Gdyby się okazało, że musimy wyłączyć elektrownię w Turowie i wydarzyłaby się awaria tej skali co w Bełchatowie, wówczas groziłoby to awarią, która przeniosłaby się na dużą część Europy - ocenił we wtorek pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej Piotr Naimski.
CZYTAJ TAKŻE:
Znaczenie kopalni Turów
Gdyby się okazało, że musimy wyłączyć elektrownię w Turowie (…), to w takiej sytuacji - nie mając Turowa, a gdyby zdarzyła się awaria tej skali co w Bełchatowie - byłoby to już groźne i groziłoby awarią, która przeniosłaby się na sąsiednie kraje, na dużą część Europy
— powiedział Naimski w Polskim Radiu 24.
Przyznał jednocześnie, że podczas awarii w Elektrowni Bełchatów okazało się, że „polski system energetyczny jest na tyle odporny, że żadnych przerw w dostawach energii nie było”.
To jest w praktyce przeprowadzony test systemu, co jest optymistyczne. Również wyciągamy wnioski także i z tej awarii. Analizy są prowadzone. I wnioski będą wprowadzane w życie
— powiedział Naimski.
W drugiej połowie maja br. doszło do zakłócenia na stacji elektroenergetycznej Rogowiec należącej do operatora przesyłu energii PSE. Wskutek zadziałania automatyki stacyjnej nastąpiło wyłączenie 10 bloków w Elektrowni Bełchatów, należącej do spółki PGE GiEK. Utracono 3.640 MW mocy. Awaria w rozdzielni w Rogowcu została usunięta tego samego dnia. Prawdopodobną przyczyną było zwarcie.
Projekt umowy przesłany do Polski
W poniedziałek na Twitterze czeski minister środowiska Richard Brabec poinformował o przesłaniu do Polski projektu umowy w sprawie kopalni w Turowie. Według niego projekt zawiera warunki, których spełnienia przed wycofaniem pozwu z TSUE i po jego wycofaniu domagają się Czesi. Brabec zapowiedział, że negocjacje rozpoczną się w czwartek. Przed tygodniem czeski rząd polecił Brabcowi i ministrowi spraw zagranicznych Jakubowi Kulhankowi wynegocjowanie umowy międzyrządowej.
Szczegółów wysłanego do Warszawy projektu nie ujawniono. Według wcześniejszych deklaracji Brabca Polska ma m.in. obowiązek pokrycia kosztów budowy nowych i wzmocnienia istniejących źródeł wody w rejonach miast Frydlant i Hradek nad Nysą. Zgodnie z czeską propozycją Polska będzie musiała udostępnić wszystkie informacje na temat wpływu wydobycia w polskiej kopalni na środowisko naturalne w Czechach. Umowa ma także zobowiązać Polskę do przyjmowania czeskich inspektorów.
We wtorek rzecznik rządu Piotr Müller poinformował, że do Czech poleci w tym tygodniu polska delegacja złożona z kilku ministrów konstytucyjnych, aby ustalić ostateczne szczegóły umowy w sprawie kopalni w Turowie i przyspieszyć cykl negocjacji.
W lutym br. czeskie władze skierowały sprawę związaną z kopalnią Turów do TSUE. Ich zdaniem rozbudowa kopalni zagraża m.in. dostępowi do wody w regionie Liberca. W maju unijny sąd, w ramach środka zapobiegawczego, nakazał natychmiastowe wstrzymanie wydobycia w kopalni do czasu wydania wyroku. Decyzję TSUE premier Mateusz Morawiecki określił jako bezprecedensową i sprzeczną z podstawowymi zasadami funkcjonowania UE. Polski rząd oświadczył jednocześnie, że wydobycie w kopalni Turów nie zostanie wstrzymane i rozpoczął negocjacje ze stroną czeską.
Pod koniec maja szef polskiego rządu, po rozmowach z premierem Czech Andrejem Babiszem w Brukseli w czasie szczytu UE, poinformował, że obie strony są bliskie porozumienia, w wyniku którego Republika Czeska zgodziła się wycofać wniosek z TSUE. Z kolei Babisz zapowiedział wówczas, że rząd czeski nie wycofa skargi z TSUE, dopóki nie zostanie podpisana umowa z Polską. Później poinformowano, że rząd Czech będzie wnioskować o 5 mln euro kary za każdy dzień zwłoki w wykonaniu przez Polskę postanowienia TSUE. Dwa dni później Komisja Europejska zdecydowała o dołączeniu jako strona do pozwu Czech przeciwko Polsce.
Co z rurociągiem Baltic Pipe?
W sprawie Baltic Pipe jesteśmy w ciągłym kontakcie ze stroną duńską i z partnerami w Danii - zapewnił pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej Piotr Naimski. Jak do tej pory nikt nie kwestionuje ostatecznego terminu zdania duńskiego odcinka i całego Baltic Pipe - dodał.
W czerwcu duński operator systemu przesyłowego Energinet poinformował, że Duńska Komisja Odwoławcza ds. Środowiska i Żywności cofnęła pozwolenie środowiskowe dla rurociągu Baltic Pipe, którym ma płynąć gaz z Norwegii przez Danię do Polski. Sprawa została przekazana do ponownego rozpatrzenia przez ten urząd.
Decyzja oznacza, że Duńska Agencja Ochrony Środowiska musi przeprowadzić dodatkowe badania konieczne do oceny, czy inwestycja może zniszczyć lub uszkodzić tereny rozrodu lub odpoczynku wskazanych gatunków zwierząt. Chodzi o niektóre gatunki myszy i nietoperzy występujące na obszarze lądowej części planowanego gazociągu, który ma przebiegać przez Jutlandię oraz wyspy Fionia i Zelandia.
Jesteśmy w ciągłym kontakcie - zarówno na szczeblu politycznym, jak i technicznym - ze stroną duńska, z partnerami w Danii
— powiedział we wtorek Naimski w Polskim Radiu 24.
Naimski przypomniał, że inwestorem i budowniczym duńskiego odcinka jest Energinet, „który w tej chwili porozumiewa się z odpowiednimi władzami duńskimi, szukając możliwości spełnienia wymagań - z jednej strony środowiskowych, a z drugiej strony jak najszybszego wznowienia prac”.
Nikt jak do tej pory nie kwestionuje ostatecznego terminu zdania duńskiego odcinka i całego Baltic Pipe, czyli październik przyszłego roku
— powiedział Naimski.
Przekazał, że prezydent Andrzej Duda w sprawie Baltic Pipe w poniedziałek rozmawiał z premierami Danii oraz Norwegii.
Na tym najwyższym politycznym szczeblu projekt jest strategiczny i terminy też obowiązujące
— przekazał Naimski.
Rozmowy z Danią
Szef Biura Polityki Międzynarodowej Krzysztof Szczerski poinformował w poniedziałek, że w kuluarach szczytu NATO prezydent Andrzej Duda rozmawiał z premier Danii Mette Frederiksen o dokończeniu budowy gazociągu Baltic Pipe; wcześniej o tej strategicznej inwestycji prezydent rozmawiał z premier Norwegii.
Analizy trwają, jesteśmy umówieni na kolejne rozmowy za kilka dni. (…). Bądźmy dobrej myśli
— powiedział Naimski. Podkreślił, że wszystkie inne fragmenty Baltic Pipe są kontynuowane.
Władze duńskie i odpowiednie struktury administracji duńskiej w tej chwili aktywnie pracują, żeby ten problem usunąć
— zapewnił Naimski. Jak dodał, „staramy się w tych rozmowach z kolegami w Danii uzyskać jak najszybsze, konkretne informacje w tej sprawie - być może w ciągu tygodnia, być może w ciągu 10 dni, ale to jest najbliższy czas, kiedy będziemy tę wiedzę co do dalszych kroków mieli”.
Duńska Komisja Odwoławcza ds. Środowiska i Żywności 31 maja cofnęła pozwolenie środowiskowe dla rurociągu Baltic Pipe wydane w 2019 r. przez Duńską Agencję Ochrony Środowiska.
Duńska Agencja Ochrony Środowiska musi teraz przeprowadzić dodatkowe badania konieczne do oceny, czy inwestycja może zniszczyć lub uszkodzić tereny rozrodu lub odpoczynku chronionych gatunków wskazanych w skardze wniesionej przez cztery organizacje ekologiczne. Chodzi o kilka gatunków popielic, nordyckich myszy brzozowych i nietoperzy, chronionych przez unijną dyrektywę siedliskową, a żyjących na obszarze lądowej części planowanego gazociągu o długości 210 km, który ma przebiegać przez Jutlandię, wyspy Fionia i Zelandia.
Ocena środowiskowa związana z inwestycją opisuje zagrożenia w morzu i na lądzie, m.in. dla ssaków, ptaków i ryb, związane z budową i eksploatacją gazociągu na terytoriach Danii, Niemiec, Szwecji i Polski.
Baltic Pipe to strategiczny projekt, który ma utworzyć nową drogę dostaw gazu ziemnego z Norwegii na rynki duński i polski oraz do użytkowników końcowych w krajach sąsiednich. Gazociąg będzie mógł przesyłać 10 mld m sześc. gazu ziemnego rocznie do Polski oraz 3 mld m sześc. z Polski do Danii. Inwestorami są operatorzy przesyłowi: duński Energinet i polski Gaz-System. Według planów ma zacząć działać 1 października 2022 r.
Polska musi szukać porozumienia z Czechami
Polska musi szukać porozumienia z Czechami po to, aby Czesi wycofali skargę główną i zakończyli postępowanie w taki sposób, w którym obie strony porozumieją się, co robić na przyszłość - mówił we wtorek wiceminister aktywów państwowych Artur Soboń o sprawie związanej z kopalnią Turów.
Soboń pytany we wtorek w radiu Tok FM o negocjacje z Czechami w sprawie kopalni węgla brunatnego Turów, przyznał, że jeśli chodzi o tę sprawę, to „rzeczywiście Czesi są w przewadze”.
Ocenił, że gdyby literalnie zastosować postanowienie TSUE, to miałoby ono wymiar nie tyle zabezpieczający, ile rozstrzygający.
Stąd też Polska musi szukać porozumienia z Czechami po to, aby Czesi wycofali skargę główną i zakończyli to postępowanie w taki sposób, w którym obie strony porozumieją się, co robić na przyszłość
— zaznaczył Soboń.
Mamy swoje narzędzia prawne, które też będziemy stosować (…) i wystąpimy o uchylenie tego sposobu zabezpieczenia, ze względu nowe okoliczności zgodnie z regulaminem TSUE
— zapowiedział Soboń.
Dopytywany, czy Polska w ostatnim czasie wykonała jakiekolwiek gesty dobrej woli, by „udobruchać” Czechów, wiceminister aktywów państwowych powiedział, że największym gestem dobrej woli jest budowa ekranu filtracyjnego, czyli „faktycznego zabezpieczenia” gospodarki wodnej na granicy polsko-czeskiej. Zaznaczył przy tym, że Polska miała go wykonać do roku 2023.
Wykonaliśmy go już, a jego fizyczne odbiory zgodne z prawem budowlanym będą we wrześniu tego roku
— dodał.
wkt/PAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gospodarka/554884-powazne-konsekwencje-ewentualnego-zamkniecia-turowa