Komisja Europejska ma bogatą tradycję w produkowaniu kontrowersyjnych i absurdalnych dokumentów, ale odezwa „Oszczędzaj gaz na bezpieczną zimę” bije wszelkie rekordy. Jest to klasyczny, emocjonalny szantaż na międzynarodową skalę. Musimy podzielić się z Niemcami gazem bo jak nie, to… uruchomią Nord Stream 2?
Im bliżej było 20 lipca, czyli planowanej daty publikacji, tym więcej pojawiało się w mediach przecieków na temat tego „wiekopomnego” dokumentu. Komisja Europejska najwyraźniej chciała wysondować nastroje opinii publicznej na temat kontrowersyjnej - delikatnie mówiąc - recepty na przetrwanie zimy.
Polacy średniego i starszego pokolenia mogą przeżyć małe deja vu.
W pierwszej połowie lat 80. z powodu niewydolnej energetyki często ograniczano pobór mocy, a zimne kaloryfery były na porządku dziennym. Najtrafniej podsumowuje ten czas sławny cytat z filmu „Miś” Stanisława Barei: „Ja rozumiem, że wam jest zimno, ale jak jest zima to musi być zimno, tak? Pani kierowniczko, takie jest odwieczne prawo natury!”
Bruksela komunikuje się z Europejczykami w podobny sposób. Skoro był covid, a teraz jest wojna, to musi być zimno. Nie ma w tym krzty winy, bezradności, koniunkturalizmu i słabości Unii Europejskiej. Bruksela apeluje do mieszkańców, aby oszczędzali gaz, a zarządcy budynków publicznych mają utrzymać temperaturę pomieszczeń na poziomie 19 stopni. Nawet, jeśli brzmi to trochę „barejowo” to kolejne zapisy odezwy „Oszczędzaj gaz na bezpieczną zimę” groteskowe już nie są. Bruksela nawołuje państwa członkowskie do ograniczenia produkcji przemysłowej, zwłaszcza w branżach, gdzie zużycie gazu jest największe. Mowa jest, m.in. o przemyśle chemicznym, który jest związany praktycznie z każdą gałęzią gospodarki i należy do największych pracodawców. Ograniczenia w tej branży negatywnie przełożą się na sytuację w całej gospodarce i to w czasach kryzysu oraz szalejącej inflacji.
W imię czego, a raczej kogo te wyrzeczenia?
Dokument Komisji Europejskiej nakazuje solidarność z krajami, którym grozi niedobór gazu z powodu ograniczeń handlowych z Rosją. Nie został wymieniony nikt konkretny, ale wiadomo, że chodzi o Niemcy. Kiedy na początku wojny pojawił się plan sankcji na Rosję wyłamały się Węgry argumentując, że są skazane na dostawy gazu z tego kraju. Nikt z Komisji Europejskiej nie zadzwonił wtedy do Orbana ze słowami: „Viktor, podzielimy się z wami gazem, ale wyrzeknij się Putina”. Unijna solidarność nie dotyczy krajów mniejszych i słabszych, takich jak Węgry. Ani takich jak Polska. Kiedy hiszpańska sędzina Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej nakazała zamknąć kopalnię Turów, z Brukseli nie płynęły słowa otuchy dla mieszkańców województwa dolnośląskiego, którym groziło wyłączenie prądu i ogrzewania. Unijni komisarze słali jedynie ponaglenia w sprawie kary za utrzymanie kopalni w ruchu. Co innego Niemcy.
Kiedy największy i najbogatszy kraj Unii Europejskiej stanął w obliczu gospodarczych problemów, cała unijna reszta jest zobowiązania do solidarności nawet za cenę zamrożenia swojego rozwoju gospodarczego.
W dokumencie Komisji Europejskiej jest sporo zaleceń, apeli, nakazów, ale najciekawsze jest to, czego nie ma. Brakuje wezwania, aby Niemcy się ogarnęły i przygotowały plan naprawczy dla swojego rozpadającego się rynku energetycznego. Solidarnościowa – rzekomo - odezwa powinna mieć inny, bardziej adekwatny do treści tytuł: „Nie pytaj co Niemcy mogą zrobić dla ciebie, ale co ty możesz zrobić dla Niemiec”. Mówimy o gospodarczym gigancie na globalną skalę. Niemcy są bogate, dobrze zorganizowane i przodują w nowoczesnych technologiach.
Dlaczego Komisja Europejska poprzestała tylko na rzuceniu koła ratunkowego nie wymagając od takiego superpaństwa programu naprawczego?
Możliwości jest przecież wiele. Niemcy mogą wznowić pracę bloków atomowych wyłączonych w ubiegłym roku. Jest to tylko jeden z przykładów, ale bardzo symptomatyczny. Niemieccy politycy na początku marca przekonywali, że nie mogą wrócić do atomu z przyczyn technologicznych, ponieważ nie ma zakontraktowanych dostaw prętów paliwowych. Tymczasem gazeta „Die Welt” ujawniła, że właśnie w marcu odbyło się poufne spotkanie przedstawicieli koalicji rządzącej z operatorami elektrowni jądrowych, którzy stwierdzili, że są w stanie zorganizować dostawy w „rozsądnych terminach”. Co na to Berlin? Rząd nie podjął żadnych działań w tym zakresie.
Oznacza to, że Niemcy nie tyle nie mogą wprowadzić własnych programów naprawczych, ale zwyczajnie tego nie chcą zrobić.
Wolą poczekać aż pozostałe, mniejsze i biedniejsze kraje Unii Europejskiej, odstąpią im gaz na przetrwanie zimy. Dlaczego tę hipokryzję firmuje Komisja Europejska? Niestety, jest to najtrudniejszy do zaakceptowania element tej układanki. Najwyraźniej unijne elity traktują obecny kryzys jako przejściową anomalię. Plan na przetrwanie zimy nie zawiera żadnych systemowych i trwałych rozwiązań. Jest po prostu wyjściem awaryjnym na kilka miesięcy, a później mamy wrócić do osiągania i wyznaczania kolejnych, wyśrubowanych celów klimatycznych.
Komisja Europejska nie rezygnuje z pakietu Fit for 55, ale nie ma pomysłu na ustabilizowanie sytuacji na rynku energetycznym, która wygląda wręcz dramatycznie.
Energetyka odnawialna jest wciąż zawodna, gazu nie ma, elektrownie atomowe nie przez wszystkich są akceptowane, a obecny powrót do węgla ma mieć przejściowy charakter, co hamuje rozwój inwestycji w górnictwie. Trudno oczekiwać, że coś zmieni się w sytuacji geopolitycznej. Miejmy nadzieję, że skończy się dramat Ukrainy, co nie oznacza powrotu do interesów z Rosją. Jednym słowem o tej samej porze za rok możemy być w takiej samej, bądź gorszej sytuacji. I co wtedy? Komisja Europejska ogłosi kolejny pakiet solidarnościowy dla Niemiec?
Wydźwięk odezwy „Oszczędzaj gaz na bezpieczną zimę” ma być solidarnościowy, ale trudno nie odnieść wrażenia, że czai się tam także ukryty podtekst.
Dokument nie wyjaśnia, co się stanie jeśli kraje członkowskie nie okażą zrozumienia dla trudnej sytuacji Niemiec? Czy przyciśnięty do muru kanclerz Olaf Scholz nie wróci do tematu spornego gazociągu Nord Stream 2? Infrastruktura przesyłowa jest przecież gotowa. Putin odgraża się, że całkiem zakręci gazowe kurki do Europy, ale takiej gratki by nie przepuścił. Uruchomienie Nord Stream 2 przewróciłoby do góry nogami układ sił w Europie i w wymiarze atlantyckim. Sojusz Berlin-Moskwa do maksimum skomplikowałby obecną sytuację międzynarodową, choć wydaje się, że gorzej już być nie może. Czy Niemcy mogą to zrobić? W historii tego narodu było wiele przykładów na to, że stać ich naprawdę na wiele.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gospodarka/607365-europejska-solidarnosc-czy-niemiecki-szantaz