Jak informuje Politico w najbliższych dniach, najprawdopodobniej pojutrze, w Brukseli ma zapaść decyzja, która może wpłynąć na przyszłość europejskiego, w tym i polskiego rolnictwa, a nawet na geopolityczny układ sił w Europie i naszym bezpośrednim sąsiedztwie.
Na pierwszy rzut oka nikt z postronnych nie podejrzewałby o to, że drobna z pozoru zmiana może wywołać takie konsekwencje. Rzecz idzie o decyzję wprowadzającą oznaczenie nawozów fosforowych stosowanych w rolnictwie jako „wolne od kadmu”. W stosowny symbol mają zostać zaopatrzone te produkty, które mają mniej niźli 20 mg kadmu na 1 kg. Pierwotnie, i to było przedmiotem długotrwałych debat, wprowadzany symbol, którym oznaczone miały być nawozy, miał mieć kolor czarny, i tak też ustalono podobno w toku długich negocjacji z europejskimi producentami oraz organizacjami rolników. Aż tu nagle urzędnicy w Brukseli zmienili kolor piktogramu na zielony. I ta barwa jest przedmiotem sporu, bo zdaniem wielu wprowadzenie takiego zielonego oznaczenia w znanej z fiksacji na tle ekologii Europie, nie tylko wprowadza w błąd konsumentów, którzy mogą myśleć, że możemy mieć do czynienia z nawozem ekologicznym, a tak nie jest, ale również buduje preferencje na rzecz jednego, rosyjskiego producenta. Chodzi o wielkiego koncern, obecny również w Polsce, firmę PhosAgro. Jest to o tyle istotne, że wiele sieci handlowych warunkuje przyjmowanie do dystrybucji produktów rolnych od stosowania się do zaostrzonych standardów w zakresie ekologii. Może zatem się okazać, że chcąc dotrzeć do konsumentów rolnicy zmuszeni będą stosować „ekologiczny” nawóz oferowany na europejskim rynku wyłącznie przez jednego producenta.
Ekolodzy w interesie Kremla
Sprawa nie jest nowa, schemat działania rosyjskiej formy opisał przed dwoma laty dziennik The New York Times. Najpierw w interesie rosyjskiego koncernu zaczęli działać w Brukseli ekolodzy. Precyzyjnie rzecz ujmując chodzi o lobbującą organizację Bezpieczne Fosfaty, której celem jest uchronienie, jak sama o sobie na swej stronie internetowej informuje, europejskich konsumentów, przed metalami ciężkimi, chodzi szczególnie o kadm, zawartymi w stosowanych w rolnictwie nawozach mineralnych, które jej zdaniem przenikają do gleby i zatruwają żywność. Tylko, że, jak ujawnił New York Times, organizacja ta jest lobbystycznym ramieniem koncernu PhosAgro. I ten lobbing nie jest efektem zaangażowania idealistycznie nastrojonych ekologów, ale jednym z mechanizmów wykorzystywanych przez Rosjan. A sama sprawa wygląda na sztucznie wykreowaną, bo naukowcy ciągle dyskutują i nadal nie są zgodni, co do tego, jaki poziom kadmu w glebie warto uznać za stanowiący zagrożenie dla konsumentów żywności. Niektórzy z nich wskazują, że najbardziej restrykcyjna w tym zakresie Kalifornia, nie mniej też niźli Europa liberalna i proekologiczna, dopuszcza jego 40 razy wyższą zawartość w 1 kg nawozów. Teraz sprawa wraca za sprawa oznaczenia mającego sugerować „produkt ekologiczny”.
Rosyjska firma dlatego tak silnie stawiała na „ekologię”, że jest właścicielem zlokalizowanej na płw. Kolskim kopalni, w której wydobywa się naturalnie czysty apatyt, z którego pozyskuje się niezbędny do produkcji nawozów mineralnych fosfor. W Europie, poza śladowymi ilościami, brak jest pokładów tego surowca. A zatem Rosjanie są naturalnymi monopolistami na „ekologiczny” surowiec używany do produkcji nawozów fosforowych. Skały zawierające fosfor wydobywa się jeszcze w Maroku, oraz w mniejszej ilości w Tunezji, ale wykazują większą zawartość metali ciężkich. A zatem zaostrzenie unijnych regulacji, w praktyce wykluczyłoby, a przynajmniej bardzo osłabiło pozycję konkurentów PoshAgro na europejskim rynku. Bo każdy producent, chcący sprostać nowym europejskim normom musiałby kupować surowce u nich, oczywiście o ile zechcieliby im sprzedać. Przy czym, jak argumentują przedstawiciele europejskiej branży nawozowej o „ekologiczności” nawozów nie świadczy wcale zawartość kadmu, ale przede wszystkim emisja dwutlenku węgla czy podtlenku azotu, które powstają w czasie procesu produkcyjnego. Jeśli idzie o rosyjskie standardy w tym zakresie to warto odwołać się do słynnego filmu Zwiagincewa Lewiatan, przedstawiającego realia w skorumpowanym i zdegradowanym ekologicznie mieście w którym działa wielki kontrolowany przez oligarchów koncern chemiczny. Zdaniem rosyjskich krytyków, pierwowzorem tego koncernu, był właśnie stawiający na ekologię w Unii Europejskiej, rosyjski PoshAgro chcący sprzedawać w Europie „ekologiczne” nawozy.
Problem ma też wymiar geopolityczny, bo w Maroku i Algierii produkcja nawozów fosforowych jest jedną z kluczowych gałęzi tamtejszej gospodarki. Jej osłabienie, może w efekcie prowadzić do politycznej destabilizacji, do tej pory uznawanych za oazy spokoju, państw.
Niezmiennie interesująca jest tez historia właścicieli firmy, oraz to w jaki sposób została ona sprywatyzowana. Andrieja Guriew, który dziś już przekazał stery w firmie synowi, a sam mieszka w Monaco i Londynie, gdzie zajmuje się swym hobby – klubem piłkarskim AC Monaco, który nabył kilka lat temu, zanim stał się właścicielem wartego miliardy dolarów giganta był instruktorem judo, trenerem w gwardyjskim klubie, wcześniej żołnierzem rosyjskich wojsk wewnętrznych. Swą biznesową karierę zaczął jeszcze za czasów komunistycznych, kiedy w jednej z moskiewskich organizacji Komsomołu był formalnym przełożonym Michaiła Chodorkowskiego. Guriew został najpierw specjalistą ochrony danych w tworzonym przez późniejszego właściciela Yukosu koncernie MENATEP, a potem przeszedł do pracy w jego części odpowiadającej za inwestycje, choć w rosyjskich mediach znaleźć można informacje, że w istocie był ochroniarzem Chodorkowskiego. W tym czasie założył pierwszy w Rosji fundusz charytatywny, którego celem miało być wspieranie ubożejących po rozpadzie ZSRR w ekspresowym tempie, pracowników resortów siłowych. Chodorkowski i jego biznesowa prawa ręka Lebiediew szybko zrozumieli, że w toku rosyjskiej prywatyzacji kuponowej epoki Gajdara za bezcen kupić można firmy o wielkim potencjale. Taką była zlokalizowana na płw. Kolskim firma Apatit, dysponująca największymi rosyjskimi złożami (ponad 80 proc. zasobów) surowców niezbędnych do produkcji nawozów fosforowych. Władze zorganizowały przetarg, w którym jak się okazało, uczestniczyły wyłącznie firmy kontrolowane przez Chodorkowskiego. W efekcie kopalnię kupiono bardzo tanio, bo jeden z podmiotów uczestniczących w „prywatyzacji” zobowiązał się do idących w setki milionów dolarów inwestycji, których zresztą nigdy nie zrealizowano.
W sprywatyzowanym w ten sposób Apaticie kierownicze stanowiska zajęli ludzie Chodorkowskiego m.in. właśnie Andriej Guriew. Zanim doszło do oskarżenia Chodorkowskiego w związku z Yukosem, rosyjskie organa śledcze na tapetę wzięły właśnie prywatyzację Apatitu, bo ona była najbardziej skandaliczna. I to właśnie w związku z tą sprawą aresztowano prawą rękę Chodorkowskiego – Lebiediewa. Między aresztowaniem Lebiediewa (2 lipca) a Chodorkowskiego (25 października), ten ostatni sprzedał firmę jej ówczesnym managerom,– Guriewowi oraz Igorowi Antoszinowi, którzy nadal są jej właścicielami. Najciekawsze jednak zaczęło się po aresztowaniu Chodorkowskiego. Wszyscy spodziewali się, że na pierwszy ogień pójdzie uznawana za najbardziej skandaliczną i najlepiej zbadaną przez organa śledcze sprawa Apatitu. Ale tak się nie stało. Jak mówi obrońca Chodorkowskiego, dziś na emigracji w Stanach Zjednoczonych, Paweł Iwliew, nie była to kwestia przypadku. Nowi właściciele Apatitu, dogadali się z wpływowymi przedstawicielami władzy i będąc „ludźmi z wnętrza firmy” pomogli im w rozpracowaniu Yukosu i jego właściciela a w nagrodę mogli cieszyć się swoistym immunitetem. Apatit zniknął z agendy śledztwa i nigdy nikomu nie postawiono w związku z jego prywatyzacją zarzutów.
Rosjanie zarobią na dezinformację w Europie?
W firmie pojawił się w tym trudnym dla jej właścicieli czasie Władimir Litwinienko, rektor petersburskiego państwowego Instytutu Górniczego, o którym skonfliktowana z nim córka mówi, że jest nie tylko przyjacielem i promotorem doktoratu Władimira Putina, ale wręcz autorem dysertacji, którą rosyjska głowa państwa obroniła w kierowanej przez Litwinienkę placówce. I to tego rodzaju koneksje, pozwoliły ponoć Litwinience doprowadzić do sytuacji, że nad Guriewem i jego firmą rozciągnięty został parasol ochronny. Córka Litwinienki chętnie też mówi o innych związkach akcjonariuszy PoshAgro, bo jej ojciec po kilku latach dokupił dodatkowe pakiety akcji w koncernie i dziś kontroluje 19,35 proc. akcji firmy. Kilkakrotnie kierował komitetem wyborczym Władimira Putina, kiedy ten kandydował na najwyższy rosyjski urząd, a prywatnie przyjaźni się ponoć, z objętym amerykańskimi sankcjami Jewgenijem Prigożinem. I to jej zdaniem, za pieniądze pochodzące z firmy będącej własnością Guriewa, Prigożin miał finansować słynną fabrykę trolli Olgino oraz szkolenia, dla co bardziej zaangażowanych aktywistów pro-putinowskiej młodzieżówki. Teraz może okazać się, że pieniądze, które koncern zarobi na europejskim rynku, korzystając ze swego „ekologicznego” image, pójdą na finansowanie rosyjskich kampanii dezinformacyjnych.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gospodarka/509200-jak-ekologiczne-nawozy-z-rosji-moga-zdominowac-rynek