„Jeżeli ma temu być nadany bieg legislacyjny po tej prezentacji Komisji, to nawet w tym zrewoltowanym, lewicowym Parlamencie podstawową rzecz, jaką KE będzie musiała przedstawić, to ocenę skutków – nie tylko ogólnie, w skali całej UE, ale także dla poszczególnych krajów i poszczególnych sektorów. Bez tego nie posuniemy sprawy do przodu. Jeżeli okaże się, że te skutki są rzeczywiście bardzo negatywne, to myślę, że jednak także w Komisji są ludzie myślący i Europa nie będzie na oczach świata popełniała zbiorowego samobójstwa gospodarczego” – powiedział w rozmowie z portalem wPolityce.pl eurodeputowany Zbigniew Kuźmiuk.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
wPolityce.pl: Jakie skutki gospodarcze będą miały przedłożone dzisiaj założenia nowej polityki klimatycznej UE, jeżeli wejdą w życie?
Zbigniew Kuźmiuk: To jeszcze potrwa. Na razie to są propozycje Komisji. Żeby one zamieniły się w obowiązujące prawo, to musi być na to zgoda Parlamentu i Rady, więc to jeszcze pewnie długi proces. Ale nie ulega wątpliwości, że te rygory czy te propozycje nie są korzystne dla krajów, które tak jak Polska muszą zmieniać swój miks energetyczny, ograniczając zużycie węgla, a wprowadzając w to miejsce źródła odnawialne. To na szczęście będzie proces i to proces przynajmniej trzydziestoletni w przypadku naszego kraju, ale nie ulega wątpliwości, że te propozycje tam zawarte oznaczają pogorszenie naszej sytuacji. Zobaczymy, jaki będzie ich ostateczny kształt. Oczywiście propozycje KE nie muszą być w całości przyjęte, ale rozszerzenie handlu emisjami na działy, które do tej pory nie były nimi objęte, między innymi na transport czy budownictwo, oznaczają pogorszenie konkurencyjności w tych działach. Wprawdzie dochody z tego systemu ETS są dochodami budżetu państwa każdego kraju członkowskiego, ale jednocześnie wzrostowi tych dochodów towarzyszy propozycja, by te pieniądze były tylko i wyłącznie wydawane na różnego rodzaju projekty ograniczające emisję CO2, więc to będzie swoisty fundusz celowy.
To jest pakiet zawierający bardzo wiele szczegółów, więc na jego analizę przyjdzie jeszcze czas. Co więcej od momentu ogłoszenia przez KE do wejścia w życie upłynie zapewne sporo czasu. Z tego, co się orientuję, to o ile w PE tych zwolenników radykalizacji ograniczeń emisji jest większość, to myślę, że w Radzie UE a później w Radzie Europejskiej zdaje się, że tych przeciwników będzie więcej niż się spodziewamy. Z tego, co słyszę, w sprawie obrony swojego przemysłu samochodowego wystąpiły już Niemcy i Francja, bo objęcie transportu, także produkcji samochodów, tymi bardzo wysokimi normami oznaczałoby, że w zasadzie za chwilę samochody spalinowe powinny zniknąć z rynku, a to jest w oczywisty sposób niemożliwe.
Moim zdaniem ten pakiet jest bardzo ambitny. Niestety świat aż tak szybko tej redukcji nie chce robić. Wystarczy popatrzeć na czołowych emitentów: USA czy Chiny. Tam oczywiście jakieś ruchy w tym zakresie zostały zapowiedziane, ale w Chinach po roku 2030. W Ameryce także ma być to łagodny proces, więc to przodownictwo UE być może dla urzędników jest rzeczą, którą uważają, że powinni ją forsować, ale myślę, że gospodarki nie będą aż takimi entuzjastami tych rozwiązań. Pożyjemy – zobaczymy.
Wydaje się, że główną konsekwencją tej polityki będą podwyżki cen prądu, a to przełoży się de facto na wszystkie sektory gospodarki. Czy tego typu polityka to nie jest programowanie potężnego kryzysu gospodarczego?
To jest pytanie otwarte. Zawsze przy propozycjach legislacyjnych musi być ocena skutków. Na razie to są propozycje legislacyjne. Żadnych ocen KE nie przedstawiła, bo w oczywisty sposób na tym etapie nie była w stanie ich przedstawić. Dopóki ich nie przedstawi, to procedowanie nad tymi projektami nie będzie szybkie. Przecież każda dziedzina życia, której te ograniczenia będą dotyczyć, musi taką ocenę skutków znać. Zobaczymy.
Powoli dopiero wychodzimy z kryzysu covidowego, a przynajmniej tak mówią prognozy. Jak będzie w rzeczywistości, to zobaczymy dopiero wiosną następnego roku – czym skończył się rok 2020. Proponowanie więc tego rodzaju rozwiązań i to tak radykalnych moim zdaniem byłoby nieodpowiedzialne w sytuacji, kiedy Europa będzie ciągle podnosiła się z kryzysu - według prognoz. Wiele wskazuje na to, że część krajów, szczególnie Europy Zachodniej odzyska poziom PKB z 2019 roku dopiero pod koniec 2022 roku. Wprowadzanie więc w tym samym czasie rozwiązań bardzo mocno uderzających w gospodarkę byłoby rzeczą nieodpowiedzialną. To są trochę ruchome piaski. Rozumiem, że jesteśmy ogarnięci, a przynajmniej KE, tym zapałem zielonej rewolucji, ale rzeczywistość skrzeczy i to skrzeczy przede wszystkim w krajach Europy Zachodniej.
Tylko z punktu widzenia obserwatora to wygląda tak, że mimo trwającej pandemii jest ta determinacja KE i części brukselskich elit, żeby forsować te rozwiązania „po trupach”.
Może „po trupach” to za dużo powiedziane, ale rzeczywiście. W swoich wypowiedziach publicznych, jak debatowaliśmy nad skutkami pandemii dla gospodarki, zwracałem na to uwagę, że te wszystkie ambitne założenia dotyczące ekologizacji czy cyfryzacji ładnie wyglądają na papierze, ale w zderzeniu z rzeczywistością mogą się okazać tragiczne w skutkach, więc żeby to brać pod uwagę. Na razie się tego pod uwagę specjalnie nie bierze, ale jeszcze raz powtórzę: jeżeli ma temu być nadany bieg legislacyjny po tej prezentacji Komisji, to nawet w tym zrewoltowanym, lewicowym Parlamencie podstawową rzecz, jaką KE będzie musiała przedstawić, to ocenę skutków – nie tylko ogólnie, w skali całej UE, ale także dla poszczególnych krajów i poszczególnych sektorów. Bez tego nie posuniemy sprawy do przodu. Jeżeli okaże się, że te skutki są rzeczywiście bardzo negatywne, to myślę, że jednak także w Komisji są ludzie myślący i Europa nie będzie na oczach świata popełniała zbiorowego samobójstwa gospodarczego.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wiejak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gospodarka/558646-zielona-rewolucjakuzmiuk-ke-musi-przedstawic-ocene-skutkow