„Wydaje mi się, że ta strategia jest całkowicie adekwatna do analizy otoczenia, sytuacji wewnętrznej w kraju i w otoczeniu szerokim, międzynarodowym” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Zbigniew Krysiak, ekonomista, prezes Instytutu Myśli Schumana, odnosząc się do zaproponowanej przez rząd premiera Mateusza Morawieckiego tarczy antyinflacyjnej.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Premier przedstawił tarczę antyinflacyjną! „Pokazujemy sprawcze państwo, które pomaga obywatelom”. SPRAWDŹ SZCZEGÓŁY
wPolityce.pl: Jak ocenia Pan przedstawiony przez rząd projekt tarczy inflacyjnej?
Prof. Zbigniew Krysiak: To jest dobry zestaw narzędzi we właściwym momencie. Trzeba przede wszystkim podkreślić to, że one mają w mojej opinii nie tylko wspierać gospodarstwa domowe, szczególnie te uboższe, w tym, żeby ten efekt inflacji nie redukował wielkości budżetu domowego, ale też w okresie zimowym, w którym najwięcej wydajemy na energię, gaz i te miesięczne wydatki są dużo wyższe niż w poprzednich okresach, żeby po pierwsze można było te potrzeby energetyczne do funkcjonowania gospodarstwa realizować. Czyli te korzyści płynące z obniżonego VAT-u, akcyzy i dopłat dla ubogich gospodarstw mogły powodować taką sytuację, że nadal one będą mogły konsumować potrzebną ilość energii, nie większą niż do tej pory, w skali roku. Czyli w pewnym sensie zachować ten popyt na stałym poziomie, który zabezpiecza te podstawowe potrzeby utrzymania w ciepłych warunkach w życiu domowym.
Czyli po pierwsze nie generuje to – podkreślam – rosnącego popytu. To jest ważny akcent, dlatego że zwykle mamy tak przy procesach inflacyjnych, że jeśli rośnie popyt, to często podaż reaguje w ten sposób, że jeśli tego popytu nie jest w stanie zadowolić, to reaguje wzrostem cen. A tutaj mamy do czynienia z potrzebą zachowania popytu na potrzebnym, podstawowym poziomie, co nie będzie przekładało się na dodatkowe generowanie inflacji. Niektórzy mówią, że to jest taki jakby pośredni sposób zwiększenia pieniądza dla gospodarstw domowych, a więc – mówią – to będzie tworzyło dodatkowe mechanizmy inflacjogenne. Tak właśnie nie będzie.
Druga sprawa, bardzo ważna, utrzymanie popytu na tym poziomie pozwoli na to, żeby podaż się nie zmniejszyła, a zatem przychody firm, przedsiębiorstw, które zaopatrują w energię, mogły generować przychody na dotychczasowym poziomie. W związku z tym nie będzie to pośrednio redukować kondycji finansowej i ewentualnych zysków po stronie przedsiębiorstw. To dotyczy nie tylko funkcjonujących w energetyce przedsiębiorstw, ale też innych, produkujących inne dobra podstawowe dla gospodarstw domowych. Jeśli w tej chwili poprzez obniżkę podatków, VAT i akcyzy, oszczędzamy wydatki gospodarstwa domowego, to te oszczędności mogą przenieść się na nabywanie podstawowych, niezbędnych do życia produktów.
Zresztą będzie to też korzystne dla budżetu państwa, dlatego że spadek popytu przekłada się na straty w budżecie państwa, a tutaj uda się to w miarę sensowny sposób zbilansować. Jak Pan Profesor postrzega ten rachunek?
Właśnie tak. Bardzo sprawnie pani redaktor to wychwyciła, że to ma takie cechy samobilasowania się. Opisując ten mechanizm wskazuję na to, że to ma takie właściwości. Oczywiście licząc arytmetycznie w tej chwili to, co zrobił rząd pana premiera Morawieckiego, ta arytmetyka polega na tym, że przy określonym popycie, jaki jest obecnie – jeśli obniżymy podatki, tak jak to jest zaplanowane – to uzyskujemy odpowiedź, że to jest 10 mld zł. Czyli 10 mld jakby uszczerbku dla budżetu właśnie w takiej sytuacji, w której nie ma tego mechanizmu, o którym mówię, że te oszczędności na tych podatkach przeniosą się w jakimś stopniu, może nie w całości, na potrzebne zakupy. Podkreślam: nie nadmierną konsumpcję, czy jakąś dodatkową, bo tutaj ci, którzy głoszą, że będziemy mieli do czynienia poprzez to jeszcze ze zwiększeniem inflacji, prowadzą mylną analizę. Te oszczędności niejako przeniosą się na nabywanie tych produktów, które w tej chwili, na skutek inflacji zostały zredukowane w budżetach domowych. Normalną reakcją jest, że jeżeli rosną ceny, to nabywamy mniej. Mój opis wskazuje właśnie na taki efekt w pewnym stopniu bilansowania się. Czy to się zbilansuje do zera? Tego bym nie przesądzał. Niemniej będzie miało efekty działające w tym kierunku.
Tarcza antyinflacyjna jest z pewnością bardzo potrzebna, ale jednak jest to gaszenie pożaru. Pytanie, jakie podjąć działania, żeby w sposób długotrwały powstrzymać obecny trend inflacyjny?
Pamiętajmy, że czynnikami, które wywołały tą inflację, są czynniki zewnętrzne. To są sprawy źle prowadzonej przez Komisję Europejską transformacji energetycznej i manipulacja cenami w związku z kooperacją Niemców z Rosją, w kontekście Nord Stream 2, ale jednocześnie pewien klimat tego kryzysu, czy też myślenia o wojnie wręcz na Ukrainie. Zawsze przed takimi kryzysowymi sytuacjami pojawia się efekt manifestujący się wzrostem cen, ale tu przede wszystkim mamy do czynienia z manipulacją Rosji, szantażem. Mówi się też o zakręcaniu kurka, który idzie przez Białoruś, pod pretekstem, że tam robią jakieś przeglądy techniczne. To ma tę etiologię. To ma tę genezę.
Genezą inflacji w Polsce i w całej Europie nie jest brak równowagi popytowo-podażowej. W jakimś stopniu oczywiście nastąpiło wskutek pandemii przerwanie, czy też zaburzenie łańcucha dostaw. Wzrosły koszty logistyki, transportu – mówię tutaj o kwestii wymiany handlowej z Chinami. Jak pamiętamy, do momentu kiedy ceny energii nie poszły w górę, te czynniki nie stanowiły istotnego zagrożenia. Przecież w przypadku polskiej gospodarki szybko odbiliśmy się ze wzrostem i w pół roku odrobiliśmy straty, podczas gdy Zachód cały czas je odrabia. Inflacja też nie poszła w górę – trzymała się na poziomie 2-3 proc. czyli w normach. Dopiero na skutek tych czynników zewnętrznych, kiedy poszybowała cena energii, mamy do czynienia z jej wzrostem. Teraz, jeśli nie będzie dalszych eskalacji w zakresie przykręcania kurka, przy popycie na tym poziomie, jaki jest, to nie będzie dochodziło do wzrostu cen.
Polska jest w korzystnej sytuacji, bo jest szansa, że na początku roku uruchomimy Baltic Pipe, czyli będziemy mieli gaz z Norwegii. Ten gaz z Norwegii, oraz ten przeładowywany w Świnoujściu gazu łupkowy, który mamy od Amerykanów – te potężne zbiorniki – plus nasze zasoby całkowicie dają Polsce samowystarczalność. Mało tego, jeszcze będziemy mogli go w dużej części sprzedawać, dlatego że mamy interkonektory z naszymi sąsiadami (Ukraina, Słowacja, Czechy, Litwa), które pozwolą nam im pomagać. Też na Mołdawię będziemy mogli ten gaz transferować.
To jest nasz sprzymierzeniec. Czyli nawet jeśli te sprawy po stronie Rosji byłyby eskalowane, to tu mamy taki amortyzator. Generalnie, jeśli nie będzie nadzwyczajnych czynników, to ta inflacja już musi hamować. Bo jeśli założymy, że wzrosty cen już poszybowały tak wysoko, że nie ma szans na to, żeby szły jeszcze wyżej, to w kolejnych miesiącach, nie odnotowując wzrostów cen, już nie będziemy mówili, że ten indeks zmian cen rośnie. Czyli najpierw będzie się stabilizował, a później spadał. Oczywiście jest niepokojąca informacja z Niemiec, która mówi, że w miesiącu poprzednim inflacja tam była 4,5 proc. Teraz niektórzy eksperci twierdzą, że inflacja w Niemczech na koniec listopada może wynieść 6 proc. W mojej opinii to by tylko oznaczało, że w Polsce te efekty inflacji ze względu na te ceny energii poszły szybciej, bo my jesteśmy w pewnym sensie bardziej uzależnieni od rosyjskiego gazu. Szybko też kwestia gazu w Danii czy w innych krajach. Natomiast w Niemczech te ceny szły wolniej w górę, ale szły systematycznie. U nich zatem następuje opóźnienie w obserwacji wskaźnika inflacji. Jest całkiem prawdopodobne, jeśli to się potwierdzi, że na koniec listopada Niemcy będą mieli 6 proc., a w Polsce na koniec listopada wzrośnie może do maksymalnie 7 proc., ale raczej będziemy obserwowali efekt stabilizacji, bądź wręcz stopniowej redukcji. Czyli może być taka sytuacja, że za miesiąc, dwa czy trzy dojdzie do trochę dziwnej sytuacji, że inflacja w Polsce będzie mniejsza niż w Niemczech, na skutek właśnie tych przesunięć w czasie.
Dlatego myślę, że z tej perspektywy – jeśli nie będzie jakichś innych nadzwyczajnych czynników, oby nie było wojny – to ta sytuacja wydaje się powoli ulegać stabilizacji i ten pakiet, który proponuje rząd, pozwala przejść w pewnym sensie „suchą nogą przez Morze Czerwone” naszym gospodarstwom domowym. Wydaje mi się, że ta strategia jest całkowicie adekwatna do analizy otoczenia, sytuacji wewnętrznej w kraju i w otoczeniu szerokim, międzynarodowym.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wiejak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gospodarka/575712-tarcza-antyinflacyjna-krysiak-pozwoli-przejsc-sucha-noga