morgan Stanley prognozuje na przyszły rok spadek w strefie euro o 0,2%, a w największej gospodarce - w Niemczech, aż o 0,7%.
Niezależnie od różnic w prognozach, jeden głos jest powszechny.
Nie będę owijać w bawełnę: rok 2023 będzie trudniejszy niż 2022
— mówiła w Brukseli szefowa IMF Georgiewa.
Permakryzys
Kryzys gospodarczy, a przede wszystkim finansowy, może być znacznie głębszy niż ten w 2009 roku, kiedy to ówczesny szef Europejskiego Banku Centralnego Mario Draghi obwieścił, że wspólnej walucie euro grozi upadek. Wszytko się powtarza. Szef programów ekonomicznych think tanku European Policy Center, Georg Rielkes twierdzi, że Unia jest pogrążona w „permakryzysie” - nieustającym, permanentnym kryzysie. Thomas Mayer, założyciel i dyrektor Instytutu Badawczego Flossbach von Storch uważa, że kryzys, który nadchodzi skończy się tym razem upadkiem euro.
Na prognozy warto spojrzeć z pewnej perspektywy. Z analiz opublikowanych ostatnio przez PKO wynika, że od 2019 roku gospodarka Niemiec wzrosła zaledwie o 0,2%, a całej strefy euro o 2,7%. Prawdziwy dramat przeżywa rządzona przez socjalistów i komunistów Hiszpania. Jej gospodarka zmniejszyła się w tym czasie o 2%. To oznacza, że jest na poziomie pierwszych lat XXI wieku. Hiszpania do 2019 roku nie odrobiła strat z kryzysu 2009, a więc straciła dwie dekady rozwoju gospodarczego. Teraz wraz z całą strefą euro wchodzi w kolejny kryzys - pogrąża się w permakryzysie.
Europa dwóch prędkości
Jak na tym tle wygląda Polska? Bardzo mocno. Od 2019 roku nasza gospodarka urosła najbardziej w całej Unii - o 9,2%. Na kolejnym miejscu jest Litwa z 7,6% wzrostu. Nasza waluta radzi sobie względnie dzielnie. Jej obecny kurs względem euro jest dokładnie taki jak rok temu. Osobna sprawa to dolar. Ten w ciągu roku umocnił się wobec niemal wszystkich walut świata, w tym w stosunku do euro o ok. 10%. Szwajcarski frank jest już praktycznie na stałe droższy niż waluta europejska. Właśnie z tej perspektywy trzeba patrzyć na złotego.
Kryzys w strefie euro odbije się oczywiście na Polsce. Jesteśmy w jednym obszarze gospodarczym, ale bardzo silne podstawy powinny złagodzić skutki uderzenia, o którym mówiła szefowa IMF. We wrześniu w porównaniu z tym samym okresem ubiegłego roku nowe zamówienia w przemyśle były wyższe aż o 44,1% i były na najwyższym poziomie w historii. W tym te z zagranicy o 43,8%. Z tego punktu widzenia osłabienie złotówki jest nawet korzystne dla polskich producentów.
Nadal mamy bardzo niską stopę bezrobocia - po wrześniowej korekcie wynosi ona 5,1%. Liczba osób bez pracy nie zmieniła się, poszerzył się tylko rynek pracy, stąd minimalny - o 0,3% wzrost po korekcie.
Jakkolwiek byśmy nie patrzyli na Polskę i Europę to możemy mówić o Unii dwóch prędkości. My się rozwijamy, a strefa euro się zwija, jest pogrążona w permakryzysie. Najlepiej chyba oddają to dane z ubiegłorocznego raportu Europejskiego Banku Centralnego. Od lat 70-ych w obecnych krajach strefy euro wydajność pracy rośnie coraz wolniej. Sytuacja pogarsza się zwłaszcza od lat 90-ych ubiegłego wieku. Teraz wzrost wydajności pracy kształtuje się na poziomie 1% rocznie, a w niektórych krajach, jak Hiszpania, od ponad dekady wynosi 0. Co pozornie zaskakujące, coraz większa liczba osób z wyższym wykształceniem wcale nie przekłada się na wzrost wydajności pracy.
Jeszcze w 2005 roku, po rozszerzeniu Unii o 7 krajów, miała ona największą gospodarkę na świecie. Dziś jej na trzecim miejscu, a różnica między nią a Stanami Zjednoczonymi i Chinami wciąż pogłębia się - sięga już 500 miliardów dolarów rocznie.
30 lat temu na liście największych firm świata było kilkadziesiąt z obszaru obecnej Unii. Teraz jest 12, z czego 2 w Irlandii, są de facto amerykańskie. Największe unijne przedsiębiorstwo - niemiecki Volkswagen plasuje się na 66 miejscu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gospodarka/622899-strefa-euro-wchodzi-w-kryzys-gospodarczy