„Trzeba wykorzystać te elementy, które wprowadza reforma Wspólnej Polityki Rolnej, które wprowadza Zielony Ład i zatrzymać upadek gospodarstw, który się teraz dzieje, a nie w przyszłości. Teraz mamy ogromny problem, bo gospodarstwa jedno po drugim likwidują hodowlę” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl komisarz ds. rolnictwa w UE Janusz Wojciechowski.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
wPolityce.pl: Czy w związku z tym, co się dzieje na Ukrainie, w związku z cenami gazu i całą sytuacją, którą mamy obecnie, jest jakaś szansa na to, że Komisja Europejska zrezygnuje z obejmowania rolnictwa Zielonym Ładem, sekwestracją CO2 i pozwoleniami na emisję?
Janusz Wojciechowski: Zielonego Ładu w rolnictwie będzie tyle, ile go wpiszemy w plany strategiczne. W tej chwili trwają prace nad planami strategicznymi. Każdy kraj przedstawił już Komisji plany strategiczne. Dyskutujemy jeszcze, jak te plany poprawić. Kwestie pozwoleń na emisję to jest dalsza sprawa, ale rolnicy na tym skorzystają. Nie tylko że nie ma powodu, żeby od tego odstępować, ale to trzeba zrobić. Rolnicy czekają na to rozwiązanie. Może pojawiają się jakieś nieporozumienia komunikacyjne. To, że rolnicy za dobre praktyki rolnicze będą nagradzani, będą mogli certyfikować swoje praktyki i sprzedawać w ramach pozwoleń na emisję, to jest coś, na co rolnicy czekają. Prezydencja francuska na przykład bardzo zabiega o to, żeby to wprowadzić, więc to jest krok w stronę rolników, a nie przeciwko nim.
Powiedział Pan o zaburzeniu w komunikacji. Być może ono rzeczywiście jest, niemniej przynajmniej część niemieckich i polskich rolników przeciwko temu protestuje. Gdyby Pan mógł wyjaśnić, w jaki sposób oni zyskają?
To zależy. Nie wiem, czy o tym samym rozmawiamy. Jest kilka takich wrażliwych kwestii. Jedną jest objęcie gospodarstw rolnych dyrektywą emisyjną. Czyli krótko mówiąc gospodarstwa rolne o określonej wielkości hodowli podlegają pewnym regułom, jakim podlega przemysł. Myślę, że pani pyta o tę sprawę, która budzi takie kontrowersje.
Między innymi…
Dyrektywa emisyjna, czyli gospodarstwa powyżej 150 dużych jednostek produkcyjnych w hodowli, czyli mniej więcej 150 krów, ponad 1000 świń w jednym gospodarstwie, 37,5 tys. sztuk drobiu w jednym gospodarstwie, muszą uzyskiwać tzw. zintegrowane pozwolenia środowiskowe, co się wiąże z pewną procedurą. Już nie w każdym miejscu takie gospodarstwo może powstać, musi spełnić określone warunki, żeby funkcjonować. Te regulacje dotyczyły do tej pory gospodarstw hodujących świnie i hodujących drób, a teraz zostały tym objęte również gospodarstwa hodujące bydło. Ale jeżeli patrzymy na to z punktu widzenia Polski, to Polska na tym zyskuje, dlatego że w Polsce ta dyrektywa objęłaby, czy obejmie - jeśli zostanie wprowadzona - mniej niż 1 proc. gospodarstw. Natomiast w krajach Europy Zachodniej jest to większość gospodarstw - na przykład w Holandii, czy w kilku innych krajach - większość gospodarstw podpada pod tę dyrektywę. W Polsce 99 proc. gospodarstw hodowlanych nie będzie z tym miało żadnego problemu. Polska jest ostatnim krajem, który powinien przeciwko temu protestować, dlatego że w Polsce to jest mniej niż 1 proc. gospodarstw.
A jeżeli weźmiemy gospodarstwo, w którym część to są zasiewy czy produkcja roślinna, ale jest też część hodowlana, gdzie wiadomo, że za pozwolenia na emisję CO2 przez zwierzęta rolnik będzie musiał płacić, to czy temu rolnikowi naprawdę to będzie się bilansować? Czy nie doprowadzi to do sytuacji, w której będą musieli z tej hodowli zrezygnować?
W Polsce bez żadnych dyrektyw, bez Zielonego Ładu z hodowli w ciągu dekady zrezygnowało 340 tys. gospodarstw. Od 2010 do 2020 roku, kiedy porównujemy dwa spisy rolne w 2010 roku było 914 tys. gospodarstw z hodowlą, w 2020 roku było 574 tysiące. Czyli 340 tys. gospodarstw w ciągu dekady to jest prawie 100 gospodarstw dziennie, które odchodziły od hodowli nie z powodu żadnych regulacji unijnych, tylko właśnie z tego powodu, że powstawały coraz bardziej intensywne, skoncetrowane gospodarstwa hodowlane i małe gospodarstwa nie miały z nimi szans - po prostu były wymiatane. To się stało w hodowli drobiu bardzo wyraźnie, to się dzieje niestety w hodowli świń. W Polsce było kilkaset tysięcy gospodarstw zajmujących się tą hodowlą, teraz jest już tylko kilkadziesiąt tysięcy, według ostatnich danych, ale to jest na pewno mniej niż 80 tysięcy. To jest problem - to znaczy likwidacja hodowli następuje bez Zielonego Ładu, którego jeszcze nie ma, bo jest „Czarny Ład” czyli taki ład, który eliminuje mniejsze gospodarstwa. Rozwój intensywnej hodowli powoduje, że małe gospodarstwa po prostu nie mają w tym szans. Dlatego przywiązuję ogromną wagę do tego, żeby wspierać gospodarstwa hodowlane poprzez bardzo dobry instrument, którym jest dobrostan zwierząt. Dopłaty dla rolników do dobrostanu zwierząt mogą znakomicie pomóc zwłaszcza mniejszym i średnim gospodarstwom. Jestem w kontakcie z polskimi hodowcami - miałem wiele spotkań z nimi - hodowcami bydła, drobiu. Ostatnio też kontaktowałem się z hodowcami trzody chlewnej. Wszyscy chcą wejść w programy podwyższonego dobrostanu, za co mieliby płacone w ramach części dopłat bezpośrednich, które się nazywają ekoschematy, czyli ekoschemat „dobrostan zwierząt” to może być znakomite narzędzie, żeby postawić na nogi polską hodowlę. To jest tylko kwestia pewnych zmian w polskim planie strategicznym. Jeżeli one będą wprowadzone, to polscy hodowcy naprawdę nie muszą się niczego bać. Dyrektywa emisyjna nie jest żadnym zagrożeniem, tym bardziej, że ona dotyczy gospodarstw powyżej 150 tzw. sztuk dużych, czyli to dotyczy naprawdę wielkich ferm, a nie zwykłych gospodarstw. Tu nie ma żadnego zagrożenia.
Trzeba wykorzystać te elementy, które wprowadza reforma Wspólnej Polityki Rolnej, które wprowadza Zielony Ład i zatrzymać upadek gospodarstw, który się teraz dzieje, a nie w przyszłości. Teraz mamy ogromny problem, bo gospodarstwa jedno po drugim likwidują hodowlę. Miałem takie mieszane uczucia, jak przyszli do mnie rolnicy hiszpańscy ze skargą, że u nich znikają trzy gospodarstwa hodowlane dziennie, w tym czasie w Polsce znikało akurat 150. Nic więc gorszego nie może się zdarzyć w hodowli, niż to, co działo się do tej pory, a mianowicie ogromna presja na koncentrację hodowli. Ona ma różne przyczyny. Między innymi to jest to, co się stało z polskim przetwórstwem jeszcze w latach 90. - to znaczy zniknęły małe, lokalne przetwórnie. Część z nich też po wejściu do UE, ale nie z uwagi na unijne przepisy, tylko na nadgorliwość w ich stosowaniu. Polska została z małymi gospodarstwami, co jest atutem.
Polska ma mniejsze gospodarstwa niż średnia unijna, bo średnia wielkość gospodarstwa rolnego w Polsce to jest 11 hektarów, ale to że Polska ma małe gospodarstwa jest nie wadą, tylko atutem. Natomiast średni zakład przetwórczy w Polsce jest dwa razy większy od średniego zakładu unijnego, czyli w Polsce mamy niewielkie gospodarstwa i bardzo skoncentrowane przetwórstwo, niezainteresowane skupem od małych dostawców. To jest taki samonapędzający się mechanizm - widoczny zwłaszcza w hodowli - że mniejsze gospodarstwa odchodzą od hodowli, ale czasem i te większe też. To jest problem, który chcemy rozwiązać właśnie poprzez wykorzystanie tych instrumentów nazwijmy to Zielonego Ładu, chociaż Zielony Ład w przemyśle jest czym innym niż Zielony Ład w rolnictwie. Rolnictwo z natury jest „zielone” - powinno być „zielone”.
Dobrostan zwierząt jest wielką próbą ratowania polskiej hodowli i hodowcy pani to potwierdzą, dlatego że jestem z nimi w kontakcie, wiedzą, o czym mówię i nie ma żadnego zagrożenia dla polskiej hodowli, jeśli wykorzystamy te instrumenty. Natomiast są kolportowane tego typu tezy, że Unia Europejska chce zakazać hodowli, zakazać jedzenia mięsa. W demokracji można głosić różne poglądy i takie skrajne poglądy też są wypowiadane. Komisja Europejska ani Unia Europejska nie ma zamiaru zakazywać hodowli, nie ma zamiaru ograniczać hodowli. Ma jedynie zamiar wspierać bardziej zrównoważoną hodowlę. Wspierać poprzez dobrostan zwierząt, poprzez tzw. rolnictwo węglowe, czyli popieranie takich praktyk, jak nawożenie obornikiem. Tradycyjnie prowadzona hodowla to jest obornik - skarb w rolnictwie. Dlaczego mamy takie straszne susze rok do roku? Dlatego, że nie ma obornika, który dawał próchnicę, próchnica zatrzymywała wodę w glebie - to się skończyło. Bardzo niewiele jest obornika. Jeśli jest, to z tych dużych ferm w płynnej formie i nie daje tego efektu zatrzymywania wody w glebie. Mieszanie słomy z glebą to są bardzo dobre praktyki rolnicze, które poprawiają jakość gleby - powinno się je wspierać. Wszystko to jest w tej zreformowanej Wspólnej Polityce Rolnej.
Ta zreformowana WPR służy temu, aby postawić rolnictwo na nogi i dać szansę także tym mniejszym gospodarstwom, które są w tej chwili pod ogromną presją, nie wytrzymują konkurencji.
Czy nie obawia się Pan, że to, że jeżeli rolnictwo wejdzie w system ETS, to biorąc pod uwagę to, co dzieje się na rynku ETS - tę nieprzewidywalność i spekulacyjny charakter - to finalnie rolnictwo jednak na tym straci?
Rolnictwo będzie sprzedawać pozwolenia na emisję za swoje dobre praktyki. Dlaczego miałoby stracić? Rolnik, który przeoruje obornik, działa na rzecz klimatu, zatrzymuje węgiel w glebie. Jeżeli przeoruje słomę, działa na rzecz klimatu, więc to będzie korzystne dla rolników. Rolnicy tego chcą. Niech pani zorientuje się, co na ten temat mówią na przykład rolnicy francuscy, czy w ogóle w Europie Zachodniej - chcą tego. Nie przypadkiem priorytetem prezydencji francuskiej w rolnictwie jest właśnie rolnictwo węglowe. Francja to najbardziej rolniczy kraj, który starał się, aby nigdy nie wchodzić w konflikt z rolnikami - każda tamtejsza władza, niezależnie z której strony sceny politycznej, zawsze stawia rolnictwo na głównym planie. To jest największy rolniczy kraj w UE i oni stawiają na rolnictwo węglowe, więc nie wiem, skąd ten popłoch w Polsce. Polska jest akurat ostatnim krajem, który powinien przeciwko temu protestować. Tak jak przeciwko tej dyrektywie emisyjnej, która obejmuje większą kontrolą fermy przemysłowe. Polska jest ostatnim krajem, który powinien przeciwko temu protestować. Jest akurat atutem dla polskich rolników to, że gospodarstwa, fermy przemysłowe będą ściślej kontrolowane. Polskie rolnictwo jest oparte jeszcze ciągle na tych mniejszych gospodarstwach i to zmniejszy presję na te gospodarstwa, da im większe szanse w konkurencji.
Ta reforma Wspólnej Polityki Rolnej została poparta przez wszystkie państwa członkowskie. Została poparta przez zdecydowaną większość Parlamentu Europejskiego - przeciwko głosowała tylko skrajna lewica i Zieloni. Czasem jest przedstawiana ta reforma - za którą osobiście odpowiadam - jak jakiś rodzaj lewicowej fanaberii, a jest zupełnie inaczej. To jest reforma akceptowana. I Copa Cogeca, organizacja rolnicza, w której dość silne są interesy większych producentów, a oni też poparli tę reformę. W rolnictwie nie dzieje się nic takiego, co by nakazywało ogłaszać jakiś alarm czy larum grać. Reforma idzie w dobrym kierunku.
Natomiast są niektóre rzeczy, na które błyskawicznie reagujemy. Rosyjska agresja na Ukrainie spowodowała na przykład, że musimy myśleć o zwiększeniu produkcji rolnej w krótkim czasie, zwłaszcza produkcji zbóż. Dlatego bardzo szybko zawiesiliśmy obowiązywanie przepisów, które nakładają na rolników obowiązek odłogowania pewnej części ziemi ze względu na bioróżnorodność. Przewidujemy kolejne - na przykład uchylenie płodozmianu - chociaż jeszcze nie ma decyzji. Jak na przykład rolnik chce siać pszenicę po pszenicy na następny rok, żeby mógł to zrobić, bo potrzebujemy tej pszenicy więcej, z uwagi na to, co się dzieje na Ukrainie i zablokowanie tamtego eksportu.
Cała ta reforma Wspólnej Polityki Rolnej idzie naprawdę w dobrym kierunku. Jakby pani to porównała z programem rolnym Prawa i Sprawiedliwości z 2019 roku, to idzie dokładnie według tego programu. Tam się mówi o „zielonym” rolnictwie, tam się mówi o gospodarstwach ekologicznych, o dobrostanie zwierząt jako instrumencie przywracania hodowli. Dokładnie to wszystko jest wprowadzane. To, co wprowadzam do WPR, to jest bardzo dokładnie zgodne z programem Prawa i Sprawiedliwości z 2019 roku.
Powiedział Pan o ułatwieniach dla rolników związanych z sytuacją wojny na Ukrainie. Czy będą jakieś formy zachęty dla tych ludzi, którzy ewentualnie chcieliby zająć się rolnictwem?
Cały czas popieramy tych, którzy chcą się zajmować rolnictwem. Ci, którzy chcą się zajmować rolnictwem, są teraz skarbem. Problem w Europie polega na tym, że ludzie nie chcą się zajmować rolnictwem, że odchodzą od rolnictwa. Stąd na przykład pomoc dla młodych rolników, zakładających nowe gospodarstwa, czy przejmujących gospodarstwa. Jest duże wsparcie, zwiększone nawet w stosunku do tego, co było - obowiązkowe, państwa członkowskie muszą wydzielać część dopłat bezpośrednich i środków z II filaru na to, żeby pomagać młodym rolnikom, żeby chcieli być rolnikami. A co do dodatkowej produkcji, to tak jak wspomniałem wszystkie możliwości produkcyjne powinny być wykorzystane. W ogóle, w dłuższej perspektywie, to musimy jednak ostrożnie korzystać z zasobów ziemi. Św. Jan Paweł II, kiedyś na spotkaniu z włoskimi rolnikamim w 2000 roku wyraził cenną myśl mówiąc, że człowiek nie może ulegać pokusie zysku za wszelką cenę kosztem natury, bo natura prędzej czy później buntuje się przeciwko człowiekowi. My musimy tak korzystać z ziemi, żeby do tego buntu natury nie dopuścić, a ten bunt gdzieś tam się już zaczyna pojawiać, bo to, co się dzieje w tych wielkich fermach hodowlanych, to nie jest zgodne z naturą. Jeśli setki tysięcy zwierząt są stłoczone w wielkich fermach, to nie jest rolnictwo zgodne z naturą, powiedzmy sobie szczerze.
To jest również kwestia bezpieczeństwa już w takim czysto obronnym charakterze. Niedawno jeden z polskich przedsiębiorców, dość aktywny w dziedzinie rolnictwa, pokazywał zdjęcia z jakiejś fermy na Ukrainie, która została całkowicie zniszczona. Wielkie fermy są łatwym obiektem ataku, więc w sytuacji konfliktu militarnego, to na wielkich fermach się bezpieczeństwa żywnościowego nie zapewni - ono musi być oparte o system małych i średnich gospodarstw. Tylko przypomnę, że według danych Światowej Organizacji handlu, te najmniejsze gospodarstwa, do 2 hektarów - ja nie mówię, że to ma być docelowy model, ale trzeba pamiętać, że i takie gospodarstwa mają swoją rolę - te najmniejsze gospodarstwa zajmują 12 proc. ziemi rolnej na świecie, a dają 35 proc. światowej produkcji żywności. Gdyby te małe gospodarstwa teraz zlikwidować i włączyć tą ziemię do tych wielkich gospodarstw, to nie byłoby tych 35 proc. - obawiam się, że nie byłoby nawet 12 proc. żywności na tej samej ziemi. Musimy więc szanować małe gospodarstwa, jako też element bezpieczeństwa żywnościowego i w ogóle bezpieczeństwa w szerszym zakresie.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wiejak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gospodarka/599959-wywiadwojna-i-kryzys-zywnosciowy-komisarz-zdradza-plany-ke