„KE chce zniszczyć rynek energetyczny - ten rynek oparty przede wszystkim na węglu - dlatego, że uznaje, że czas, który sobie określiliśmy w prawie klimatycznym do 2050 roku, czy umowa z grudnia 2020 roku, w jaki sposób dochodzimy i jak zmieniamy tę rzeczywistość dotyczącą dwutlenku węgla można przyspieszyć poprzez upadłość poszczególnych firm energetycznych” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl eurodeputowana Anna Zalewska (PiS).
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Bruksela proponuje, by energia jądrowa i gaz ziemny zostały uznane za „zielone”. Stawia jednak warunki. Jakie? SPRAWDŹ
wPolityce.pl: Jak ocenia Pani projekt dokumentu nowej taksonomii uznający energetykę jądrową oraz gaz ziemny za „zielone”? Jak ocenia Pani wymienione w nim warunki, jakie stawia KE?
Anna Zalewska: To jest dobra decyzja, oczekiwana. Nikt się nie zgadzał z takim kształtem rozporządzenia o taksonomii, gdzie wykluczało się atom i gaz jako inwestycje, które wspierałyby zieloną transformację. W związku z tym, jeżeli tak się stanie, to jest jedyna możliwość, żeby zapanować nad niestabilnością energetyczną w Unii Europejskiej, jak również nad cenami energii w Europie.
Problem w tym - a przynajmniej tak wynika z przecieków prasowych - te kryteria są dosyć uznaniowe. Nie jest powiedziane, kto ma decydować o tym, że dana energetyka nie robi znaczących szkód środowisku. Czy tutaj nie jest ukryty mechanizm analogiczny do tej słynnej „praworządności” i jednym będzie się pozwalać rozwijać elektrownie atomowe, a innym będzie się rzucać kłody pod nogi?
Tak. Szczególnie w kontekście decyzji niemieckiego rządu, który chce zamykać wszystkie elektrownie jądrowe - już niewiele im tam zostało. Całe to rozporządzenie jest uznaniowe i rzeczywiście tak będzie. Będą decydować przede wszystkim banki, które będą udzielały kredytów, między innymi Europejski Bank Inwestycyjny - to one będą decydować, czy dana inwestycja jest wystarczająco „zielona” i czy nie szkodzi środowisku.
Jak popatrzymy na cały kontekst energetyczny tzw. zielonej energetyki, jak na przykład elektrownie wiatrowe, czy płyty fotowoltaiczne, one uznawane są za „zielone”, a cała ich produkcja jest absolutnie węglowa. Tak, to będzie się wiązało z uznaniowością.
Pytanie, czy w tej sytuacji nie należałoby próbować wypracować takich mechanizmów, które byłyby jednoznaczne w swoim przekazie, żeby nie pozostawiać pola do nadużyć?
Myślę, że to jest zadanie przede wszystkim dla Rady Europejskiej, która powinna na Komisji Europejskiej wymusić tego rodzaju działania, żeby rzeczywiście były jednoznaczne kryteria, jednoznaczne algorytmy, wzory, z których będzie jasno wynikało, żeby nie było tej uznaniowości. Na razie myślę, że większość krajów członkowskich cieszy się, że Komisja Europejska poszła po rozum do głowy i rzeczywiście wprowadza i energetykę jądrową i gaz, ale im precyzyjniej, im konkretniej, tym mniej później nie tylko uznaniowości, ale polityki w energetyce europejskiej.
Pytanie jeszcze, czy przypadkiem Komisja Europejska nie chce najzwyczajniej w świecie ograć tych krajów członkowskich właśnie poprzez stawianie warunków umożliwiających jej potem wyciąganie różnych „asów” z rękawa?
Komisja Europejska przede wszystkim tym się kieruje od bardzo wielu lat, dlatego że prowadzi politykę energetyczną, która ma doprowadzić do tego, że bogaci będą bardziej bogaci, a biedni - biedniejsi i nie tylko poprzez pakiet „Fit for 55”, ale również te instrumenty finansowe. Przypominamy sobie, wielokrotnie padały sformułowania najbardziej spuentowane przez panią wiceprzewodniczącą Parlamentu Europejskiego, że na przykład Polskę trzeba zagłodzić. Tak, to jest bardzo istotny element, który stosuje i chce stosować Komisja Europejska do uprawiania polityki w ogóle, a przede wszystkim polityki energetycznej, to znaczy decydowania, komu da pieniądze, a komu nie. W dodatku poza traktatami i właściwie bez podawania podstaw prawnych.
Czy kraje członkowskie mają w ogóle realną możliwość, żeby się przed tym obronić, biorąc pod uwagę, że z przestrzeganiem ustaleń w Komisji Europejskiej jest słabo?
Myślę, że to, do czego nawołujemy - pan premier Mateusz Morawiecki, my w Parlamencie Europejskim - żeby wykorzystać fakt dyskusji na temat pakietu „Fit for 55” i po prostu uznać, że jest on niesprawiedliwy i rujnuje europejską gospodarkę i nie pozwolić na to, żeby ten pakiet wszedł, a jednocześnie przemyśleć drogę przyszłości Europy, to jest rozwiązanie. Podejmujemy takie próby. Europa też niby dyskutuje, jak ta przyszłość Europy powinna wyglądać. To jest już zadanie Rady Europejskiej. Trzeba budować najprzeróżniejsze sojusze, nie bać się mówić o tym, mówić głośno, docierać do obywateli europejskich, pomijając nawet poszczególne rządy.
Jakie mamy szanse zbudowania sojuszy jeżeli chodzi o reformę systemu handlu pozwoleniami na emisję CO2? Pytanie, na jakie poparcie może on w tej chwili liczyć?
Zobaczymy. Natomiast jeżeli chodzi o reformę ETS-u, to ona jest o tyle prosta, że tutaj wystarczy sam pan premier Mateusz Morawiecki, dlatego że ta zmiana w ETS-ie polega na tym, że wszystkie środki, które każde państwo członkowskie uzyskuje z uprawnień do emisji CO2, nie powinno, ale ma przeznaczyć na określoną transformację energetyczną. Jeżeli pojawia się sformułowanie „ma” a nie „powinno”, to jednoznacznie wymaga to jednomyślności, ponieważ to wiąże się z narzuceniem i ingerencją w budżet państwa, a to jest absolutnie kompetencja krajów członkowskich. Czyli bez obaw - wystarczy pan premier Mateusz Morawiecki. Wystarczy, że pan premier podejmie decyzję, że „nie” i nie ma tutaj tego nowego ETS-u. Oczywiście dużo będzie trzeba się starać, żeby zmienić w ogóle ten, który funkcjonuje. Ale jeżeli chodzi o te propozycje Komisji Europejskiej, to tutaj bezwzględnie musi być wymagana jednomyślność.
A ten stary ETS? Czy Polska ma szansę go wypowiedzieć? Czy są takie możliwości, narzędzia?
Myślę, że trzeba by to było głęboko przeanalizować. Trzeba byłoby to przede wszystkim zaskarżyć. Proszę zauważyć, że ta dyrektywa dotycząca ETS-u jest starą dyrektywą, właściwie już od 2003 roku, kiedy została napisana, w 2004 roku zaczęła funkcjonować i nie było jednoznacznych sugestii, że trzeba tę dyrektywę zaskarżać. Ale ona się tak bardzo zmieniła, łącznie z tą zmianą w 2014 roku, kiedy premierem była pani Ewa Kopacz, a przewodniczącym Rady Donald Tusk. Naprawdę, mimo że ironizuje się nasze wypowiedzi, że Donald Tusk odpowiada za te podwyżki prądu, cen energii, to rzeczywiście to była kluczowa zmiana, która bardzo uwalniała ceny jeżeli idzie o rynek ETS, a z drugiej strony w sposób socjalistyczny - to taka wybuchowa mieszanka w tym ETS-ie - pokazała drogę do ściągnięcia setek milionów uprawnień do emitowania CO2 po to właśnie, żeby te uprawnienia podrożały. Tak naprawdę te wszystkie kwestie dzieją się od 2019 roku. Czyli te zmiany trzeba byłoby przeanalizować, na ile one zaszły za daleko. A wydaje mi się, że przede wszystkim ta zmiana z 2014 roku już za bardzo ingeruje w budżety poszczególnych państw.
Dlaczego Komisja Europejska nie reaguje na te patologie na rynku ETS?
Dlatego, że chce zniszczyć rynek energetyczny - ten rynek oparty przede wszystkim na węglu - dlatego, że uznaje, że czas, który sobie określiliśmy w prawie klimatycznym do 2050 roku, czy umowa z grudnia 2020 roku, w jaki sposób dochodzimy i jak zmieniamy tę rzeczywistość dotyczącą dwutlenku węgla można przyspieszyć poprzez upadłość poszczególnych firm energetycznych.
Czyli de facto możemy zawierać z Komisją Europejską kolejne umowy, jak chociażby ta, którą teraz przedstawia w sprawie uznania atomu i gazu za „zielone”, a nie mamy żadnych gwarancji, że to zostanie dotrzymane?
Żadnych gwarancji. Dlatego tak ważne jest, żeby mówić to systematycznie i głośno na Radzie Europejskiej. My naprawdę jesteśmy na wojnie energetycznej.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wiejak
CZYTAJ TAKŻE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gospodarka/580385-nasz-wywiad-zalewska-jestesmy-na-wojnie-energetycznej