LOT negocjuje właśnie z Boeingiem tymczasową przebudowę części Dreamlinerów na samoloty transportowe, aby ograniczyć w ten sposób straty wywołane załamaniem przewozów pasażerskich – jak podał wczoraj Reuters. Jeśli dojdzie do przebudowy, LOT będzie pierwszą linią używającą Dreamlinerów jako samolotów transportowych.
W tej chwili Dreamlinery to właściwie jedyne samoloty LOT, które wzbijają się w powietrze. Regularnie przewożą transporty maseczek ochronnych, leków oraz kombinezonów zakupionych w Chinach i Korei Płd. Na razie paczki z towarem wozi się w bagażnikach lub mocuje do foteli pasażerskich, jednak gdyby te fotele usunąć, pojawi się dodatkowa, duża przestrzeń ładunkowa.
Niestety, LOT nie doceniał wcześniej rynku transportowego. Linie przymierzały się wprawdzie do przewozu frachtu lotniczego na większą skalę, ale ostatecznie zainwestowano w loty czarterowe. Niespodziewany wybuch pandemii koronawirusa dość brutalnie zweryfikował te plany. Do transakcji zakupu niemieckiego Condora ostatecznie nie doszło, a LOT, który zawiesił przewozy pasażerskie (na razie do 15 maja), musi szukać nowych źródeł zysku.
Taki zysk przynoszą w obecnej trudnej sytuacji przewozy towarów. Z powodu pandemii i uziemienia większości samolotów pasażerskich, powietrze nad Europą przecinają dziś prawie wyłącznie frachtowce. Przewożą nie tylko sprzęt medyczny i wyposażenie do walki z koronawirusem, ale dosłownie wszystko. Utrudnienia na ziemi spowodowały bowiem szybki wzrost zapotrzebowania na loty transportowe. Mały ruch, słaba konkurencja i niskie ceny paliwa sprawiły, że dla przewoźników specjalizujących się w przewozach towarowych nastały dziś złote czasy. Zupełnie inaczej niż dla linii pasażerskich. Według najnowszych prognoz Międzynarodowego Zrzeszenia Przewoźników Powietrznych (IATA) w drugim kwartale tego roku wartość usług lotniczych w Europie spadnie aż o 90 proc. Trochę lepiej zapowiada się trzeci kwartał (spadek o 45 proc.). Jednak zdaniem prezesa Austrian Airlines Alexisa von Hoensbroecha, wszystko wróci do normy dopiero w 2023 roku.
Póki to nie nastąpi, linie radzą sobie jak mogą. Niektóre z nich, głównie te, które dysponują większymi zasobami kapitału, próbują już otwierać nowe połączenia, mając nadzieję, że gdy sytuacja się poprawi, będą już usadowione na rynku i zyskają w ten sposób przewagę nad rywalami. O planach wznowienia w pierwszej połowie maja połączeń do Warszawy mówiły już linie Air France i KLM. Oczywiście loty pasażerskie wyglądają dziś nieco inaczej niż przed wybuchem pandemii. Zgodnie z wytycznymi w małych samolotach pasażerowie powinni zajmować co drugie miejsce (tak jak w autobusach i tramwajach), a w większych – wyłączony z użytku jest środkowy rząd. Dziś nie ma z tym problemu, bo tłumu chętnych i tak brakuje. Rozważa się też umieszczenie między siedzeniami szybek z pleksi, aby chronić pasażerów. Personel pokładowy jest wyposażony w maseczki i rękawiczki, zrezygnowano z wydawania posiłków i napojów, a przy wejściu do samolotu jest dozownik z płynem dezynfekującym. Również powietrze w kabinie pasażerskiej ma inną niż zwykle wilgotność, aby utrudnić rozwój zarazków. Czy to pomoże? Niektórzy, tak jak szef Ryanaira Michael O’Leary, mają wątpliwości. Inna rzecz, że O’Leary zawsze myśli tylko o zarobkach, więc dla niego obostrzenia w trakcie lotu to nie jest kwestia zdrowia lecz finansowa. Dla linii niskokosztowych, takich jak Ryanair, które przewożąc przed pandemią miliony pasażerów wypracowały sporo zysku, może to być w nowych czasach poważne utrudnienie i wyzwanie. Tymczasem linie regularne zawsze preferowały bogatszych klientów, zatem utrata mniej zamożnych pasażerów nie będzie dla nich w krótszej perspektywie aż tak ciężkim ciosem.
W październiku ma zostać uruchomione – z dziewięcioletnim poślizgiem – lotnisko Berlin-Brandenburg. To samo, które dla Rafała Trzaskowskiego ma być dogodną alternatywą dla budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego. To oznacza, że – pomimo obecnego spustoszenia na rynku – wszyscy poważni gracze przygotowują się na ostrą walkę o pasażera, gdy w końcu zostaną uchylone ograniczenia. Również linie Condor, które jeszcze niedawno chciał kupić LOT, prawdopodobnie przetrwają kryzys. Rząd federalny i rząd Hesji udzieliły im już – za zgodą Komisji Europejskiej – kolejnego kredytu pomostowego. Mówi się, że w przyszłości Condor powróci pod skrzydła Lufthansy.
Na razie branża lotnicza walczy o przeżycie. Jednak przed tymi, którzy zdołają dziś zdobyć więcej środków i przetrwać, otworzy się po pandemii niemal dziewiczy rynek do podbicia. W ich przypadku włożone pieniądze raczej na pewno się zwrócą. Widać to nawet dziś, gdy notowania giełdowe Lufthansy oraz Air France-KLM poszły w górę. Dlatego dobrze byłoby, gdyby wśród ocalałych znalazł się również polski LOT.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gospodarka/497894-lot-chce-przebudowac-dreamlinery-towary-zastapia-pasazerow