„Dla nas najistotniejsze jest tworzenie marek i zwiększenie naszej konkurencyjności, wyrwanie nas z tej zależności Mitteleuropy uzależniającej nas jako tego podwykonawcy obcych marek. Nawet nie wiadomo, że tam jest część polskiego produktu, bo ten kto ma marki, ma centra zysków. My mamy jakby inny paradygmat tych wydatków, dlatego wspólnotowa, jednolita wizja dla wszystkich państw raczej jest błędną drogą. Państwa muszą wypracować swoją własną wizję struktury wydatkowania tych środków” - mówi portalowi wPolityce.pl prof. Witold Modzelewski, ekonomista.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
wPolityce.pl: Unijni urzędnicy przekonują, że wraz ze stopniowym znoszeniem ograniczeń związanych z pandemią, gospodarka powinna się ożywić w latach 2021 i 2022, wspierana przez popyt konsumentów i napływ środków z Funduszu Odbudowy. Te fundusze to potężny zastrzyk finansowy, ale czy to nie jest tak, że niewłaściwie wydane mogą spowodować tylko chwilową poprawę stanu gospodarki? Jak je wydać, żeby rezultaty spełniły oczekiwania?
Prof. Witold Modzelewski: Oczywiście jest to najważniejsze pytanie, co do struktury dokonywanych wydatków. Prawdą jest, że ten efekt mnożnikowy można uzyskać nawet przy pomocy kompletnie bezsensownych wydatków, tak jak w Stanach Zjednoczonych kopano drugie koryta rzek, a potem je zasypywano. Tylko że to były inne okoliczności. Wtedy chodziło o to, żeby dać pracę ludziom bezrobotnym. My nie mamy tej nadwyżki ani w Polsce, ani w innych krajach czyli wolnej siły roboczej. To jest właśnie ta zmienna. Programy muszą być realizowane w taki sposób, żeby nie tworzyły przynajmniej w Polsce, w tych krajach niskiego bezrobocia, wysokiego popytu na pracę, bo po prostu nie mamy rąk do pracy, a na wielkie imigracje na pewno się nie zgodzimy. Stąd, w jaki sposób zrobić to w naszym kraju? To nie jest takie proste. Są kraje o gigantycznym – na naszym tle – bezrobociu, zwłaszcza młodego pokolenia. Czyli w tych państwach, gdzie jest wysokie bezrobocie młodego pokolenia, tam struktura wydatków musi iść w stronę tych branż pracochłonnych, które będą wchłaniać, absorbować nadwyżki wolnej siły roboczej. My nie mamy tego problemu. Czyli widać od razu, że jeśli chodzi o strukturę muszą to być programy selektywne, adresowane do konkretnych potrzeb danego państwa. Musimy tworzyć dwie rzeczy. Musimy tworzyć polskie marki, czyli zarówno te będące własnością Skarbu Państwa, jak i te, które są własnością prywatną. Czyli dla nas najistotniejsze jest tworzenie marek i zwiększenie naszej konkurencyjności, wyrwanie nas z tej zależności Mitteleuropy uzależniającej nas jako tego podwykonawcy obcych marek. Nawet nie wiadomo, że tam jest część polskiego produktu, bo ten kto ma marki, ma centra zysków. My mamy jakby inny paradygmat tych wydatków, dlatego wspólnotowa, jednolita wizja dla wszystkich państw raczej jest błędną drogą. Państwa muszą wypracować swoją własną wizję struktury wydatkowania tych środków.
Rząd próbuje podjąć ten trud. Mamy Krajowy Plan Odbudowy. Na ile jednak odporność polskiej gospodarki na kryzys to zasługa polskich przedsiębiorców, którzy w miarę swoich możliwości próbowali dostosować się do trudnych warunków pandemii?
Ja nie używam słowa „pandemia”. Używam słowa „kwarantanna”. Naszym problemem nie jest pandemia tylko kwarantanna. Ta selektywność owych lockdownów pokazała skalę naszego nieszczęścia. Tam, gdzie nie wprowadzono tych lockdownów, tam w zasadzie regres jest minimalny, a nawet występują wzrosty, czyli rok 2020 nie był gorszy od 2019. Natomiast są branże, które z jakimś takim uporem niszczono. Teraz już się dowiedzieliśmy, że naprawdę w hotelach czy restauracjach nie dochodziło do żadnych transmisji, tylko chodziło o to, żeby ludzie nie przemieszczali się, czyli hotele były ofiarą. Poświęcono je dla zablokowania przemieszczania ludzi, a po prostu można było ludziom to przemieszczanie się ograniczać, a nie przy okazji zniszczyć jakąś branżę. Dlaczego o tym mówię? Tam gdzie te branże były przedmiotem tej pasji likwidacyjnej, to tam mamy straty do jednej trzeciej. 40 proc. branży może się w ogóle nie podnieść. To, że to jeszcze w takiej skali przetrwało, to jest oczywiście zasługa przedsiębiorców, ale też tej pomocy, jakiej udzielano, żeby być sprawiedliwym, także ze strony władz. Władza pomogła tym branżom, lepiej lub gorzej, ale pomogła. Natomiast tam, gdzie nawet można było zwiększyć zarobki na lockdownach, to tam lepiej nikomu nie pomagać, bo to byłoby przecież głupie.
Jakie procesy gospodarcze w Polsce uruchomiła pandemia czy kwarantanna, które w przyszłości przyczynią się do szybszego rozwoju gospodarczego, czy też do wzrostu innowacyjności.
Po pierwsze niestety jest to okres regresu. To znaczy ja jestem najdalszy od tej tezy, że wszystko, co zinformatyzowane, to jest lepsze, a jak nie zinformatyzowane to gorsze. Kto był największym beneficjentem tych lockdownów i tych kwarantann, to był właśnie biznes zajmujący się dostarczaniem produktów, czyli sprzedaż na odległość i rozwój tych wszystkich gadżetów związanych z e-gospodarką, e-kontaktem.
Częściowo to jest katastrofa. 40 lat jestem nauczycielem i mogę powiedzieć, że takiej katastrofy edukacyjnej, jaką przeżywamy dzisiaj, nie było w naszej historii – chyba w okresie hitlerowskiej okupacji, kiedy szkoły były po prostu zamknięte. Natomiast to, czym się niszczy poziom edukacji, ten stan katastrofy… To są stracone pokolenia i nie jest prawdą, że przy pomocy urządzeń informatycznych można było zastąpić, stworzyć równorzędną jakość usług, które tutaj są świadczone, a przede wszystkim to, że one nie są świadczone. Czyli na pewno branża informatyczna będzie przedstawiać, że jest sukces, postęp – mamy jakby taką nową religię pod tytułem cyfryzacja, więc, że wszystko, co jest zgodne z nową religią, to jest dobre. Nie chcę umniejszać, nie chcę się pastwić nad tą tezą, ale to jest klasyczny lobbing, który – każdy ma prawo sobie głosić, co uważa, to jest wolny kraj, można głosić swoje interesy i bronić się w każdy możliwy sposób. Myślę, że ta branża została nadmiernie premiowana przez te ograniczenia i ona po likwidacji tych ograniczeń się cofnie. Duża część tych wszystkich ich sukcesów to sukcesy wymuszone przez ograniczenia.
Natomiast pani zadała to podstawowe pytanie, czy to są rzeczywiste procesy innowacyjne, które zostały uruchomione. Na to pytanie jest odpowiedź: jeszcze nie wiadomo. Nie ma dostatecznych danych ku temu, aby można było na to pytanie odpowiedzieć w sposób poważny, już po roku, czy się rozpoczęły jakieś istotne procesy innowacyjne, które zwiększą naszą konkurencyjność. Na pewno jeden wątek jest na tak. Uświadomiliśmy sobie, że musimy się wyrwać z tych zależności podwykonawczych, musimy mieć większą suwerenność ekonomiczną. Musimy mieć własną produkcję, również leków. Czyli to, co nas ogłupiali liberałowie przez prawie trzydzieści lat, że to trzeba się tylko poddać rynkowi czyli rządom kilku koncernów, które chcą akurat na tych przedpolach swoich interesów rządzić. Mamy rządzić się własnymi interesami i to jest największym kapitałem, który wynosimy i sądzę, że klasa polityczna w większości, a przynajmniej w istotnej części, też tak myśli. Obywatele na pewno tak myślą. Zwiększmy swoją suwerenność ekonomiczną, czyli jak się pozbyliśmy ogłupiania, takiej fałszywej świadomości, żeby użyć słowa oględnego, to znaczy, że to jest nasz kapitał, z którym startujemy.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wiejak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gospodarka/550644-jak-dobrze-wydac-srodki-z-fo-prof-modzelewski-odpowiada