„Jest to zaproszenie do spekulacji, a odpowiedź unijnego przedstawiciela, że nie ma dowodów na manipulacje rynkowe jest bezczelna i cyniczna. Jeśli wzrost ceny uprawnień o 12 razy w bardzo krótkim czasie nie jest manipulacją, to czym jest? Przecież ktoś zarabia na tym krocie. Trzeba wprost zadać pytanie, kogo kryje Timmermans? Moim zdaniem żadna ocena ETS nie jest wiarygodna, jeśli zleca ją Komisja Europejska, której zależy na utrzymaniu chaosu na tym rynku” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Izabela Kloc, eurodeputowana PiS, komentując stanowisko KE w sprawie rynku ETS.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Zero refleksji! KE broni systemu handlu uprawnieniami do emisji CO2. „Nie ma dowodów na manipulacje rynkowe”
wPolityce.pl: Bruksela chce uznać gaz i energetykę jądrową za „zielone”, ale pod pewnymi warunkami. Jak ocenia Pani ten nowy projekt?
Izabela Kloc: Rząd premiera Mateusza Morawieckiego konsekwentnie i stanowczo domaga się uznania gazu i atomu za niezbędne ogniwa w procesie sprawiedliwej transformacji, więc z polskiej perspektywy nowy projekt Brukseli należy ocenić pozytywnie. Natomiast równie interesujące jest pytanie, komu to przeszkadza? Już od dawna niemieckie, prorządowe media nie atakowały z taką zajadłością Komisji Europejskiej. Niemcy poczuli się upokorzeni i rozczarowani, że Bruksela ośmieliła się przedstawić rozwiązania, które w pewnym stopniu torpedują ich plany „zielonej” rewolucji. Obrazili się nawet na datę ujawnienia nowych propozycji. Komisja Europejska ogłosiła swoje zamiary w przeddzień objęcia unijnej prezydencji przez Francję, która – razem z Polską – domagała się uznania gazu i atomu za zrównoważone źródła energii. Zwolennicy spiskowych teorii dowodzą, że Berlin zgodził się na taki ruch, aby wzmocnić pozycję Emanuela Macrona, którego za cztery miesiące czeka ciężki, wyborczy bój o prezydenturę. Śledząc jednak niemieckie komentarze trudno uwierzyć w taką „ustawkę”. Medialne i polityczne oburzenie jest szczere, ponieważ nie chodzi tylko o ujmę na honorze, ale o zagrożenie dla długofalowych planów polityczno-gospodarczych. Niemcy do spółki z Rosją dążą do zmonopolizowania europejskiego rynku energetycznego. Ich intencje są oczywiste. Nie po to inwestowali miliardy euro w projekt Nord Stream, aby pod ich nosem inne kraje rozwijały swoją infrastrukturę gazową. Teraz staje się to możliwe. Jeżeli Bruksela przeforsuje swoje propozycje to pojawi się szansa na bardziej racjonalną transformację energetyczną. Poleganie tylko na odnawialnych źródłach energii skończy się katastrofą albo – co na jedno wychodzi - oddaniem bezpieczeństwa energetycznego w ręce niemiecko-rosyjskiego syndykatu. Miejmy nadzieję, że Bruksela w polityce klimatycznej wreszcie podjęła dobrą decyzję.
Czy nie należy się obawiać, że haczyk tkwi w stawianych przez Brukselę warunkach? Dla przykładu zgodnie z projektem energetyka jądrowa powinna być uważana za zrównoważoną działalność gospodarczą tak długo, jak kraje UE posiadające elektrownie atomowe mogą bezpiecznie pozbywać się toksycznych odpadów i spełnią kryteria, aby „nie robić znaczących szkód” środowisku. Problem w tym, że nie jest powiedziane, kto ma określać, czy do tych „znaczących szkód” doszło i jest to bardzo uznaniowe. Czy ten zapis nie może zostać użyty tak jak „praworządność” do uderzania w wybrane kraje, na przykład w Polskę, jeśli zdecyduje się ona na taką inwestycję? Czy nie należałoby dokonać w tym miejscu korekty?
Projekt ten, zanim wejdzie w życie, czeka długa droga legislacyjna i wiele korekt pierwotnego tekstu. Przeciwnicy zrobią wszystko, aby go storpedować, a zwolennicy zechcą się zabezpieczyć przed podwójnymi interpretacjami i niejasnymi intencjami. Doświadczenia ostatnich lat nauczyły nas, że w każdym akcie prawnym przygotowanym przez Brukselę może być haczyk. Do dyspozycji są też sędziowie TSUE, działający na polityczne zamówienia. Takie są – niestety – realia Unii Europejskiej co nie znaczy, że jesteśmy skazani na zatonięcie w tej mętnej wodzie. Jestem spokojna o polskie inwestycje atomowe, ponieważ polski rząd jest zdeterminowany, aby je zrealizować. Nie mamy innego wyjścia. Wśród unijnych krajów Polska jest najbardziej uzależniona od energetyki węglowej. Nawet gdybyśmy chcieli potulnie spełniać wszystkie, klimatyczne fanaberie Brukseli, to i tak nie mamy pieniędzy ani technologicznych możliwości, aby dokonać przeskoku z energetyki węglowej do odnawialnej. Potrzebujemy ogniw pośrednich, jak gaz czy atom. Dla rządu Mateusza Morawieckiego nieprzekraczalną, czerwoną linią jest narodowe bezpieczeństwo energetyczne, którego częścią od 2033 roku będzie pierwszy blok polskiej elektrowni jądrowej.
Aby projekt wszedł w życie potrzebna jest zgoda Rady Europejskiej i Parlamentu Europejskiego. Czy należy się spodziewać, że on przejdzie, czy też może okazać się, że nie uzyska wymaganego poparcia?
Wyniki debaty w Parlamencie Europejskim można łatwo przewidzieć. Lewica ma większość, a w jej pakiecie ideowym jest przyspieszenie i zaostrzenie unijnej polityki klimatycznej. Na decyzję socjalistów, liberałów i zielonych spory wpływ będzie miało zapewne stanowisko Berlina, gdzie rządzi „ich” koalicja. Niemiecki minister gospodarki i klimatu Robert Habeck już ocenił, że nie widzi podstaw do przyjęcia propozycji Komisji Europejskiej, ponieważ – jego zdaniem - atom jest zbyt ryzykownym źródłem energii. W Radzie Europejskiej można spodziewać się innej, bardziej rozsądnej debaty. Do odrzucenia projektu potrzeba większości 21 państw członkowskich. Jest to bardzo mało prawdopodobne, nawet biorąc pod uwagę możliwości perswazyjne Niemiec. Z tego, co na razie widać, najbardziej negatywnie nastawione są Niemcy i Austria, która chce zaskarżyć ewentualne wpisanie gazu i atomu do taksonomii.
Nawet jeżeli projekt zostanie przyjęty, to czy zagwarantuje stabilne warunki do inwestowania? Pamiętamy, co się działo w przypadku węgla, kiedy to Bruksela zgodziła się na odrębną ścieżkę transformacji dla Polski, po czym przy pomocy różnych narzędzi i instytucji zaczęła wywierać na Polskę presję, aby ta przyspieszyła odchodzenie od węgla. Czy nie należy się spodziewać analogicznej sytuacji?
Porównanie z węglem nie jest do końca trafne. W Unii Europejskiej jest duże przyzwolenie dla procesu dekarbonizacji, choć – paradoksalnie - węgiel ratuje teraz unijną energetykę przed krachem. Gaz i atom startują z innego pułapu politycznego i gospodarczego. Promotorem energetyki jądrowej jest Francja, która rywalizuje z Niemcami o unijne przywództwo. Nawet „Financial Times” pisząc o planach Brukseli wskazał, że taką decyzję podjęto, gdy grupa „pronuklearnych” krajów pod przewodnictwem Francji oraz rządy krajów południowej i wschodniej Europy, sprzeciwiły się działaniom wymierzonym w dominujące u nich źródła energii. To jest konkretna siła polityczna. Poza tym, inwestycje w energetykę atomową wymagają międzynarodowej współpracy w zakresie technologii i finansów. Wywierając presję na Polskę, można nadepnąć na odcisk większej grupie graczy, z którą muszą się liczyć nawet Niemcy.
Dlaczego KE tak bardzo broni obecnego systemu ETS? Przedstawiciel KE poinformował, że „Europejski Urząd Nadzoru Giełd i Papierów Wartościowych potwierdził, że nie ma dowodów na manipulacje rynkowe. Kontynuuje analizy, czy ETS działa zgodnie z zasadami rynków finansowych. Poprosiliśmy o to”. Na ile wiarygodna jest ta ocena? Czy to oznacza, że o jakichkolwiek reformach i obniżkach cen prądu możemy jedynie pomarzyć?
W sprawach dotyczących klimatu interpretacja ocen i decydujący głos należy do Fransa Timmermansa, wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej, odpowiedzialnego za Zielony Ład. To on w największej mierze odpowiada za oddanie w ręce spekulantów jednego z najbardziej wrażliwych sektorów gospodarki, jakim jest rynek uprawnień do emisji dwutlenku węgla. Wszelkie pytania o cenową karuzelę Timmermans kwituje formułką, że „to jest rynek, w którego mechanizmy nie wolno ingerować”. Jest to zaproszenie do spekulacji, a odpowiedź unijnego przedstawiciela, że nie ma dowodów na manipulacje rynkowe jest bezczelna i cyniczna. Jeśli wzrost ceny uprawnień o 12 razy w bardzo krótkim czasie nie jest manipulacją, to czym jest? Przecież ktoś zarabia na tym krocie. Trzeba wprost zadać pytanie, kogo kryje Timmermans? Moim zdaniem żadna ocena ETS nie jest wiarygodna, jeśli zleca ją Komisja Europejska, której zależy na utrzymaniu chaosu na tym rynku. Ma to oczywisty, olbrzymi wpływ na ceny prądu. Nie oznacza to, że nie możemy liczyć na ich obniżki. Rząd uruchomił pakiety antyinflacyjne, są też sygnały o delikatnej stabilizacji na rynku gazu. To są czynniki, które w dłuższej perspektywie mogą zdecydować o spadku cen prądu.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wiejak
CZYTAJ TAKŻE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gospodarka/580461-wywiad-kloc-trzeba-zadac-pytanie-kogo-kryje-timmermans