Wczoraj Gazprom przestał dostarczać gaz do Niemiec gazociągiem Nord Stream 1 w związku z rozpoczęciem prac konserwatorskich, które według rosyjskiego koncernu mają potrwać przynajmniej do 21 lipca.
Rosyjski szantaż gazowy
Niemcy jednak obawiają się, że przerwa w dostawach może potrwać dłużej i że Rosja może wykorzystać prace konserwatorskie jako pretekst do zatrzymania dostaw gazu w dłuższym okresie i w ten sposób szantażować nie tylko Niemcy ale także inne kraje Europy Zachodniej.
Wcześniej bowiem Gazprom ograniczył dostawy do Niemiec przez Nord Stream1, motywując to przedłużającym się remontem w Kanadzie turbiny Simensa, wykorzystywanej w tym gazociągu, a od niedawna także blokadą jej przekazania do Rosji w związku z sankcjami jakie nałożyła Kanada na ten kraj.
Niemcy wymusiły politycznie na Kanadzie odstąpienie od tych sankcji i w rezultacie turbina jest transportowana do Niemiec, a te przekażą ją Rosji (aby ominąć sankcje) ale zdaniem samego ministra gospodarki i klimatu Niemiec Roberta Habecka, Rosjanie wcale nie potrzebują turbiny z Kanady, aby transportować gaz gazociągiem Nord Stream1 (rzeczywiście tak jest, bowiem turbina serwisowana w Kanadzie to jedną z siedmiu turbin wykorzystywanych do przesyłu gazu przez Nord Stream1).
Rząd niemiecki już teraz informuje o poważnych ograniczeniach w dostawach gazu na jesieni i zimą dla przemysłu ale także dla gospodarki komunalnej, a nawet gospodarstw domowych, nawołując już teraz do oszczędzania wszystkich rodzajów energii.
Ograniczenia dostaw do Europy
Rosja, po zdestabilizowaniu rynku gazu w Europie Zachodniej na jesieni poprzedniego roku, w wyniku czego ceny gazu wzrosły blisko 10-krotnie, konsekwentnie ogranicza dostawy tego surowca także w tym roku.
Według analityków dostawy gazu z Rosji do Europy w tym półroczu były o blisko 1/3 mniejsze niż w I półroczu 2021 roku, a więc o blisko 30 mld m3 i wyniosły tylko około 69 mld m3 i to mimo bardzo korzystnych cen dla Gazpromu.
Gazprom nie wykorzystuje także pełnych możliwości przesyłu gazu do Europy Zachodniej gazociągami przez Ukrainę, tłumacząc to toczącymi się działaniami wojennymi na terytorium tego kraju i zagrożeniem jakie stwarzają dla infrastruktury gazowej (ciekawe, że działania te prowadzi Rosja i one są zagrożeniem dla tranzytu rosyjskiego gazu). Te informacje potwierdzają, że Rosja decyzjami politycznymi, konsekwentnie destabilizuje rynek gazu w Europie Zachodniej i chce doprowadzić tej jesieni i zimy, do kolejnej fali podwyżek jego cen, a być może także do jego fizycznego braku.
Te trwające już od wielu miesięcy działania Rosji - i jej politycznego i gospodarczego ramienia czyli Gazpromu - na rynku gazu, późno, bo późno, ale jednak obudziło zarówno rządzących w Niemczech, jak i w kierujących instytucjami europejskimi.
Już gwałtowny wzrost cen gazu na rynku europejskim jesienią poprzedniego roku, spowodował, że czołowi urzędnicy unijni, zaczęli wreszcie publicznie mówić, że Moskwa może wykorzystywać dostawy gazu do nacisku politycznego na Europę Zachodnią.
Tuż przed inwazją Rosji na Ukrainę na początku lutego na konferencji „Europa 2022”, odbywającej się w Niemczech, przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen powiedziała, „że Kreml używa dostaw gazu jako środka nacisku politycznego, dlatego Europa musi uzyskać większą niezależność energetyczną i współpracować z wiarygodnymi dostawcami gazu”.
Dodała także, że „Rosja najwyraźniej nie jest zainteresowana zwiększeniem dostaw gazu do Europy, mimo jego rekordowej ceny i dużego zapotrzebowania na ten surowiec, co jest bardzo dziwnym sposobem prowadzenia biznesu”.
W konkluzji stwierdziła, że „budujemy z USA partnerstwo na rzecz bezpieczeństwa energetycznego, które przede wszystkim dotyczy zwiększenia dostaw skroplonego gazu LNG, rozmawiamy także z innymi producentami gazu, np. z Norwegią na temat zwiększenia dostaw do Europy”.
Przebudzenie z letargu
Można by, cytując polskie przysłowie, stwierdzić, że „lepiej późno niż wcale” ale nie ulega wątpliwości, że zarówno Niemcy jak i instytucje unijne zaczęły się budzić ze swoistego letargu w postrzeganiu działań Gazpromu na rynku gazowym krajów Unii Europejskiej.
Rząd Zjednoczonej Prawicy, który doświadczał traktowania dostaw gazu jako swoistej politycznej broni wobec Polski, ostrzegał od kilku lat instytucje unijne, a także głównego promotora rosyjskiego gazu w UE-Niemcy, że zarówno Nord Stream1 jak i Nord Stream2, zostaną wykorzystane jako narzędzie nacisku politycznego.
To właśnie Polska jest doskonałym krajem do naśladowania jeżeli chodzi o politykę uniezależniania się od dostaw gazu z Rosji, mimo tego że na tej drodze napotkała bardzo wiele przeszkód, zarówno wewnętrznych jaki zewnętrznych.
Budowa i oddanie do użytku Gazoportu, a także bliskie już oddanie do użytku gazociągu Baltic Pipe, dają duża szansę, żeby od 1 stycznia 2023, Polska będzie wreszcie mogła się obyć bez gazu dostarczano z Rosji. W ten sposób definitywnie kończy się możliwość szantażu gazowego naszego kraju, który po wielokroć był stosowany przez Gazprom, szczególnie w okresie jesienno- zimowym, kiedy zapotrzebowanie na gaz rosło i trzeba było negocjować dodatkowe jednorazowe dostawy.
Wygląda na to, że także Niemcy i cała UE zdecydują się pójść „polskim śladem”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gospodarka/606255-rosja-coraz-mocniej-szantazuje-niemcy-ws-gazu