W ostatni wtorek TSUE ogłosił, że oddala skargę Komisji Europejskiej na korzystne dla Polski rozstrzygnięcie sądu I instancji w sprawie podatku od sprzedaży detalicznej (tzw. podatek od supermarketów) i w ten sposób dobiegła końca ponad 4- letnia batalia polskiego rządu o jego wprowadzenie.
Przypomnijmy, że ustawa o tym podatku została uchwalona przez Parlament latem 2016 roku i miał on wejść w życie już od 1 września ale na skutek skargi firm mających sieci supermarketów w Polsce, został on zablokowany przez KE, a następnie zaskarżony do Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu.
Proces w dwu instancjach tego Trybunału trwał ponad 4 lata i wprawdzie zakończył się dla polskiego rządu zwycięsko ale wpływów z tego podatku, szacowanych za ten okres na przynajmniej 10 mld zł, niestety już KE nie zwróci naszemu krajowi.
Przypomnijmy, że rząd ówczesnej premier Beaty Szydło zdecydował o przyjęciu skali progresywnej tego podatku składającej się z dwóch stawek: 0,8% wartości obrotu od przychodu pomiędzy 17 mln zł, a 170 mln zł miesięcznie i 1,4% wartości obrotu od przychodu powyżej 170 mln zł miesięcznie (oznacza to, że przychody poniżej 17 mln zł miesięcznie, a więc 204 mln zł rocznie, nie podlegają temu podatkowi).
Ważnym rozwiązaniem przyjętym w konstrukcji tego podatku jest to, że wspomniany przychód dotyczy tylko sprzedaży detalicznej (a więc sprzedaży na rzecz osób fizycznych nie prowadzących działalności gospodarczej oraz rolników ryczałtowych), przy czym przychód nie będzie obejmował wartości podatku należnego VAT (czyli opodatkowana jest wartość sprzedaży netto, bez podatku VAT).
Ponadto to nowe obciążenie podatkowe ma na celu oprócz przyniesienia dodatkowych dochodów podatkowych do budżetu, także wyrównanie szans pomiędzy wielkimi sieciami i sieciami dyskontów, a mniejszymi przedsiębiorstwami handlowymi, a także wsparcie dla rodzimych producentów żywności, którzy sprzedają swoje produkty głównie w lokalnych sklepach małych i średnich przedsiębiorstw.
Podatek ma również spowodować doprowadzenie do efektywnego opodatkowania sieci wielkopowierzchniowych, które unikają pełnego opodatkowania w Polsce, transferując część zysków za granicę, a w konsekwencji powstrzymania ekspansji sklepów dyskontowych i wielkich zagranicznych sieci sklepowych.
Bowiem jeszcze w 2008 sklepy małoformatowe w Polsce stanowiły 51% wszystkich placówek handlowych, a według szacunków na koniec 2019 roku tego rodzaju sklepy stanowiły już mniej niż 30 proc. wszystkich sklepów (i ten proces zmniejszania liczby małych sklepów trwa nadal).
Wprawdzie dochody z tego tytułu zostały wprowadzone przez Radę Ministrów do budżetu na 2021 w wysokości 1,5 mld zł, choć już teraz eksperci twierdzą, że wpływy z tego podatku będą znacznie wyższe.
Wprawdzie nie ma oficjalnych informacji ministerstwa finansów na temat wpływów z tego podatku za styczeń tego roku (wpłaty musiały zostać dokonane do 25 lutego) ale z informacji w mediach wynika, że było to grubo ponad 100 mln zł.
Przypomnijmy, że obroty sieci handlowych, których ten podatek dotyczy, sięgnęły w 2019 roku astronomicznej kwoty 120 mld zł, a wpłaty podatku CIT przez te firmy nie przekroczyły sumarycznie 1 mld zł, co oznacza, że płaciły one podatek dochodowy średnio poniżej 1% obrotów.
Wreszcie więc przede wszystkim zagraniczne sieci handlowe, zaczną płacić podatki w Polsce, i choć ciągle jeszcze, udaje im się unikać płacenia podatku dochodowego, to podatku od sprzedaży detalicznej już jednak nie unikną, co potwierdzają już wpłaty za styczeń tego roku.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gospodarka/543558-kto-nam-zwroci-10-mld-zl-utraconych-wplywow