Polski rząd i prezes PKN Orlen Daniel Obajtek nie ustają w budowie naszego multienergetycznego koncernu. Wszystko wskazuje na to, że do 14 listopada Orlenowi uda się spełnić polecenie Komisji Europejskiej o znalezieniu partnera i fuzja płockiego giganta z LOTOSEM stanie się faktem. Choć dziś raczej nic już nie stanie na przeszkodzie przed powstaniem narodowego czempiona, to jeszcze kilka lat temu, to wcale nie było takie pewne. Co więcej, jeszcze dziesięć lat temu rząd PO-PSL robił wszystko, aby sprzedać LOTOS zagranicznemu koncernowi. Proces ten udało się zatrzymać m.in. dzięki zdecydowanej postawie grupy odpowiedzialnych mieszkańców Trójmiasta, którzy nie ustawali w wysiłkach, by nie dopuścić do tej łupieżczej sprzedaży. To dzięki nim plany Donalda Tuska spaliły na panewce.
Pod koniec ubiegłego tygodnia z inicjatywy prezesa PKN Orlen Daniela Obajtka odbyło się spotkanie, na którym szef naszego narodowego giganta podziękował osobom, które w 2011 roku aktywnie stanęły w obronie LOTOSU. Jedynym politykiem zaproszonym na to spotkanie był Kacper Płażyński, który od kilku lat pilnuje, by sprawy LOTOSU szły w dobrym kierunku. O przebieg i cel tego wydarzenia zapytaliśmy samego zainteresowanego.
Obserwując zdjęcia z tego spotkania, nie sposób nie dostrzec wzruszenia wśród zaproszonych osób. Za co zostali uhonorowani jego uczestnicy?
Kacper Płażyński: Spotkanie dotyczyło czegoś, co tak naprawdę powinno było wydarzyć się lata temu. Uhonorowanie i podziękowanie tym, którzy w 2011 roku tworzyli i inspirowali akcję Polski LOTOS, czyli akcję protestu wobec planów Donalda Tuska prywatyzacji tej spółki, a nawet możliwej jej sprzedaży Rosjanom. Bardzo wiele osób, zupełnie oddolnie, powiedziało tym propozycjom twarde „nie”. Osób, które nie miały w tym żądnego prywatnego interesu – nie są politykami, nie miały z tego żadnych pieniędzy, po prostu są szczerymi patriotami. Zresztą oni od lat angażują się w różne akcje społeczne, no ale tą akcję zapamięta im ojczyzna jako ogromny sukces, bo to właśnie po niej, nawet politycy z obozu Donalda Tuska zaczęli rakiem wycofywać się z tego szkodliwego projektu, który być może miał byćpoczątkiem zniszczenia w Polsce przemysłu petrochemicznego.
Te ruchy z pewnością nie służyły naszemu bezpieczeństwu energetycznemu. Tym bardziej, że jak Pan wspomniał, głównymi zainteresowanymi do zakupu były firmy rosyjskie. Jak pan ocenia taką postawę ówczesnych władz?
Wtedy nie widziano w tym nic złego, ale przecież wówczas prominentni politycy PO, tacy jak Radosław Sikorski w 2009 roku, czyli już po ataku Rosji na Gruzję deklarowali poparcie wobec pomysłów np. przystąpienia Rosji do NATO. Mentalność polityków tej partii niestety się nie zmieniła. Kiedy obserwujemy ich zachowanie wobec tego, co dzieje się na granicy polsko-białoruskiej, to nie sposób nie odnieść wrażenia, że ci państwo albo się głęboko w życiu pogubili albo ktoś ich inspiruje.
Zboczyliśmy jednak z tematu LOTOSU i tych wspaniałych ludzi, którzy stanęli w jego obronie. Dlaczego Pan jako jedyny z polityków znalazł się w tym gronie?
Bardzo się cieszę, że zostałem zaproszony. Większość uhonorowanych ludzi miałem przyjemność poznać już wcześniej przy okazji innych społecznych aktywności jak np. walka o Klub Sportowy Gedania. Wtedy nawet nie wiedziałem, że byli zaangażowani w akcję Polski Lotos w 2011. Ucieszyłem się z tego zaproszenia, bo ogromną satysfakcją dla mnie jest fakt, że jako polski parlamentarzysta, mogłem im w imieniu państwa polskiego podziękować za tę wyjątkową, patriotyczną postawę.
Z tego co wiemy, nie są to osoby, które robiły to dla poklasku, pieniędzy czy próbowały się na tym wybić. Nie czytamy o nich na pierwszych stronach gazet, nie siedzą w ławach sejmowych…
Tak to niestety bywa, że ci, którzy robią poważną trudną „robotę” później są zapominani i pomijani. Pamiętamy to z dobrze choćby z czasów pierwszej „Solidarności”. Ilu było nieznanych bohaterów tamtych dni, którzy ryzykowali życiem, a których do publicznej pamięci przywracamy dopiero od kilkunastu lat. W tym przypadku niestety jest podobnie i za to tym większe uznanie dla prezesa Obajtka, że wystąpił z taką inicjatywą. Pamiętajmy, że są to ludzie bardzo skromni, którzy nie szukają swoich pięciu minut w mediach. Niestety często jest tak, że do przypinania orderów pierwsi są często inni, którzy nawet palcem nie kiwnęli, ale za to dobrze wiedzą kiedy, jak i do kogo mają się odezwać, przypomnieć, przypisać sobie cudze zasługi.
To zupełnie zaburza narrację suflowaną przez opozycję, jak to „zły” Obajtek i „zły” ORLEN chcą przejąć i zniszczyć LOTOS – odebrać Trójmiastu pieniądze i wielką firmę, która jest dumą Pomorza. Czy podczas tego spotkania padł temat trwającej fuzji?
Tak. Mieliśmy okazję do dłużej dyskusji z prezesem Obajtkiem o tym, jakie są plany wobec LOTOSU i jak ma wyglądać jego przejęcie przez PKN Orlen. Z pewną ulgą przysłuchiwałem się osobom , które wówczas walczyły o LOTOS. Wśród nich jest głębokie zrozumienie, że te zmiany muszą zajść, że bez tych zmian LOTOS, wobec tego co dzieje się teraz na rynkach petrochemicznych, za kilka lat mógłby zostać bankrutem. Bez większego inwestora nie byłoby możliwe przemodelowanie tego obszaru, jakim obecnie zajmuje się LOTOS. Wobec narzucanego przez UE tzw. green dealu i wynikającego z niego spadku zapotrzebowania na produkty rafineryjne perspektywy dla rafinerii nie byłyby najlepsze. Tylko w tym roku w Europie zamknięto trzy rafinerie. Oni rozumieją zmieniającą się rzeczywistość. Wiedzą, że zagrożeniem jest nierobienie nic. PO zdaje się tego nie rozumieć. Powiem więcej, nawet ostatni rząd SLD, który był najbliżej tego połączenia, doskonale rozumiał, że połączenie tych dwóch konkurujących ze sobą spółek jest konieczne.
Wciąż mówimy jednak o nich w pewien sposób bezosobowo. Czy może Pan wymienić ich dzisiaj z imienia i nazwiska? Powiedzieć, komu zawdzięczamy to, że LOTOS wciąż jest polski?
To między innymi państwo Zofia i Zygmunt Juraczko, wieloletni radni dzielnicy Wzgórze Mickiewicza w Gdańsku, to pan prezes Stowarzyszenia Park na Zboczu Ireneusz Lipecki, od lat walczący z gdańską „mafią deweloperską”, to panie Barbara Rewieńska i Krystyna Przybyłowska, Krzysztof Steckiewicz, czy profesor Jerzy Głuch. To osoby, które wspierają różne inicjatywy społeczne, które pomagają każdemu, kto się do nich o pomoc zwróci. To około dwudziestu osób.
Na koniec chciałem uspokoić pracowników LOTOSU – należy spojrzeć na to, co stało się z innymi przedsiębiorstwami, które zostały przejęte przez Orlen na Pomorzu. Zarówno w przypadku Energii i Anwilu widzimy gigantyczny wzrost inwestycji, wzrost znaczenia. Nie ma zwalniania pracowników, a jest rozwój obu tych spółek. Jestem przekonany, że to samo czeka właśnie LOTOS.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gospodarka/564522-plazynski-po-albo-sie-pogubila-albo-ktos-ich-inspiruje