„Pretekstem do wybuchu protestów ‘żółtych kamizelek’ była podwyżka ceny paliwa. Na ulicach Paryża i innych francuskich miast zobaczyliśmy do czego są zdolni rozczarowani i sfrustrowani ludzie. Taki scenariusz może powtórzyć się na skalę europejską. Jestem ze Śląska i nie chciałabym, aby zarzewiem kontynentalnego, społecznego buntu był mój region, choć takiej sytuacji nie można wykluczyć. Radykalna, a w konsekwencji destrukcyjna polityka klimatyczna może uderzyć w Śląsk z podwójną mocą” – mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Izabela Kloc, eurodeputowana PiS.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Zdecydowane słowa prezydenta o Europejskim Zielonym Ładzie: „Nie można doprowadzić do sytuacji, gdy rolnik będzie czuł się ciemiężony”
wPolityce.pl: Rozpoczęły się rozmowy w sprawie prenotyfikacji programu dla górnictwa węgla kamiennego. Jak one przebiegają?
Izabela Kloc: Rozmowy prowadzi wiceminister Artur Soboń z odpowiednią dyrekcją w Komisji Europejskiej. Na razie trwa dialog bardziej techniczny, organizacyjny, polegający na ustaleniu harmonogramu i terminów spotkań. Najważniejsze, że rozmowy w ogóle się rozpoczęły. Z tego, co wiem, Komisja Europejska na razie nie powiedziała „tak” ani „nie”, a to oznacza, że wszystko jest otwarte. Trzeba negocjować jak najlepsze warunki pomocy publicznej dla górnictwa węgla kamiennego. Warto podkreślić - bo często ten mechanizm jest mylnie interpretowany - że pomocy nie udziela Komisja Europejska, lecz polski rząd. Bruksela jedynie wyraża na to zgodę, aby zachować wymogi rynkowej konkurencyjności w Unii Europejskiej. Pamiętajmy, że podstawą programu dla górnictwa jest umowa społeczna zawierająca harmonogram zamykania kopalń, rozłożony do 2049 roku. Nie jest tajemnicą, że Komisja Europejska chciałaby ten proces skrócić. Natomiast w moim przekonaniu – i taką strategię negocjacyjną będę rekomendowała – nie możemy sobie pozwolić na pochopną i pospieszną likwidację górnictwa. Nie skłania do tego chociażby sytuacja na światowych i wewnątrzunijnych rynkach energetycznych. Węgiel wraca do łask, m.in. w Holandii, która jest ojczyzną Fransa Timmermansa, politycznego ojca chrzestnego Europejskiego Zielonego Ładu. Elektrownie węglowe w Niderlandach w pierwszej połowie tego roku wyprodukowały o połowę więcej prądu, niż w tym samym okresie 2020 r. To kolejny dowód na to, że póki nie poradzimy sobie z technologicznym wyzwaniem, jakim jest brak stabilności energetyki odnawialnej, to po prostu nie możemy szybko pożegnać się z węglem. Tym bardziej, że strona rosyjska też nie zrezygnuje z wykorzystywania gazu, jako narzędzia politycznego nacisku na Unię Europejską, w tym Polskę.
Jak sobie w ogóle Komisja Europejska to wyobraża biorąc pod uwagę to, że OZE nie są w stanie – przynajmniej na razie – zagwarantować stabilności energetycznej, o czym zresztą przekonali się Niemcy? Już w tej chwili mamy zapowiedziany wzrost cen energii co najmniej o 20 proc. Nie wiadomo, o ile wzrośnie cena energii w sytuacji, kiedy będą zamykane kopalnie, a zaraz za nimi elektrownie. Czy to w ogóle jest realne?
Rzeczywiście, Komisja Europejska chyba nie jest świadoma rozmiarów zagrożenia, które może nadciągnąć z zupełnie nieoczekiwanego przez Brukselę kierunku. Przeciwko Zielonemu Ładowi mogą zaprotestować nie tylko rządy krajów członkowskich, ale także ludzie, Europejczycy zmęczeni i przestraszeni wzrostem cen energii. Wiadomo, że jeśli podrożeje prąd, to nie odczuje tego europejski establishment, ale przeciętni obywatele. Już podczas debaty w Parlamencie Europejskim na temat „Fit for 55” z udziałem wiceprzewodniczącego KE Fransa Timmermansa dało się słyszeć głosy protestu, że nie bierze się pod uwagę tego, kto zapłaci za Zielony Ład? A odpowiedź jest oczywista. Radykalna polityka klimatyczna sięga do kieszeni przeciętnych obywateli. Pamiętajmy, co się stało we Francji. Pretekstem do wybuchu protestów „żółtych kamizelek” była podwyżka ceny paliwa. Na ulicach Paryża i innych francuskich miast zobaczyliśmy do czego są zdolni rozczarowani i sfrustrowani ludzie. Taki scenariusz może powtórzyć się na skalę europejską. Jestem ze Śląska i nie chciałabym, aby zarzewiem kontynentalnego, społecznego buntu był mój region, choć takiej sytuacji nie można wykluczyć. Radykalna, a w konsekwencji destrukcyjna polityka klimatyczna może uderzyć w Śląsk z podwójną mocą. Po pierwsze, odczujemy skutki drastycznych podwyżek cen energii, ale to dotknie w takim samym stopniu także Polskę i całą Unię Europejską. Natomiast indywidualnym zagrożeniem dla Śląska jest upadek energochłonnych gałęzi gospodarki, a w konsekwencji wzrost bezrobocia i kryzys społeczno-gospodarczy na trudną do wyobrażenia skalę. Na szczęście, premier Mateusz Morawieckiego, rząd Zjednoczonej Prawicy, a także prezes Jarosław Kaczyński podjęli kroki zaradcze. Program Polski Ład jest nie tylko kołem ratunkowym, ale dźwignią gospodarczą, której nam zazdroszczą w Europie. Rozmawiam z kolegami z innych krajów i oni wprost pytają, jak myśmy to zrobili? Odpowiadam krótko: to jest dobre zarządzanie, perfekcyjne programowanie i kontrolowane strumieniowanie pieniędzy.
Uważam, że Polska sobie poradzi z klimatycznymi wyzwaniami, ale pod pewnymi warunkami. Jednym z nich jest zaakceptowanie przez Brukselę pomocy publicznej dla górnictwa w takiej formie, jak została wynegocjowana przez rząd ze związkami zawodowymi. Natomiast jeżeli Komisja Europejska będzie tkwić w swoim ideologicznym uporze, to konsekwencje mogą być różne nie tylko dla Śląska i Polski, ale dla całej Unii Europejskiej. Frans Timmermans często powtarza, że jeżeli jakikolwiek region potknie się na polityce klimatycznej, to przegra cała UE. Oczywiście, nie życzę tego Polsce, Unii ani żadnemu regionowi, ale jest to bardzo realna groźba. Jeżeli Bruksela się nie opamięta to rzeczywiście może dojść do wybuchów społecznych.
Rozumiem z tego, że pan Timmermans miał zwróconą na to uwagę podczas tej debaty. Jaka była jego reakcja na to?
Timmermans mówił o tym w sposób dosyć pokrętny. Przekonywał, że pułapką jest ciągła rozmowa o kosztach transformacji i milczenie o skutkach braku transformacji, szczególnie w wymiarze ludzkim. To jest zwyczajne odbijanie piłeczki. Timmermans straszył, że jeżeli nie przeprowadzimy transformacji, to będzie o wiele gorzej. Podkreślał też, że działań klimatycznych nie wolno prezentować w sposób sugerujący, że prowadzą do nierówności społecznych. Jednym słowem, wiceprzewodniczący Timmermans chce mówić o wymiarze ludzkim, ale tylko w kontekście, który mu pasuje.
Uderza duży poziom ogólności wypowiedzi pana Timmermansa. Nie ma w niej w zasadzie żadnych konkretów, żadnych konkretnych argumentów. Czy on jest świadomy tego, co mówi i robi? Odnoszę wrażenie, że w jego przypadku mamy do czynienia z potężną fiksacją na punkcie konkretnej ideologii, bez oglądania się na realne konsekwencje.
Cały czas mówimy o tym, jako grupa Europejskich Konserwatystów i Reformatorów. Mocno podkreślamy, że „Fit for 55”, jest projektem przede wszystkim ideologicznym, a w wymiarze gospodarczym realizuje interesy najbogatszych grup. Szczytem hipokryzji jest medialne przykrywanie tego planu opowieściami o jego „ludzkiej twarzy”. Mówienie, że pieniądze należy kierować tam, gdzie są największe potrzeby nie znaczy nic, ponieważ nie ma takich środków, aby zabezpieczyć społeczeństwo przed skutkami wzrostu cen energii. Generalnie, wszystko co robi Timmermans ma kontekst ideologiczny. Na posiedzenie przyszedł w maseczce, ale z tęczą. Zegarek również miał z tym emblematem. Zresztą miał na sobie więcej gadżetów ze znakiem tęczy. To najlepiej pokazuje, jak bardzo ten jeden z najważniejszych ludzi w Unii Europejskiej żyje w świecie politycznych utopii nie biorąc pod uwagę realnych, ludzkich potrzeb. C.S. Lewis w książce „Chrześcijaństwo po prostu” napisał, że państwo jest po to, by krzepić i ochraniać zwykłe szczęście obywateli. Tego Timmermans chyba nie zrozumie nigdy.
Czy to, że pan Timmermans obraca się w sferze ideologii jest powodem, że nie ma i zapewne nie będzie tzw. impact assessment, czyli prognozy skutków dla gospodarki programu „Fit for 55”?
Po pierwsze, kto by to miał zrobić i na jakich wskaźnikach miałby się opierać? Myślę też, że prognoza skutków nigdy nie zostanie przeprowadzona, ponieważ mogłaby ujawnić niewygodną prawdę, że program „Fit for 55” może mieć negatywny wpływ na gospodarkę i życie społeczne.
Czy mamy do czynienia z poważnym partnerem? Odnoszę bowiem wrażenie, że nie. Jak można wprowadzać jakikolwiek program gospodarczy bez uprzedniej oceny jego skutków?
Od wielu lat widzimy, co się dzieje z Komisją Europejską. Jak pogrąża się w ideologicznych, często wydumanych problemach zapominając o realnych sprawach i potrzebach Europejczyków. Pytanie, czy jest jeszcze jakieś wyjście z tej sytuacji? Myślę, że tak. Powinniśmy zmieniać i naprawiać Unię Europejską od środka. Jest ku temu szansa, ponieważ powoli wybudzają się z lewicowego letargu kolejne narody unijnej wspólnoty. Przed nami są wybory w kilku krajach, w tym we Włoszech, we Francji i w Hiszpanii. Sondaże dają szansę na zmianę władz w tych państwach. Daje to nadzieję, że także Zielony Ład zacznie ewoluować w stronę prawdziwej, prospołecznej polityki klimatycznej, a nie ideologicznej utopii.
Czyli jest szansa na to, że UE wycofa się z „Fit for 55”, a zamiast tego w racjonalny sposób będzie działać na polu energetyki?
Tak. Taka jest też wola i nastawienie Prawa i Sprawiedliwości. Ostatnio prezes Jarosław Kaczyński i premier Mateusz Morawiecki mocno podkreślali, że my musimy być w Unii Europejskiej, aby stała się ona bardziej przyjazna, społeczna, lepsza i przede wszystkim by mogła się spokojnie rozwijać. Pakiet „Fit for 55” jest tego odwrotnością. To hamulec europejskiego rozwoju, który przyniesie większości ludzi biedę i zmartwienia. Na szczęście, to wszystko można jeszcze odwrócić. Wierzę w zbiorowa mądrość Europejczyków i mam nadzieję, że będą podejmować w w swoich krajach trafne decyzje wyborcze.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wiejak
CZYTAJ TAKŻE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gospodarka/566850-kloc-jezeli-ke-sie-nie-opamieta-to-dojdzie-do-wybuchow