Wojna za naszą wschodnią granicą sprawiła, że staliśmy się państwem przyfrontowym. Ukraińcy, każdego dnia wykrwawiając Rosjan, dają nam czas na przygotowanie się do obrony. Każdy rosyjski czołg zniszczony na Ukrainie jest czołgiem, który nie wjedzie już na terytorium Polski. Nie możemy czasu, który został nam dany, zmarnować. Z jednej strony musimy wzmocnić swoją pozycję w sojuszniczym systemie bezpieczeństwa (a najlepszym, jaki istnieje, jest NATO), z drugiej zaś strony powinniśmy posiadać silną i dobrze wyposażoną armię. Państwo, które jest bezbronne, łatwo może stać się celem ataku wroga. Należy więc zdecydowanie więcej niż do tej pory wydawać na zbrojenia, co oznacza nie tylko import broni, lecz także rozwój własnego kompleksu przemysłowo-wojennego.
Bezpieczeństwo czy dobrobyt?
Większość krajów Unii Europejskiej nie przeznacza deklarowanych 2 proc. PKB ze swego budżetu na obronność. Ich rządy argumentują zazwyczaj, że wydatki na ten cel odbywają się kosztem zamożności i dobrobytu społeczeństwa. Rodzi to oczywiście dylemat, czy da się pogodzić wzrost nakładów na bezpieczeństwo militarne ze wzrostem gospodarczym.
O tym właśnie dyskutowali podczas Kongresu Polska Wielki Projekt uczestnicy panelu prowadzonego przez szefa Giełdy Papierów Wartościowych Marka Dietla. Jeśli się nie mylę, była to pierwsza publiczna dyskusja w naszym kraju na temat tego, w jakim kierunku powinien rozwijać się polski przemysł zbrojeniowy w obliczu obecnej sytuacji międzynarodowej.
Podczas debaty za wzór stawiano zwłaszcza dwa kraje, które znajdują się w bardzo trudnym położeniu geopolitycznym: Izrael i Tajwan. Oba w każdej chwili mogą być zaatakowane, dlatego są zmuszone wydawać na obronność olbrzymie sumy z budżetu. Niektóre dane mówią nawet, że jest to jedna trzecia PKB. Mimo to ich gospodarki mają się świetnie i są konkurencyjne na światowych rynkach. Tajemnica sukcesu polega na zastosowaniu metody „dual use”, czyli wykorzystywaniu innowacyjnych technologii wojskowych do potrzeb cywilnych.
Krzemowa tarcza
Przyjrzyjmy się przez chwilę Tajwanowi. W 2021 roku wartość światowego rynku cennych komponentów elektronicznych wzrosła do niemal 80 miliardów euro. Aż 64 proc. przypada na elementy wytwarzane na Tajwanie. Jeśli weźmiemy natomiast pod uwagę zaawansowane technologicznie mikroczipy, to aż 92 proc. z nich produkowanych jest właśnie na tej wyspie. Prawdziwym gigantem we wspomnianej branży pozostaje firma Taiwan Semiconductor Manufacturing Company (TSMC), która wypuszcza na rynek 90 proc. używanych dziś na świecie półprzewodników o wielkości poniżej 10 nanometrów. Kompania rozpoczęła już nawet pilotażową produkcję 3-nanometrowych mikroczipów.
W tej kategorii Tajwańczycy są dziś bezkonkurencyjni na całym globie, a ich produkty okazują się niezbędne jako komponenty w pracach nad sztuczną inteligencją. Od ich mikroczipów uzależnione są zarówno Chiny, jak i Stany Zjednoczone, tak przemysł zbrojeniowy, jak i cywilny w obu krajach. W 2021 roku eksport z Tajwanu do ChRL wyniósł 110 miliardów euro (aż 23 proc. więcej niż rok wcześniej), z czego połowę stanowiły mikroczipy. Pekin najchętniej uniezależniłby się od tych dostaw, ale przepaść technologiczna jest zbyt duża. Chiński przemysł elektroniczny jest w tej dziedzinie opóźniony w stosunku do tajwańskiego o niemal dekadę.
Zależność amerykańskiego i chińskiego kompleksu wojskowo-przemysłowego od Tajpej traktowana jest przez tamtejsze władze jako swoista polisa ubezpieczeniowa. Z jednej strony USA będą bronić Tajwanu jako swego niezbędnego zaplecza technologicznego, z drugiej zaś Pekin nie będzie ryzykował inwazji na wyspę, ponieważ może to pociągnąć za sobą odcięcie od dostaw z TSMC, a tym samym stać się ciosem dla chińskiej gospodarki. Tak uważa wielu przedstawicieli tajwańskich elit, którzy wprowadzili do obiegu publicznego nazwę „krzemowa tarcza”. Tym terminem określają oni rodzimy przemysł mikroczipowy, który z jednej strony powstrzymuje chiński atak, z drugiej zaś daje gwarancje amerykańskiego wsparcia. Nie mówiąc o tym, że jest on źródłem dużych zysków, które wydawane na zbrojenia czynią z tej wyspy prawdziwą morską fortecę.
Polska. Wielki Potencjał
My, Polacy, mamy skłonność do narzekania i często ulegamy czarnowidztwu. W związku z tym z wielu dyskusji wyłania się pesymistyczny obraz rzeczywistości. Tymczasem ze wspomnianego panelu, w którym brało udział kilku specjalistów, wynika, że Polska ma spore szanse, by wejść na podobną ścieżkę. Przede wszystkim posiadamy kapitał ludzki, czyli świetnych matematyków, informatyków i programistów, o czym świadczą od lat różne międzynarodowe testy i rankingi. Jesteśmy jednym ze światowych liderów w dziedzinie cyberbezpieczeństwa, a nasze drużyny regularnie wygrywają NATO-wskie hackathony.
Okazuje się, że w naszym kraju funkcjonują też prywatne firmy, które większość swej wysoko zaawansowanej technologicznie produkcji przeznaczają na eksport do krajów zachodnich na potrzeby tamtejszego przemysłu zbrojeniowego. Mamy wielkie osiągnięcia szczególnie w dziedzinie fotoniki. Produkujemy nowoczesne detektory podczerwieni, drony czy oprogramowanie do zarządzania polem walki. Tego typu przykłady można mnożyć.
Jest więc potencjał. Potrzeba jednak na początek zwiększenia wydatków na badania technologiczne i stworzenia rozsądnego systemu zamówień. Czasu mamy niewiele.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gospodarka/603258-jak-pogodzic-wydatki-na-zbrojenia-ze-wzrostem-gospodarczym
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.