Tak się składa, że w czasie Kongresu Polska Wielki Projekt prowadziłem panel dyskusyjny dotyczący Zielonego Ładu w Europie i miejsca Polski w tej nowej kontynentalnej układance. Jak stwierdził podczas debaty profesor Zdzisław Krasnodębski, Unia jest tak zdeterminowana, że od Green Dealu nie ma właściwie odwrotu, tym bardziej, że projekt ma za sobą poparcie większości społeczeństw zachodnich, dla których ekologia jest sprawą priorytetową. Chodzi więc o to, jak się wkomponować w ten ład, żeby nie przyniósł nam strat, lecz korzyści. Żeby w imię budowania utopii nie zarżnąć gospodarki.
Szansa i zagrożenie
Okazuje się, że w jednych sektorach Zielony Ład jest dla nas szansą, a w innych zagrożeniem. Największą szansą jest on – jak mówił komisarz UE ds. rolnictwa Janusz Wojciechowski – dla polskiej wsi. Warto przypomnieć, że 20 maja Komisja Europejska przyjęła dwie strategie: nową Strategię Bioróżnorodności oraz Strategię „Farm to Fork” (od pola do stołu), której celem jest ustanowienie „sprawiedliwego, zdrowego i przyjaznego dla środowiska systemu produkcji żywności”. Chodzi, mówiąc w skrócie, o zabezpieczenie bezpieczeństwa żywnościowego w UE, a zarazem produkcję zdrowszej żywności poprzez skrócenie łańcuchów dostaw oraz ograniczenie nawozów, pestycydów i antybiotyków. Założenia obu strategii promują polskie rolnictwo, które jest bardziej bioróżnorodne i ekologiczne niż na Zachodzie. To dla nas niewątpliwie szansa.
Inaczej wygląda jednak kwestia Green Dealu w przemyśle, a zwłaszcza w energetyce. Gdybyśmy chcieli zrealizować wygórowane cele stawiane przez unijne elity, by osiągnąć w błyskawicznym czasie tzw. neutralność klimatyczną, oznaczałoby to dla Polski głęboki kryzys ekonomiczny. Nie stać nas na tak gwałtowną dekarbonizację w sytuacji, gdy nasza gospodarka opiera się na przemyśle wydobywczym i paliwach kopalnych. Odchodzenie od węgla wymaga czasu i stopniowego, płynnego przestawiania się na nowe źródła energii. Musimy dać sobie czas, a historia pokazuje, że presja modernizacyjna potrafi być czynnikiem kreatywnym (perspektywa rewolucji wodorowej).
Niesprawiedliwy model transformacji
Dlatego podczas swego wystąpienia na Kongresie premier Mateusz Morawiecki mówił, że nie możemy dać sobie narzucić niesprawiedliwego modelu transformacji energetycznej, który dla Polski oznaczał będzie przyjęcie warunków de facto antyrozwojowych. Szef gabinetu przypomniał, że przez dziesiątki lat Zachód rozwijał się bez narzucania sobie żadnych ekologicznych ograniczeń, eksploatując przyrodę, a nawet skolonizowane ludy (wzmianka premiera o Kongu Belgijskim), podczas gdy my nie mieliśmy szans na normalny rozwój, i to nie z własnej winy, ale z winy naszych sąsiadów, zwłaszcza Niemców. Dlatego wymaganie od nas, byśmy w krótkim czasie przebyli drogę, która Zachodowi zajęła całe pokolenia w sprzyjających warunkach, to jawna niesprawiedliwość.
Kolejna uczestniczka panelu, Agata Śmieja z Fundacji Czyste Powietrze, zwróciła uwagę, że argumenty odwołujące się do sprawiedliwości mają swoje uzasadnienie nie tylko w uwarunkowaniach historycznych, lecz także geograficznych. Polska znajduje się pod tym względem w sytuacji wyjątkowo trudnej. Jesteśmy skazani na większe zużycie energii niż kraje leżące na południu Europy, ponieważ mamy dłuższe i surowsze zimy, a więc potrzebujemy więcej ogrzewania w naszych budynkach. Z porównaniu z kolei z krajami leżącymi na północy mamy o wiele większą gęstość zaludnienia (łącznie cztery państwa skandynawskie i trzy nadbałtyckie mają mniej ludności niż Polska), co sprawia, że musimy zużywać więcej energii. Dlatego wymaganie wypełnienia tych samych norm od nas i od krajów, które znajdują się w znacznie lepszych warunkach, bez dania wystarczającego czasu na modernizację, to przejaw rażącej niesprawiedliwości. Tak deklarowana przez unijne kręgi zasada europejskiej solidarności wymagałaby zrozumienia polskich racji.
Warszawa przed negocjacjami w sprawie Zielonego Ładu ma więc mocne argumenty. Pytanie tylko, czy druga strona w ogóle zechce słuchać racjonalnych argumentów. Jak pisze w ostatnim numerze tygodnika „Sieci” Jan Maria Rokita, Polska stała się teraz celem olbrzymiej presji różnych instytucji unijnych, wywieranych na tak wielu rozmaitych polach, że można to porównać tylko z naciskiem wywieranym na Białoruś. W tym starciu nie liczą się żadne racjonalne argumenty, a żądania wobec naszego kraju mają formę ultimatum. Autor nie ma wątpliwości, że decyzja o „impasowaniu” Polski zapadła w Berlinie. Niemcy chcą bowiem pokazać, że tylko oni mogą być siłą, która ustanawia porządek na naszym kontynencie. Rosnąca podmiotowość Rzeczypospolitej, której interesy niekoniecznie muszą zgadzać się z interesami Niemiec, budzi irytację nad Sprewą.
Ważna rola Grupy Wyszehradzkiej i Trójmorza
Polskę czeka więc trudna przeprawa. W tej sytuacji nasza pozycja negocjacyjna zależy nie tylko od siły argumentów, lecz także zdolności budowania wewnątrzunijnej koalicji. Stąd tak ważna rola Grupy Wyszehradzkiej i Trójmorza. Rządy krajów Europy Środkowej wiedzą, że jeśli opór Polski zostanie złamany, to można będzie złamać sprzeciw każdego z nich wobec dowolnie narzuconych zmian.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gospodarka/521345-polska-a-zielony-lad-w-europie