„Bruksela być może zakłada, że wobec zmiany klimatycznej i konieczności przestawienia się na OZE powinniśmy z energii zrobić maksymalnie upierdliwy element naszego życia” - mówi Bartłomiej Derski w rozmowie z Grzegorzem Sroczyńskim z portalu gazeta.pl.
Kto odpowiada za wzrost cen energii?
Derski w rozmowie ze Sroczyńskim przekonuje, że prezydent Rosji Władimir Putin jest tylko w części odpowiedzialny za wzrost cen energii w Europie.
Powodów tych wzrostów jest wiele. Po pierwsze pandemia, która najpierw mocno ograniczyła zużycie gazu, węgla i energii elektrycznej, a potem - kiedy banki centralne wpompowały w światową gospodarkę ogromne pieniądze - gwałtownie skoczyła konsumpcja i inwestycje giełdowe, także w paliwa i energię. Do tego poprzednia zima była mroźna i bezwietrzna, co mocno osuszyło magazyny gazu. Skurczyły się też zasoby wody w elektrowniach wodnych. We Francji z pracy wypadło kilka dużych reaktorów atomowych
—tłumaczy ekspert.
Za co odpowiada więc Putin?
Dołożył swoją cegiełkę, bo ograniczył zapełnienie magazynów gazu. Ale to może jedna czwarta wszystkich przyczyn. Tak naprawdę to nie Putin doprowadził do kryzysu energetycznego, ale go tylko podgrzał
—przekonuje Derski.
Jego zdaniem prezydent Rosji chciał w ten sposób pokazać Zachodowi, że Kreml „może wszystko”.
To umożliwia mu budowanie na Zachodzie przekonania o potędze Rosji
—podkreśla.
Nowa rzeczywistość
Rozmówca Sroczyńskiego sugeruje również, że Europejczycy powinni się przyzwyczaić do tego, że „cena ustalana na giełdzie może skoczyć o tysiąc procent”.
Nie powiesz przecież: „Hola, hola, cena jest za wysoka, nie dam zarobić spekulantom, wyłączę ogrzewanie i światło”. Zagryziesz zęby i kupisz ten prąd
—stwierdza Derski.
Zdaniem eksperta Bruksela chce „angażować gospodarstwa domowe w proces transformacji energetycznej”.
Ludzie mają sami regulować popyt i pchać system w kierunku OZE. Wahania cen mają wywołać pewien przymus. (…) Do tej pory w całej Europie energia była czymś oczywistym, czasem drożała, ale nie stanowiła jakiejś super istotnej pozycji w budżetach domowych klasy średniej. Teraz po szoku cenowym staje się istotniejsza
—mówi.
Taka jest wizja Brukseli
—dodaje.
„Żółte kamizelki” w całej Europie
Sroczyński pyta swojego rozmówcę o to, czy kolejne „szaleństwa giełdowe cen energii” nie zakończą się wygraną partii, które postulować będą odejście od polityki klimatycznej.
Możliwe. I mam wrażenie, że Bruksela nie odrobiła lekcji z buntu francuskich „żółtych kamizelek”. Komisja Europejska liczy, że jakoś przeczeka obecny kryzys energetyczny. Ceny się unormują i szok minie. Nie wykluczałby, że tak to się właśnie skończy
—przyznaje Derski.
Tak czy inaczej, czekają nas trudne dwie dekady. Trzeba się będzie jakoś przez nie przeczołgać
—dodaje.
Derski przypomina również, że Bruksela dąży do tego, aby do stycznia 2024 roku gospodarstwa domowe obejmowała cena rynkowa.
I jeśli wtedy ceny na giełdach skoczą o tysiąc procent, to mój domowy rachunek też skoczy o tysiąc procent?
—pyta Sroczyński.
Chyba że podpiszesz umowę długookresową. Ale główna idea jest taka, żebyśmy jako odbiorcy odczuwali ceny energii i musieli coś z tym zrobić
—odpowiada Derski.
Na koniec rozmowy pada pytanie o to, do kiedy będziemy słyszeć o kolejnych rekordach cen energii.
Podejrzewam, że mniej więcej do czerwca. Wiele będzie jednak zależało od pogody. Jeśli tej zimy pojawią się mrozy i zabraknie wiatru, to ceny znowu mogą skakać
—mówi Derski i dodaje, że na tani gaz i prąd już raczej nie ma co liczyć.
kk/Gazeta.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gospodarka/582167-droga-energia-to-wizja-brukseli-zagryziesz-zeby-i
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.