„Tu przede wszystkim chodzi o podjęcie politycznej, jednoznacznej decyzji dotyczącej wydobycia węgla. Wydobycie węgla, czy rozpoczęcie eksploatacji – a mamy ogromne możliwości – to jest kwestia co najmniej półtora roku, uruchomienia nowych ścian, nowych szybów. Taki jest proces technologiczny. Myślę, że jedna ściana jest w granicach 200 tys. złotych, co chyba aż takim finansowym kłopotem dla firm publicznych nie jest, bo rzeczywiście mają takie możliwości. To jest oczywiście możliwe wtedy, kiedy zostanie zmieniona umowa społeczna, która w tej chwili jest w Komisji Europejskiej” – mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl eurodeputowana Anna Zalewska (PiS).
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
wPolityce.pl: Mamy kryzys energetyczny. Polski rząd stara się zapewnić dostawy węgla, sprowadzając go z zagranicy. Automatycznie rodzi się pytanie, co z polskimi kopalniami? Polska leży na węglu, a widać wyraźnie, że są jakieś problemy jeśli chodzi o jego wydobywanie. O co tu chodzi Pani Poseł? Czy są tu blokady na poziomie unijnym?
Anna Zalewska: Oczywiście, że tak. Wbrew pozorom górnikom, którzy w tej chwili są w siedzibie PGG, tak na końcu chodzi o pieniądze. Oni rzeczywiście zaczęli pracować w sobotę, w niedzielę, zwiększając swoje możliwości, ale tak, żeby to było zgodne z zasadami bezpieczeństwa, bo ten węgiel kamienny jest przede wszystkim dla ludzi. Węgiel brunatny jest generalnie do produkcji. Ostatnią rzeczą, której się domagają, to pieniądze. Natomiast tu przede wszystkim chodzi o podjęcie politycznej, jednoznacznej decyzji dotyczącej wydobycia węgla. Wydobycie węgla, czy rozpoczęcie eksploatacji – a mamy ogromne możliwości – to jest kwestia co najmniej półtora roku, uruchomienia nowych ścian, nowych szybów. Taki jest proces technologiczny. Myślę, że jedna ściana jest w granicach 200 tys. złotych, co chyba aż takim finansowym kłopotem dla firm publicznych nie jest, bo rzeczywiście mają takie możliwości. To jest oczywiście możliwe wtedy, kiedy zostanie zmieniona umowa społeczna, która w tej chwili jest w Komisji Europejskiej. Przypominam, że od wielu lat wymuszane jest w związku z Zielonym Ładem i dążeniem do tzw. zeroemisyjności w 2050 roku zamykanie kopalń. To zostało z datami wpisane do umowy społecznej. W związku z tym rząd Polski musi mieć jednoznaczne stanowisko KE, jak zmienić tę umowę, a przede wszystkim, jak zrealizować zapowiedź Fransa Timmermansa, wygłoszoną pod naciskiem m.in. Niemiec. Te ostatnie powiedziały, że będą produkować energię z węgla i basta, nawet podjęli różnego rodzaju decyzje parlamentarne. Powiedzenie, że wydobywasz węgiel, zwiększasz moc, to nie znaczy, że nie będzie płacił za to kar. Przecież jeżeli będziemy zrywać, lub inaczej będziemy stosować umowę społeczną, czyli nie będziemy zamykać kopalń, będziemy na nowo inwestować, to będziemy mieć znowu awanturę w Komisji. Oczywiście, jak mantrę powtarzam to, że jednocześnie Polska powinna – ma naprawdę okazję – z Niemcami rozmawiać po niemiecku i mówić do tych, którzy będą mieć ten sam kłopot, co my.
Wydaje się, że tutaj Komisja Europejska stosuje podwójne standardy: Niemcom wolno robić coś, czego Polsce nadal nie wolno. Czy tak?
Zawsze ma podwójne standardy, szczególnie jeżeli chodzi o politykę klimatyczną. Tym bardziej, że jak powtarzamy, świat im się zawalił. Bardzo obawiają się buntu społecznego. Proszę zobaczyć, co się dzieje we Włoszech, premier Draghi podał się do dymisji. To też ma związek z perturbacjami finansowymi, nie tylko ogromnym zadłużeniem (tam zdaje się, że jest 150 proc. PKB), ale również cenami energii i niezadowoleniem społecznym. Również z tym, że państwa członkowskie chcą wydobywać węgiel, produkować z węgla i chcą mieć jednoznaczne stanowisko Komisji Europejskiej. Tutaj jeszcze razem z Niemcami, Włochami, Holendrami, Austriakami powinniśmy mieć jednoznaczne stanowisko, że dobrze, produkujemy, dziękujemy bardzo Komisji Europejskiej, że się na to godzi, ale musimy zweryfikować wszystkie umowy społeczne. Taka umowa społeczna jest też w Niemczech.
Tak, tylko że Niemcy tą umową społeczną niespecjalnie się przejęli…
Jest tak duża determinacja rządu i społeczeństwa – bo to przecież ma też wpływ na inflację – że mam nadzieję, że nasz rząd również nie będzie się przejmował.
W kontekście węgla pojawia się pytanie o ETS. Cały czas nie ma woli Komisji Europejskiej do reformy tego systemu. Wydaje się, jakby Komisja Europejska liczyła na to, że jakoś przeczeka te niepokoje społeczne i ten system utrzyma. Czy rzeczywiście tak jest?
Rzeczywiście tak jest. Tym bardziej, że jak patrzymy na plany dotyczące dalszych prac nad większością pakietu „Fit for 55”, to wszystko wskazuje na to, że Komisja Europejska chciałaby przeprocedować wszystko do końca przed listopadem. Dlatego, że w listopadzie jest kolejny szczyt klimatyczny (COP) i Unia Europejska chciałaby tam jechać jako prymus, który pokazuje, że „oto ona uchwaliła i stanie się”. I rzeczywiście Europejczycy zapłacą straszne pieniądze z własnej kieszeni, żeby między innymi stawiać elektrownie wiatrowe i farmy fotowoltaiczne. Z kolei na komisjach parlamentarnych dyskutujemy o różnych dokumentach, między innymi o „REPOWER” – to jest ten komunikat KE, który też strasznie komplikuje proces legislacyjny. Pakiet „Fit for 55” jest w tej chwili w trilogach, a właściwie nie jest, bo wszyscy wyjechali na wakacje. Pierwszy trilog jest 8-9 września. Mamy obowiązujące dyrektywy, a po komunikacie „REPOWER” oni je zmieniają. Jest taki koszmar legislacyjny, że przedsiębiorcy po prostu łapią się za głowy, bo kompletnie nic z tego nie rozumieją. Między innymi w rozporządzeniu dotyczącym energii odnawialnej znalazła się „hardcorowa” propozycja i nawet posłowie socjalistów zaczynają się tym denerwować. Jest zapis, że elektrownie wiatrowe, farmy fotowoltaiczne mają mieć wyczyszczoną ścieżkę administracyjną, która ma zmierzać do pozwolenia na budowę. Są nawet takie zapowiedzi, że prawie nie będzie konsultacji społecznych, czy też badań oddziaływania na społeczeństwo. I też na komisji petycji coraz częściej przychodzą takie petycje. Ostatnio byli Belgowie, którzy między innymi mówili o elektrowniach wiatrowych pokazując, że zbliżają się niebezpiecznie do ich domów, że nie dostają odszkodowań, a KE nie chce prowadzić badań nad hałasem.
Rozmawiałyśmy, że to kiedyś się skończy, bo możliwości obywateli są ograniczone, to właśnie pomału zaczyna się dziać. Podejrzewam, że jeszcze nie ruszy to z taką intensywnością w czasie wakacji, natomiast od września możemy się spodziewać dużych protestów społecznych, może niekoniecznie już wprost na ulicach, ale po prostu obywatele nie będą się godzić na te rozwiązania.
Rzeczywiście inwestorzy bardzo chętnie wchodzą z wiatrakami, ale nikt potem nie ponosi odpowiedzialności za kłopoty zdrowotne osób narażonych na infradźwięki.
Między innymi. Jestem zdziwiona, że toczy się taka dyskusja dotycząca elektrowni wiatrowych, a koronnym argumentem jest to, że energia będzie tańsza. Nie, nie będzie tańsza. Będzie jeszcze droższa, dlatego że elektrownie wiatrowe muszą mieć zapas w postaci konwencjonalnej energii, a ta konwencjonalna energia jest oprzyrządowana ETS-em. Elektrownie wiatrowe to takie kanibale energetyczne - „zjadają” jedną energię, by samemu się tą energią posłużyć wprost, czyli być podłączoną, ale również, ponieważ jest nieefektywna, szczególnie na lądzie, to ona musi mieć różnego rodzaju dofinansowania, gwarancje, promocje, uproszczenia. Koronnym argumentem, że to nie jest prawda, że elektrownie wiatrowe dają nam bezpieczeństwo energetyczne, są Niemcy. Oni od dwudziestu lat inwestują między innymi w elektrownie wiatrowe i system im się zawalił – między innymi przez elektrownie wiatrowe. Oczywiście nie chcą się do tego przyznać. Jeszcze za Angeli Merkel były prowadzone różnego rodzaju badania, z których wynikało, że usadowienie prawie 30 tysięcy elektrowni wiatrowych – chociaż płacą po 3,5 tys. odszkodowania, jeżeli jest to poniżej 1500 m – nie przyniosły rezultatów w postaci obniżenia emisji CO2. To jest kwestia liczenia algorytmicznego, że to tak a nie inaczej jest pokazywane społeczeństwu, więc jest to po prostu nieprawda. Dlatego z troską się przyglądam temu, co się dzieje w Sejmie. Wiem, że będą zmiany w projekcie ustawy dotyczącym 10 h, dlatego że Europejczycy sobie nie pozwalają na stawianie elektrowni wiatrowych na podwórkach.
Wspomniała Pani o tym bałaganie, który panuje na komisjach. Na ostatnim posiedzeniu komisji środowiska, zapewne jako receptę na kryzys energetyczny i niedobory energii, w europarlamencie przyjęto postulat, aby kraje członkowskie, w tym również obywatele, zredukowali konsumpcję energii o 40 proc. do 2030 roku.
Tak i to jest właściwie nie jedyny niepoliczony pomysł, dlatego że wszystkie nasze dyskusje i to, co pani słyszy, to jest tak, że ktoś tak sobie postanowił, że oto o 40 proc. musimy zaoszczędzić energię i w tym momencie uniezależnimy się przede wszystkim od Rosji. Natomiast wszystkie działania są absolutnie długofalowe. Jeżeli od kilkunastu lat mówimy – właściwie cała Europa to robi – o ocieplaniu, to są to procesy niejednoroczne, tylko wieloletnie, bo to rzeczywiście prowadzi do oszczędności i zawsze tę energię należy zaoszczędzić. Nie pokazują, co można zrobić od razu, bo to jest niemożliwe, tym bardziej, że jak pani redaktor wie, wszystko chcemy mieć na baterie, nie tylko samochody. Wszystko chcemy załadować, nawet rowery. Okazuje się, że rower na baterie jest ekologiczny. Przepraszam, zajmuję się środowiskiem, rower ekologiczny to jest rower napędzany ludzką siłą.
Ale pewnie bardziej radykalni ideolodzy powiedzą, że człowiek emituje CO2.
Ale również ten rower z baterią, bo tę baterię trzeba naładować. Naprawdę trudno sobie wyobrazić, że ktoś będzie czekał na dobre wiatry, jakkolwiek to brzmi dwuznacznie, żeby naładować baterię w samochodzie, kiedy ma podróż na przykład ponad tysiąc kilometrów.
Do czego to zmierza? Rozumiem, że to, co zostało przegłosowane na posiedzeniu komisji środowiska znajdzie poparcie w europarlamencie, biorąc pod uwagę obecny skład PE. Jak oni sobie wyobrażają połączenie tych dwóch rzeczy, o których Pani wspomniała, to znaczy z jednej strony ograniczamy konsumpcję energii, a z drugiej przerzucamy się na elektromobilność? To się po prostu nie składa.
Nie wyobrażają sobie. Proszę mi wierzyć, że nie wyobrażają sobie. Dla nich to są dwa równoległe światy. Chociaż nie ukrywam, że każdy z eurodeputowanych, którzy zabierają głos, zaczyna, że „bardzo ważna jest ambitna polityka europejska, ale musimy pamiętać o ludziach”. Wygłaszają już trochę społecznych formułek, bojąc się swoich obywateli. Jest bowiem już tak głośno i tak niebezpiecznie, iż do obywateli zaczyna docierać, że jeżeli nie zmienimy polityki energetycznej, to po prostu czeka nas katastrofa energetyczna.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wiejak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gospodarka/606791-problemy-z-wydobyciem-wegla-zalewskablokada-na-poziomie-ue