„W mojej ocenie Rosjanie przygotowują się do scenariusza szantażu energetycznego Polski. Dokładnie tak jak w latach 2009-2010 - tak aby wymusić za 12 miesięcy podpisanie kontraktów średnio- lub długoterminowych, ale z tą zmianą, że w mojej ocenie będą to kontrakty na odbiór gazu z Nord Streamu, a nie bezpośrednio z kierunku wschodniego” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl poseł Janusz Kowalski (SP) komentując wstrzymanie przez Rosję tranzytu gazu do Niemiec Gazociągiem Jamalskim.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Odwet za Nord Stream 2? Gazprom wstrzymał przepływ gazu z Rosji do Niemiec gazociągiem Jamalskim
wPolityce.pl: Rosja pod pretekstem braku stosownego wniosku znowu wstrzymała tranzyt gazu Gazociągiem Jamalskim do Niemiec. Czy należy to odczytywać w kategoriach presji, aby przyspieszyć certyfikację Nord Stream 2? Czy są jeszcze jakieś przyczyny, jakieś drugie dno?
Janusz Kowalski: Rozpoczyna się wielomiesięczna operacja Kremla związana z rozszerzeniem i zachowaniem strefy rosyjskich wpływów w Europie Środkowo-Wschodniej, szczególnie w Polsce w kontekście tego, że 31 grudnia 2022 roku kończy się tzw. kontrakt stulecia, czyli kontrakt jamalski. Innymi słowy, w mojej ocenie Rosjanie przygotowują się do scenariusza szantażu energetycznego Polski. Dokładnie tak jak w latach 2009-2010 - tak aby wymusić za 12 miesięcy podpisanie kontraktów średnio- lub długoterminowych, ale z tą zmianą, że w mojej ocenie będą to kontrakty na odbiór gazu z Nord Streamu, a nie bezpośrednio z kierunku wschodniego, czyli nie z Gazociągu Jamalskiego z przesyłem z Białorusi, tylko infrastrukturą Nord Streamu czyli z kierunku zachodniego.
Innymi słowy, rozpoczął się proces wygaszania Jamału jako infrastruktury. W realnym scenariuszu Rosjanie utrzymają jeszcze przesył gazu przez terytorium Ukrainy do państw Unii Europejskiej, realizując swój scenariusz podporządkowania Ukrainy na poziomie geopolitycznym, politycznym w relacjach z Niemcami, w relacjach ze Stanami Zjednoczonymi, a państwem, w które pójdzie impet uderzenia gazowego w przyszłym roku, będzie Polska, co jest w sposób naturalny związane z faktem kończenia się kontraktu jamalskiego na odbiór 8-10 mld m3 gazu rocznie. Tego kontraktu i tego wpływu na polski rynek Rosjanie na pewno nie chcą utracić.
Czy mamy możliwość dywersyfikacji tych dostaw w tym okresie krytycznym czyli do końca 2022 roku, tak aby zaspokoić krajowe zapotrzebowanie na gaz?
Sytuacja jest krytyczna. Dokładnie tak jak w marcu 2020 roku działałem na rzecz reformy unijnego systemu handlu emisjami na szczycie w lipcu 2020 roku przestrzegając, że brak tej reformy spowoduje gigantyczne problemy - wtedy jeszcze uprawnienia kosztowały około 23-25 euro, ponieważ był początek pandemii i one na szczęście spadły. To był doskonały moment do przejścia do ofensywy. Niestety tak się nie stało i w efekcie temat reformy unijnego systemu handlu emisjami, dokładnie tak jak mówiłem, stał się głównym elementem polskiej polityki na polu energetycznym półtora roku później. To się dzisiaj po prostu niestety dzieje. Ale od roku tak samo przestrzegam jako były wiceprezes PGNiG i osoba z doświadczeniem (w 2016 roku stworzyłem zespół współpracowników i prawników, którzy wygrali z Gazpromem 6 mld zł i wspomagając skutecznie polskie państwo rozpoczynaliśmy jeszcze za moich czasów proces przed TSUE w sprawie OPALu ostatecznie wygrany przez Polskę we wrześniu 2019 roku) przestrzegałem przed zagrożeniem ze Wschodu - zagrożeniem ponownego uzależnienia się od rosyjskiego gazu, również na skutek błędów polegających na nagłym zwiększeniu uzależnienia od gazu w realizacji polityki Zielonego Ładu (Green Deal). Trzeba sobie jasno powiedzieć, że polski projekt dywersyfikacji dostaw gazu stoi pod ogromnym znakiem zapytania, ponieważ Baltic Pipe nie jest w stanie zastąpić nam całości dostaw z kierunku wschodniego i będzie ogromna presja, szczególnie infrastrukturalna w kontekście przesyłu już wewnątrz Polski, rozprowadzenia tego gazu, aby ten gaz kupować z kierunku rosyjskiego. Trzeba mieć świadomość, że od południa, od zachodu, od wschodu wszędzie mamy gaz rosyjski. Jedyną w pełni niezależną infrastrukturą umożliwiającą nam import innego gazu jest oczywiście tylko terminal LNG. I niestety to zagrożenie w tej chwili się finalizuje. Rosjanie będą bezwzględnie dążyć do stworzenia sytuacji kryzysowej i dokonania szantażu. Stawiam tezę, że grozi nam powtórka roku 2009 i 2010 z jeszcze większym impetem. To znaczy próba doprowadzenia do międzyrządowych negocjacji, w których Polska będzie postawiona pod ścianą, ponieważ w niektórych obszarach Polski nie będzie można dostarczyć innego gazu niż rosyjski. Niestety - to też trzeba jasno powiedzieć - sami popełniliśmy błędy. Tym błędem, jednym z największych strategicznych - to jest moja ocena - było oczywiście zaniechanie budowy elektrowni w Ostrołęce i przestawianie jej na gaz. Ta infrastruktura jest w największym stopniu dzisiaj poddana pewnej presji uzależnienia od rosyjskiego gazu od momentu, kiedy zostanie uruchomiona.
Co ten szantaż energetyczny będzie w praktyce oznaczał dla przeciętnego polskiego obywatela?
Chciałbym się w tej sprawie mylić, ale jest jedno proste założenie. W scenariuszu konfrontacji z Kremlem i z Władimirem Putinem trzeba zawsze przyjmować najgorszy scenariusz i na nim operować. Nigdy na optymalnym, nigdy na najlepszym, zawsze na najgorszym. Ja opisuję ten najgorszy scenariusz, który jest. Musimy być przygotowani. W związku z tym wierzę, że już dzisiaj w rządzie jest zespół kryzysowy i jest koordynacja działań mająca nas uchronić przed gigantycznym zagrożeniem szantażu gazowego w 2022 roku ze strony Kremla. Czy on będzie? Wystarczy sobie zobaczyć tegoroczne wydarzenia z Mołdawii i dzisiejszą presję na Ukrainę. Nie miejmy żadnych wątpliwości - jeżeli ktokolwiek je ma, to znaczy, że żyje jakimiś złudzeniami - że Władimir Putin nie wykorzysta sposobności, aby zaszantażować Polskę po to, by zachować wpływy i je poszerzyć na rynku polskim.
Pamiętajmy, że najdroższy jest zawsze gaz, którego nie ma - tak jak to było w latach 2009-2010. Jeżeli nam zabraknie 0,5 - 1 czy 1,5 mld m3 gazu, oczywiście odbije się na konkretnych branżach przemysłowych. To przemysł najpierw ma ograniczenia dostaw gazu. W zależności od tego, jak jeszcze będzie realizowany projekt Baltic Pipe, bo pamiętajmy, że projekt Baltic Pipe również nie jest jeszcze wypełniony surowcem z kierunku północnego. Tam nie ma kontraktów na surowiec z Norwegii. To też jest pewnego rodzaju znak zapytania i zagrożenie dla Polski.
Dlatego w sposób fundamentalny bronię polskiego węgla i niezależności, aby takich rozmów, jak ta, po prostu nie było. Jeżeli my dzisiaj przestawiamy polską gospodarkę z węgla na gaz, co jest zapisane w polityce energetycznej Polski 2040, z którą się Solidarna Polska fundamentalnie nie zgadza i nie zgadzała - przygotowane było głosowanie przeciw pana ministra Zbigniewa Ziobro i Michała Wójcika - czyli przestawianie gospodarki w taki sposób, że dzisiaj mamy zapotrzebowanie na gaz 20 mld, a za 20 lat ma być 40 mld. Bo 30 mld ma być za 10 lat. To ilość problemów z dostawami gazu nam się po prostu spotęguje. Nie miejmy żadnych wątpliwości. Tutaj, w naszym rejonie, numerem 1 jest Gazprom. Numerem 1 jest ich sojusznik - Niemcy, którzy są partnerami w Nord Streamie i bezwzględnie wykorzystają sytuację.
Jedna ważna rzecz - jest jedna rzecz, przed którą należy przestrzegać, a która od wielu lat jest na agencie Platformy Obywatelskiej i Donalda Tuska. I on o tym mówi publicznie, za co go już krytykowałem. O czym mówi również szefowa KE von der Leyen, to są oczywiście tzw wspólne zakupy gazu przez KE, przez UE pod płaszczykiem zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego. To jest coś, na co Polska nigdy, podkreślam, nigdy nie może się zgodzić. Co to oznacza? Oznacza to, że w percepcji niemieckiej, w interesie niemieckim jest doprowadzenie do pozbawienia Polski i innych państw suwerenności w zakresie kształtowania koszyka importowego gazu ziemnego po to, żeby pod płaszczykiem tzw. gazu europejskiego sprzedawać cały wolumen gazu z Nord Streamu. Donald Tusk, który wypowiada się publicznie, że jest zwolennikiem kupowania gazu wspólnotowego, w istocie jest zwolennikiem tego, żeby Polska uzależniła się od Nord Streamu i żeby straciła suwerenność energetyczną w obszarze kształtowania koszyka dostaw. Także na pewno na tym poziomie będzie ogromna presja. W związku z tym przewiduję, że gra będzie dwutorowa. Z jednej strony będą Rosjanie, którzy wykorzystają nasze problemy infrastrukturalne i będą tak prowadzić politykę, aby wzmagać ogromną presję na szantaż gazowy. Z drugiej strony będą Niemcy - poprzez Komisję Europejską i bezpośrednio - którzy będą wzmagać na nas presję na tzw. wspólnotowe zakupy gazu. Nie możemy w tę pułapkę wpaść, ponieważ w ten sposób stracimy suwerenność energetyczną. Cały czas wierzę w zdrowy rozsądek i wierzę w to, że odejdziemy od koncepcji uzależnienia Polski od gazu, który jest dzisiaj absolutnie, fundamentalnie drogi w Europie właśnie ze względu na Putina. Przecież jest wielokrotnie tańszy w Azji, wielokrotnie tańszy w Stanach Zjednoczonych. Przestawianie polskiej gospodarki na gaz, który będzie zawsze droższy dla odbiorcy polskiego niż dla odbiorcy niemieckiego, niesie za sobą same zagrożenia.
Ale same Niemcy pchają się w pułapkę, ponieważ jeżeli Gazprom, posiadając w Niemczech magazyny, był w stanie grać na podwyższanie ceny gazu, to w przyszłości tym bardziej będzie sięgał po ten środek.
Jeżeli Niemcy uzależniają się od rosyjskiego gazu i fundamentalnie ich bezpieczeństwo maleje, co jest wielkim niebezpieczeństwem dla Polski, bo w tym sensie zawsze będą z większym impetem realizować rosyjską politykę, to jest jedno. Tylko dlaczego Polska ma robić dokładnie to samo? Dlaczego Polska ma wchodzić w buty Niemiec, popełniać te błędy, które robią Niemcy i pchać się w scenariusz pełnej kontroli naszego rynku energetycznego przez Putina via Niemcy. Dlatego krytykuję Zielony Ład (Green Deal) i krytykuję przejście na gaz i rezygnację z polskiego węgla, ponieważ realizujemy najbardziej ryzykowny scenariusz, o którym kilka lat temu jeszcze nikt nie myślał.
Wygrywając wybory w 2015 roku, nikt nie myślał, że Polska ma rezygnować z węgla i ma uzależniać się od gazu, a więc na przykład od gazu rosyjskiego. To jest coś, co absolutnie odrzucam. Przyszły rok będzie absolutnie kluczowy. Zbyt dużo jest w tej chwili realizowanych inwestycji na gaz, co wzmaga niestety presję negocjacyjną i osłabia nas negocjacyjnie, ponieważ realizując zieloną politykę UE potrzebujemy coraz więcej gazu, co wystawia nas na fundamentalnie niebezpieczeństwo, kiedy nie mamy własnej infrastruktury. Bo ani Baltic Pipe nie jest dokończony, ani nie mamy drugiego gazoportu w postaci FSRU w Zatoce Gdańskiej. Po prostu stąpamy w tej chwili po cienkiej czerwonej linii i lepiej powiedzieć to sobie dzisiaj, w tej chwili, niż jak będzie za chwileczkę po prostu za późno, ponieważ strategia polega na tym, że patrzymy nie krótkowzrocznie - miesiąc, dwa, pięć miesięcy - tylko potrafimy spojrzeć w perspektywie kilku lat. I tu niestety - przed tym przestrzegam - idziemy w naprawdę bardzo ryzykowny scenariusz.
Dziękuję bardzo.
Rozmawiała Anna Wiejak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gospodarka/578928-nasz-wywiad-kowalski-rosjanie-szykuja-sie-do-szantazu