W rekordowym tempie rośnie cena uprawnień do emisji dwutlenku węgla. Branże energochłonne muszą ciąć inne wydatki i ograniczać inwestycje. System handlu uprawnieniami miał poprowadzić unijną gospodarkę do neutralności klimatycznej, ale stał się hamulcem tego procesu, ponieważ firmy nie mają pieniędzy na kosztowną, „zieloną” modernizacją.
Ogromne koszty dla firm
Na początku maja po raz pierwszy w historii koszt uprawnień do emisji CO2 przekroczył 50 euro za tonę. Nic nie wskazuje na to, aby ten trend uległ zmianie albo przynajmniej spowolnieniu. Zdaniem agencji Bloomberg jeszcze w tym roku należy się spodziewać przebicia kolejnej, psychologicznej bariery 75 euro. Takie tempo wzrostu cen jest niepokojące i niezrozumiałe. Przed wybuchem pandemii uprawnienia kosztowały około 25 euro. Od tamtego czasu zmalało zapotrzebowanie na energię, a cena prawa do emisji wzrosła dwukrotnie.
Rodzą się pytania o spekulacyjne tło tak drastycznych podwyżek i brak reakcji ze strony unijnych instytucji.
Sprawę skomentował Frans Timmermans, wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej, odpowiedzialny za Zielony Ład.
To rynek i powinniśmy bardzo, bardzo uważać, aby nie interweniować, ponieważ stworzyłoby to cenę nierynkową, a to całkowicie podważyłoby wiarygodność systemu handlu uprawnieniami do emisji (…) Myślę, że cena powinna być znacznie wyższa niż nawet 50 euro. Ale to zależy od rynku
— czytamy w biuletynie Politico Pro.
Przedsiębiorcy podejmują działania
Rosnące ceny uprawnień z entuzjazmem przyjmują ekologiczni radykałowie oraz firmy z sektora energetyki odnawialnej.
Tradycyjne branże, które wciąż stanowią fundament unijnej gospodarki, szukają sposobu na wyrównanie strat. Jeden z największych w świecie koncernów stalowniczych Tata Steel już nałożył na metal produkowany w Europie dopłatę w wysokości 12 euro za tonę.
Teraz mamy prawdziwy problem. Nasi globalni konkurenci nie mają takich ograniczeń dotyczących emisji dwutlenku węgla. Znacznie utrudnia to nam inwestowanie w nowe technologie
— mówi Axel Eggert, dyrektor generalny Europejskiego Stowarzyszenia Stali.
Przedstawiciele ArcelorMittal, jednego z liderów europejskiego rynku stali, ostrzegają przed ryzykiem „ucieczki emisji”, czyli przeniesienia produkcji do krajów o mniej rygorystycznych normach środowiskowych.
Liderzy innych energochłonnych branż także alarmują, że rosnąca cena praw emisyjnych pozbawia ich środków na inwestycje w dekarbonizację.
Znacznie wyższe koszty emisji dwutlenku węgla mogą mieć odwrotny skutek, polegający na ograniczeniu kapitału na innowacje i technologie niskoemisyjne. To cienka granica między zachęcaniem do inwestycji a ich hamowaniem
— oświadczył przedstawiciel globalnego koncernu chemicznego Ineos.
Niewidzialny problem?
Jest to problem, którego nie dostrzegają albo nie chcą dostrzegać entuzjaści Zielonego Ładu.
Posłowie do Parlamentu Europejskiego otrzymują coraz więcej petycji i apeli ze strony organizacji zrzeszających firmy z branż energochłonnych. Prezesi i menagerowie ostrzegają, że unijna polityka klimatyczna hamuje rozwój ich przedsiębiorstw i doprowadza do granicy opłacalności. Unijni politycy snują plany o zielonym wodorze, który zastąpi tradycyjne źródła energii. Dla producentów stali i chemikaliów, przygwożdżonych opłatami klimatycznymi, są to jednak zbyt drogie i na razie nieosiągalne technologie. Sytuacja jest paradoksalna. System handlu uprawnieniami do emisji CO2 miał ułatwić unijnej gospodarce przejście na „zielone” tory. Dzieje się odwrotnie. To nie bodziec, a hamulec na drodze do neutralności klimatycznej.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gospodarka/550872-zielona-transformacja-zjada-wlasny-ogon