”Najpierw Putin uzależnił Niemców od własnego gazu zmuszając, przekupując, oszukując, mamiąc do tego, aby niemieckie firmy weszły w kolaborację i współpracę z Gazpromem, a teraz trzyma ich za gardło” – mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl eurodeputowany Joachim Brudziński (PiS).
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
wPolityce.pl: Rosjanie wyłączyli gazociąg Nord Stream 1 do 21 lipca, ponieważ – to jest oficjalna wersja - mają trwać prace konserwacyjne, tyle tylko, że w tej chwili waży się ewentualna pomoc Niemiec dla Ukrainy. Czy ta koincydencja czasowa jest przypadkiem, czy raczej nie?
Joachim Brudziński: Oczywiście, że nie jest przypadkiem. To jest tak oczywiste, jak fakt, że po nocy nastaje dzień, a po dniu nastaje noc. Przecież Rosjanie perfekcyjnie opanowali sztukę szantażu i wymuszania różnego rodzaju ustępstw wskutek polityki własnych węglowodorów. Zresztą przecież wielokrotnie o tym mówiliśmy. Do konstytucji Federacji Rosyjskiej jest wpisane, że ropa i gaz są elementem polityki zagranicznej Federacji Rosyjskiej. Przecież Putin nie jest szaleńcem. To nie jest wariat. To nie jest człowiek umierający, stojący nad grobem, jak chcieliby niektórzy komentatorzy. To jest z krwi i kości czekista, kagiebista, który do operacji na Ukrainie przygotowywał się od wielu lat, uzależniając Niemcy i Zachód od ropy. Z jednej strony wręczał kanclerz Angeli Merkel kwiaty, z drugiej strony straszył ją psem wiedząc, jak panicznie boi się psów. To jest człowiek, który do perfekcji opanował szantaż. Zresztą zna Niemcy – przez wiele lat był rezydentem rosyjskiego wywiadu w Niemczech jako oficer KGB. Na tyle poznał mentalność Niemców, żeby dzisiaj z pozycji prezydenta Federacji Rosyjskiej wiedzieć, jak ich szantażować, jak bardzo opinia publiczna jest wrażliwa na perspektywę utraty bezpieczeństwa energetycznego w związku ze zbliżającym się okresem grzewczym. To, o czym pani mówi, jest elementem tego nacisku.
Niemcy pod wpływem własnej opinii publicznej, ale również pod wpływem partnerów w ramach NATO, czy UE, USA - także Polski, co jest warte podkreślenia - przynajmniej w tej wersji werbalnej, retorycznej zmieniły swoje nastawienie względem Ukrainy. Rosjanie więc im przypominają. Najpierw ich Putin uzależnił od własnego gazu zmuszając, przekupując, oszukując, mamiąc do tego, aby niemieckie firmy weszły w kolaborację i współpracę z Gazpromem, a teraz trzyma ich za gardło. Reakcja niemiecka jest taka, że mając świadomość, że zimą może im zabraknąć energii, bo w sposób idiotyczny pozbyli się energii atomowej, teraz na gwałt otwierają nowe elektrownie węglowe, skupują węgiel na całym świecie. Szef frakcji EPP Weber próbuje narzucać taką narrację wewnątrzeuropejską, że kraje europejskie w ramach – uwaga – solidarności energetycznej powinny dzielić się z nimi zapasami własnego gazu. Pytanie, gdzie była solidarność energetyczna, gdzie było bezpieczeństwo energetyczne całej Unii Europejskiej, w tym również Niemiec, jak wbrew stanowisku Polski rozpoczynali budowę gazociągu Nord Stream 1? Dokładnie tego gazociągu, w którym Putin teraz zakręca kurek. Im szybciej Niemcy zaczną rzeczywiście dywersyfikować dostawy energii do własnego kraju spoza Rosji, tym będą bezpieczniejsi. Te prace rozpoczęli. Lepiej późno niż wcale, ale „sam tego chciałeś Grzegorzu Dyndało”. Chciał tego Schroeder, chciała tego Merkel, a dzisiaj Scholz stoi w rozkroku, drapie się po głowie, a jego ministrowie – nawet z frakcji Zielonych – rozjeżdżają się po całym świecie, żeby kupować węgiel. Ten węgiel, który rzekomo był wykluczony z systemu energetycznego UE, i którego wydobywania Polsce zakazywano, podobnie jak modernizacji bloków węglowych. Dzisiaj wszyscy się z nim przepraszają i za chwilę jeszcze Niemcy zażądają, żeby dzielić się z nimi naszym węglem ze Śląska, albo kopalni w Bogatyni. Dokładnie tej samej, którą kazano nam zamykać i za którą Komisja Europejska naliczyła nam kary – za to, że jej mimo wszystko nie zamknęliśmy.
Dzisiaj ten racjonalizm i zdrowy rozsądek wraca. Również do Niemców, którzy chcieli być najbardziej zielonym krajem w całej Unii Europejskiej, a dzisiaj będą palić w swoich elektrowniach węglem. Tym węglem, który rzekomo miał zabijać naszą planetę.
Problem jednak w tym, że w obecnej sytuacji z jednej strony mamy do czynienia z niesamowitą paniką niemieckich polityków, ale z drugiej nie ma praktycznie żadnej konkretnej refleksji. Zielona transformacja cały czas przyspiesza.
Pozwolę sobie się z panią nie zgodzić. Ta refleksja jednak nastąpiła. Chociażby w ostatnim głosowaniu w Strasburgu w kwestii taksonomii. Przecież oni chcieli wykluczyć z możliwości finansowania ze środków unijnych energetykę jądrową i energetykę gazową. Teraz na gwałt poszukują nie tylko gazu, ale również węgla. Skończy się to tym, że wrócą również do elektrowni atomowych, które pozamykali, bo nie będą mieli alternatywy.
Tak jak powiedziałem, Putin nie jest żadnym stojącym nad grobem tetrykiem, tylko jest sprawnym kagiebistą, czekistą, który tych – jak to mawiał Lenin – pożytecznych idiotów rozgrywa wręcz perfekcyjnie. Z drugiej strony nie ma tu dla nas żadnego powodu do satysfakcji, bo jest to problem dla całej wspólnoty europejskiej. Między innymi głupota tych niemieckich polityków, którzy uzależniali nas wszystkich od rosyjskiego gazu.
Jestem politykiem ze Szczecina. Bardzo dobrze pamiętam, jaka była narracja po stronie niemieckiej, polityków Meklemburgii-Pomorza Przedniego, kiedy rząd Jarosława Kaczyńskiego rozpoczynał z inicjatywy jego brata, śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego inwestycję budowy gazoportu w Świnoujściu. Pamiętam, jaki z niemieckiej strony szedł wtedy jazgot. Słyszeliśmy o zagrożeniu ekologicznym, o zestresowanych nietoperzach w poniemieckich bunkrach, o tym, że śledzie nie będą się tarły w Zatoce Pomorskiej, że do tego stopnia przerazimy mewy, iż na wyspach Wolin i Uznam nie będą mogły znosić jaj, bo budujemy gazoport. Równocześnie Niemcy wspólnie z Rosjanami rozpoczynali w tym czasie projekt gazociągu Nord Stream 1. Teraz my mamy gazoport, do którego wpływa gaz z kierunku katarskiego i ze Stanów Zjednoczonych, a Niemcy zostali z rosyjskim gazociągiem, którym skądinąd płynął gaz – jak to celnie określił pan premier Mateusz Morawiecki – okraszony krwią ukraińskich cywili.
Tym razem ja pozwolę sobie trochę się z panem nie zgodzić. Dla mnie refleksją byłaby sytuacja, w której Niemcy powiedzieliby: „Przyznajemy, popełniliśmy błąd. Wycofujemy się z transformacji energetycznej, a przynajmniej w sposób istotny ją spowalniamy i dostosowujemy do warunków ekonomicznych”. To nie nastąpiło, a w zeszłym tygodniu na Radzie UE zgodzono się, żeby te obszary, które są objęte systemem ETS, przyspieszyły transformację i wprowadziły redukcję emisji CO2 o 61 proc.
Ale proszę pani, dlaczego? Dlatego, że jest to w interesie niemieckiej gospodarki. Przecież na czym polega ten cały numer? Ten cały numer polega na tym, że Polska wielokrotnie przekroczyła ustalenia jeszcze z Kioto, jeśli chodzi o redukcję emisji CO2. To, o czym pani mówi, ETS, handel emisjami jest na rękę gospodarce niemieckiej, bo teoretycznie mają teraz najmniej emisyjną energetykę, więc mogą zarabiać. Zawsze chodzi o interesy narodowe i nie róbmy z Niemców idiotów, bo oni co innego mówią, a co innego robią. Przecież gadają dyrdymały czy to w PE, czy na poszczególnych szczytach Rady Europejskiej, a z drugiej strony cały czas funkcjonują u nich kopalnie węgla brunatnego. Modernizują węglowe bloki energetyczne. Tak jak już pani powiedziałem, nawet ministrowie z obozu Zielonych, mając w perspektywie najbliższy sezon grzewczy praktycznie wykupili wszystkie dostawy i zapasy węgla z kierunku kolumbijskiego, z Ameryki Południowej. To więc, o czym pani mówi, oni realizują, tylko że po cichu. A to, o czym pyszczą, jest w interesie ich gospodarki. Handel i kwestie związane z ETS-em, z emisją, służy gospodarce niemieckiej. Niezależnie od tego, ile będzie tam tej brukselsko-europejskiej nowomowy o solidarności europejskiej, o polityce energetycznej UE, o praworządności, o wartościach europejskich, to zawsze na końcu okazuje się, że chodzi o niemieckie, albo francuskie interesy. Na to się nie ma co obrażać, tylko dokładnie w taki sam sposób prowadzić własną politykę. My to robimy od 2015 roku i jesteśmy dalece bardziej bezpieczni, co nie oznacza, że bezpieczni. Nie należy tu tworzyć hurraoptymistycznego wrażenia, bo my również mamy problem. Dlaczego? Dlatego, że jesteśmy integralną częścią europejskiej gospodarki, bo jesteśmy częścią Unii Europejskiej, więc też ten problem nas dotyka. Tylko, że tak jak to powiedział Peter Fiala, premier Czech, podczas ostatniej debaty w PE w Strasburgu, to kraje Europy Środkowo-Wschodniej miały rację. To Polska miała rację, a nie Verhofstadt, Timmermans, dzisiaj nawet Ursula von der Leyen, o kanclerz Angeli Merkel nie wspominając. A już w ogóle nie chcę wspominać o byłym szefie Rady Europejskiej, bo dla niego zawsze – to jest moja opinia, moje zdanie – najważniejsze było „für Deutschland”. Myślę tutaj nie o kim innym, jak o dzisiejszym liderze polskiej opozycji.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wiejak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gospodarka/606199-nasz-wywiad-brudzinski-putin-trzyma-niemcy-za-gardlo