„Unia Europejska w skali całego globu odpowiada za około 7-8 proc. emisji gazów cieplarnianych. Rolnictwo w tym, według danych, na które się powołuje, że to są dane ekspertów, stanowi mniej niż 10 proc. Czyli w skali świata rolnictwo europejskie oddziałuje w mniej niż 1 proc. na gazy cieplarniane na kuli ziemskiej. To dlaczego chcemy zniszczyć to rolnictwo? Gdzie jest drugie dno? Gdzie są jakieś ukryte intencje niszczenia europejskiego rolnictwa bez analizy skutków?” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Jan Krzysztof Ardanowski, przewodniczący Rady ds. Rolnictwa i Obszarów Wiejskich przy Prezydencie RP.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: NASZ NEWS. KE szykuje kolejny zamach na rolnictwo! Jest projekt komunikatu. „Rolnicy tego nie wytrzymają”
wPolityce.pl: Komisja Europejska zamierza wprowadzić w Unii Europejskiej tzw. rolnictwo węglowe. To nie jest pierwsza próba. Podobne były już podejmowane, jednak argumenty, że to zbyt mocno uderzy w rolnictwo powodowały, że do tej pory ostatecznie nie decydowano się na wprowadzenie rolnictwa węglowego. Tym razem wygląda na to, że Komisja Europejska jest jednak zdeterminowana, aby to zrobić. Jak Pan ocenia całą sytuację?
Jan Krzysztof Ardanowski: Oceniam to bardzo negatywnie. Zapowiedzi Zielonego Ładu, ograniczenia produkcji rolniczej, różnych działań w rolnictwie doprowadzą do ogromnych problemów na rynku żywności w Europie. Europie, która jest eksporterem żywności, która ma bezpieczeństwo żywnościowe. To nie są tylko moje oceny, ale również ekonomistów, różnych ekspertów z ośrodków naukowych. Podajemy często przykład raportu z Uniwersytetu w Kolonii czy autonomicznych służb naukowych KE, Departamentu Rolnictwa USA. Podobny raport został stworzony w Polsce przez kilka instytutów naukowo-badawczych - wszystkie mówią o tym samym: nastąpi spadek produkcji żywności, który bardzo mocno odczują europejscy konsumenci, ponieważ żywność podrożeje - nie mówię o obecnym wzroście cen - po wprowadzeniu Zielonego Ładu. Przypomnę, że będzie się to działo od 2023 roku, a konsekwencją dla braku żywności w Europie będzie sprowadzanie śmieciowej żywności z innych kontynentów, głównie z Ameryki. Po to została podpisana umowa z krajami MERCOSUR, które są dużymi krajami rolniczymi. One nie mają rozwiniętych przemysłów, więc kraje europejskie, które mają dobrze funkcjonujący przemysł - przede wszystkim Niemcy - bardzo prą do tego. Niemcy, które duszą się od nadmiaru samochodów, sprzętu gospodarstwa domowego, maszyn rolniczych, traktorów, różnego rodzaju techniki, liczą na sprzedaż wyrobów przemysłowych, a te kraje mogą płacić jedynie żywnością. Ale to bardzo mocno uderzy w takie państwa, jak Polska, które jeżeli chodzi o rozwój przemysłowy raczej nie są europejskimi liderami, natomiast mają dobre rolnictwo.
Jeżeli to, co zapowiada Komisja, czyli śledzenie śladu węglowego jako wstęp do ograniczenia produkcji, która by ten ślad generowała, doprowadzi do tego, że znaczna część rolników, która nie będzie w stanie ograniczyć śladu węglowego czyli pewnego zagregatowanego oddziaływania na środowisko, te gospodarstwa po prostu upadną. I w pierwszej kolejności to dotknie małe gospodarstwa - wbrew tym opiniom, które są głoszone, jak to wszyscy w Polsce kochają małe gospodarstwa, będące podstawą ustroju rolnego. Tak, tym gospodarstwom trzeba starać się pomagać, bo pełnią bardzo ważną funkcję społeczną dotyczącą zagospodarowania obszarów wiejskich, ich żywotności społecznej i ekonomicznej. Natomiast te gospodarstwa nie będą w stanie ograniczyć oddziaływania na środowisko. Szybciej poradzą sobie ze śladem węglowym duże gospodarstwa, które dysponują nowoczesną techniką, mają zdolności akumulacji kapitału, mają zdolności kredytowe, będą w stanie zastosować nowe technologie, które sprawią, że ich produkty na rynku się utrzymają, będą sprzedawane. To jest więc bardzo silne uderzenie w rolnictwo.
Czy w planach KE odnośnie do wprowadzenia rolnictwa węglowego jest jakakolwiek logika?
Zastanawiam się, gdzie tu jest logika? Dobrze funkcjonujące rolnictwo europejskie jest może najważniejszym osiągnięciem wspólnej polityki rolnej. To rolnictwo podlegało pewnym reformom przez te lata od Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali, ale jest rzeczywiście nowoczesne, daje produkty wysokiej jakości, jest wydajne, jest towarowe. Unia Europejska ma bezpieczeństwo żywnościowe i jednocześnie może dzielić się tą żywnością z potrzebującymi na świecie, bo przecież są ogromne obszary świata, gdzie ludzie głodują, gdzie umierają z głodu. Podaję przykład sprzed miesiąca z Międzynarodowego Dnia Głodu, gdzie to było oceniane: na świecie co 18 sekund umiera z głodu dziecko. Głoduje codziennie około 800 mln ludzi. Tych ludzi przybywa. Prognozy demograficzne mówią o tym, że do 2050 roku przybędzie ponad 2,2 mld mieszkańców kuli ziemskiej. Przecież tych ludzi trzeba wyżywić, a oni nie mają za bardzo u siebie możliwości produkcji żywności ze względu na uniemożliwiające to naturalne warunki: brak gleb, brak wody, zasolenie, niskie czy wysokie temperatury, więc kraje, które mają zdolności do produkcji żywności, takie jak te zrzeszone w Unii Europejskiej, w tym również Polska nie mogą ograniczać produkcji żywności wedle swoich fanaberii, bo jest to po prostu niemoralne i nieetyczne. Tak nie powinno się postępować.
Uważam zresztą, że Zielony Ład, który jest sztandarową strategią narzucaną przez nową Komisję Europejską, nie jest projektem w żaden sposób policzonym, przeanalizowanym, zbilansowanym. Nie ma żadnych wewnętrznych, komisyjnych danych, które by mówiły, w jaki sposób to będzie oddziaływało na rynek żywności, na ceny, na konsumentów, ale również na rolników, którzy masowo będą bankrutowali.
Jak można wprowadzać tego typu wielkie projekty, nie dokonując analizy ex ante, nie myśląc również w kategoriach pewnej przezorności? Przecież jeżeli robi się rewolucję, a to jest - pan komisarz Wojciechowski o tym powiedział - największa rewolucja w rolnictwie od 30 lat, to jak ten system rolnictwa WPR, który jest rozsądny, jest produktywny, daje wysokie ilości dobrej żywności, którą się dzielimy ze światem, jak można to wszytko niszczyć? A dodatkowym krokiem będzie właśnie to rolnictwo węglowe.
Unia Europejska w skali całego globu odpowiada za około 7-8 proc. emisji gazów cieplarnianych. Rolnictwo w tym, według danych, na które się powołuje, że to są dane ekspertów, stanowi mniej niż 10 proc. Czyli w skali świata rolnictwo europejskie oddziałuje w mniej niż 1 proc. na gazy cieplarniane na kuli ziemskiej. To dlaczego chcemy zniszczyć to rolnictwo? Gdzie jest drugie dno? Gdzie są jakieś ukryte intencje niszczenia europejskiego rolnictwa bez analizy skutków?
Bardzo się martwię tymi kierunkami, które prezentuje Komisja Europejska. Byłem przekonany, że to jest lewicowa, żeby nie powiedzieć lewacka ideologia przebudowy świata i niszczenia wszystkiego, co do tej pory w Europie było wartościowe w myśl jakichś utopijnych ideologii, ale okazuje się, że bardzo mocno to wspiera i wręcz twarzą tego jest komisarz Janusz Wojciechowski. Ja tego po prostu nie rozumiem.
W tym wszystkim jest jeszcze jeden aspekt. Mamy doświadczenia z ETS-em, z handlem emisjami. Widzimy, co się dzieje na rynku handlu uprawnieniami do emisji CO2, że doprowadziło to do poważnego wzrostu cen energii. W tej chwili Komisja Europejska - a przynajmniej tak wynika z wersji komunikatu, który wyciekł - zamierza w ten handel uprawnieniami do emisji włączyć rolnictwo. Pytanie, czy po pierwsze rolnicy będą w stanie uczestniczyć w tym rynku uprawnień do emisji, a po drugie - jak to się dla nich skończy? W jaki sposób w ogóle mają być liczone te emisje? Trudno, żeby - mówiąc obrazowo - krowa miała założony licznik emisji gazów, czy jakiekolwiek inne zwierzę.
To wszystko jest szalenie nieprecyzyjne. Liczenie emisji, oddziaływania na środowisko, śladu węglowego w rolnictwie jest bardzo problematyczne. Właśnie - czy założyć krowie pod ogonem licznik emisji metanu? To są rzeczy absurdalne, mówiąc wprost. Natomiast włączenie rolnictwa do handlu emisjami może doprowadzić do tego, co widzimy w tej chwili w przypadku produkcji energii, gdzie w krajach skazanych na energię pochodzącą ze źródeł kopalnych są w tej chwili skutkiem tego dramatyczne wzrosty cen energii. Zastanawiam się, jakie jest rzeczywiste uzasadnienie tego projektu, bo argumenty, które podnosi Komisja - również ustami komisarza - są niepoważne i bałamutne. Zresztą coraz więcej ośrodków naukowych przedstawia swoją negatywną ocenę i swoje wątpliwości. Natomiast jeżeli chodzi o rolników, to nigdy w historii UE, od Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali, nie było takiego „rozjechania się”, rozejścia się opinii KE, komisarza nadzorującego i europejskich rolników. Nie tylko polskich - europejskich rolników. Planują oni ogromne, zmasowane protesty. Miał się odbyć taki 13 grudnia, ale z powodu pandemii, lockdownów oraz tego że brukselska policja stwierdziła, że wszyscy będą musieli iść na kwarantannę w Brukseli, na miejscu, ten protest jest przekładany na styczeń, ale takiej mobilizacji rolników, i to ze wszystkich krajów UE, ja - chociaż żyję już parę lat na tym świecie - takiej mobilizacji nie pamiętam. Całkowicie „rozjechała się” polityka KE i europejskiego rolnictwa.
Pozostaje jeszcze kwestia koniecznych inwestycji w sytuacji, gdyby to rolnictwo węglowe jednak wprowadzono. Pytanie, czy rolników w ogóle stać będzie na to? Przecież siłą rzeczy będą musieli zainwestować w systemy wychwytywania CO2 w sytuacji, gdyby ich gospodarstwo emitowało więcej niż mieliby przyznanych uprawnień.
To jest sprawa szalenie złożona, ponieważ przeciwdziałać emisji można na dwa sposoby. Z jednej strony promując gospodarkę niskoemisyjną - i to trzeba wspierać, co do tego nie ma dyskusji - ale z drugiej strony zwiększanie sekwestracji, zwiększanie pochłaniania. I tutaj najlepszą w tej chwili odpowiedzią cywilizacji ludzkiej to są z jednej strony stosunkowo młode lasy czyli racjonalna gospodarka leśna, wymiana drzewostanów, prowadzenie gospodarki, nie tylko zostawianie starych drzew, których wpływ na pochłanianie CO2 jest z wiekiem coraz mniejszy. W pewnym momencie on już staje się praktycznie iluzoryczny. Lasy i bujna szata roślinna a także odpowiednie technologie wprowadzone w rolnictwie, które sprawiają, że powierzchnie rolne są pokryte bujną roślinnością. Tylko żeby nowe technologie, które byłyby przyjazne klimatowi, które miałyby ograniczyć emisje, wprowadzać na przykład w produkcji roślinnej, to trzeba całkiem nowych maszyn do uprawy ziemi, całkiem nowych systemów siewu i pielęgnacji, całkiem innych, niewystępujących do tej pory systemów ochrony roślin z naciskiem na ochronę integrowaną i biologiczną, innych typów opryskiwaczy - to są nowe, specjalne urządzenia w ramach tzw. rolnictwa precyzyjnego czyli korzystanie z danych satelitarnych, z dronów, wspieranie się sztuczną inteligencją, robotyzacja w rolnictwie, już nie tylko mechanizacja. To są technologie, które nauka, wielkie koncerny opracowały. To nie jest tak, że istnieje jakaś luka technologiczna. Tylko to pani pytanie jest absolutnie zasadne, ponieważ rolnicy nie mają na to żadnych środków, a w szczególności mniejsze gospodarstwa, które mają niską zdolność do zarabiania, do tzw. akumulacji kapitału. Te gospodarstwa będą po prostu bankrutowały. Będą wypadały, bo nie są w stanie sprostać zakupom tych nowych technologii, tym nowym inwestycjom proekologicznym, prośrodowiskowym, innowacyjnym.
Większe gospodarstwa w części inwestują w te urządzenia. Może część z nich sobie poradzi, ale również będzie to silne uderzenie w tę grupę gospodarstw towarowych, produkujących na rynek, które de facto odpowiadają za wyżywienie zarówno naszego społeczeństwa, jak i za eksport. Małe gospodarstwa, których jest w Polsce dużo i warto je wspierać jako element żywotności społecznej i ekonomicznej obszarów wiejskich, nie są podstawą produkcji żywności w Polsce. Produkcja żywności jest w gospodarstwach większych, które są powiązane z rynkiem i nie wolno myśleć o uderzeniu w te gospodarstwa. A niestety te tendencje, które widać w Europie, uderzą również w tę część produkcyjną europejskiego rolnictwa.
Powiedział Pan o zalesianiu i gospodarce leśnej jako metodzie sekwestracji CO2. Problem w tym, że tutaj ta polityka unijna jest sprzeczna. Z jednej strony KE mówi o potrzebie wychwytywania CO2, a z drugiej walczy z prowadzeniem takiej gospodarki leśnej, by ten drzewostan nie tylko wykorzystywać, ale utrzymywać na takim poziomie wiekowym, aby tego CO2 wyłapywał jak najwięcej. Mieliśmy chociażby przykład Puszczy Białowieskiej, czy innych niezbędnych dla zachowania kondycji lasów wycinek…
Właśnie do tego zmierzam, że to jest wręcz działanie w drugą stronę, nie pochłanianie CO2 czyli ta sekwestracja CO2, o której tutaj mówimy. Strategia bioróżnorodności do 2030 roku, która dotyka zarówno lasów, jak i rolnictwa, w przypadku lasów wręcz promuje działania, które zmniejszają pochłanianie CO2. Tylko lasy stosunkowo młode, do kilkudziesięciu lat, pochłaniają w dużej ilości dwutlenek węgla, ponieważ nie ma procesów gnilnych, nie ma procesów emisji z zamierających starszych drzew. Racjonalną gospodarkę leśną prowadzą w Polsce Lasy Państwowe na dobrym poziomie i mogą być właściwie przykładem dla innych krajów Europy. Ta gospodarka w myśl założeń KE będzie działała dokładnie odwrotnie. To co mieliśmy przy ratowaniu lasów gospodarczych wokół Puszczy Białowieskiej, protesty ekologów, którzy albo są naiwni, albo biorą udział w jakimś „spisku”, którego może nie rozumieją, doprowadziło do tego, że ratujemy drzewostany, których wpływ na pochłanianie CO2 jest właściwie bardzo niewielki. Tylko młode drzewa, czyli nowe nasadzenia, wymiana drzewostanów, ich różnicowanie, to co nazywamy zrównoważoną gospodarką leśną, również zalesianie nienadających się do uprawy rolnej najsłabszych gruntów, co w Polsce nie najgorzej wychodzi, bo od wejścia do UE zalesiliśmy około 100 tys. ha najsłabszych gruntów rolnych, to są wszystko działania, które powinny być wspierane przez KE, a wygląda na to, że strategia, którą KE szumnie czy w dużej ogólności nazywa Zielonym Ładem, to jest strategia, która będzie działała dokładnie odwrotnie. Nie będzie zwiększania pochłaniania CO2 i uderzy to zarówno w lasy, jak również bardzo mocno w rolnictwo.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wiejak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gospodarka/577989-wywiadrolnictwo-weglowe-ardanowski-gdzie-jest-drugie-dno