To, że zwycięża egoizm narodowy, jest rzeczą tak banalną, że nie należy tego chyba podkreślać. Nie przywiązywałbym do tego żadnych ocen. Skoro UE nie umiała zaproponować programu europejskiego zwalczania zarazy, to każdy musi ratować się sam. Tego już się nie cofnie – nie cofnie się tego historycznego blamażu tej organizacji, która tutaj mogła odegrać swoją historyczną rolę i pokazać, że myśli kategoriami całości
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Witold Modzelewski, ekonomista.
wPolityce.pl: Jaka będzie wyglądała gospodarka po zakończeniu pandemii koronawirusa? Recesja jest chyba nieunikniona.
Prof. Witold Modzelewski: Ostatnie tygodnie pokazały, jak współczesna gospodarka jest wrażliwa na tego rodzaju wydarzenia, które ograniczają mobilność. Głównym czynnikiem siejącym spustoszenie jest wstrzymanie przemieszczeń. To, co charakteryzowało rzeczywistość ekonomiczną ostatnich kilkunastu lat, to jest taniość i dostępność przemieszczenia się osób, masowej turystyki, organizowania wspólnych spotkań, czyli świata mobilnego. Za tym oczywiście szły wydatkowane pieniądze, a za tym szedł popyt, trzeba było wyłożyć towary, zyskiwały restauracje, kina, hotele i przede wszystkim transport. Teraz to wszystko stanęło. Okazało się, że jesteśmy uzależnieni od przemieszczania się jak od narkotyku. Spadła np. sprzedaż paliw silnikowych, a przecież to podstawowe źródło dochodów z akcyzy. Widać, że my tak długo nie jesteśmy w stanie przetrwać.
Jak w takim razie pana zdaniem rozwinie się dalej ta sytuacja?
Scenariusz optymistyczny jest taki, że po świętach zaczniemy powoli z tego wychodzić. Nie jest istotne w tym momencie, czy w atmosferze sukcesu w walce z koronawirusem, czy też po to, aby nauczyć się żyć mimo koronawirusa, ale bez obecnych restrykcji. W obu tych wariantach efekt popytowy nie jest ten sam – w pierwszym ten efekt będzie szybszy, w drugim będzie wolniejszy, bo ludzie będą się bali. Wiemy jedno - między czarnym piątkiem 13 marca, a początkiem maja, kiedy zaczniemy z tego wychodzić (wariant optymistyczny), mamy co najmniej 3 proc. wzrostu PKB stracone, które prawdopodobnie są już nie do odrobienia. I to nie koniec, bo wychodzenie z kryzysu, dochodzenie do punktu wyjścia, będzie nie wcześniej niż w lato, albo w zasadzie po lecie. O tym, że o wzrośnie gospodarczym w tym roku możemy zapomnieć, to już wiemy. Pytanie jest tylko, na ile się cofniemy.
Co w takim razie powinni zrobić Polacy, aby wspierać naszą gospodarkę? Wydaje się, że ten kryzys pokazał ostatecznie, że kapitał ma narodowość.
To są wielkie rekolekcje, następują przewartościowania w sensie nie tylko ekonomicznym, ale także intelektualnym i aksjologicznym. Przecież granice dużo dłużej będą zamknięte niż rynek wewnętrzny. Sam rynek wewnętrzny możemy ożywiać nawet w warunkach zarazy. Natomiast nawet jeżeli my otworzymy granice po swojej stronie, to po drugiej stronie mogą być zamknięte. Jeżeli te ograniczenia zostaną zniesione, to i tak na wiele osób będzie działać obawa psychologiczna, a poza tym mniej pieniędzy będziemy wydawać na przemieszczenia, bo będziemy mieli ich mniej. To, że zwycięża egoizm narodowy, jest rzeczą tak banalną, że nie należy tego chyba podkreślać. Nie przywiązywałbym do tego żadnych ocen. Skoro UE nie umiała zaproponować programu europejskiego zwalczania zarazy, to każdy musi ratować się sam. Tego już się nie cofnie – nie cofnie się tego historycznego blamażu tej organizacji, która tutaj mogła odegrać swoją historyczną rolę i pokazać, że myśli kategoriami całości. Widać, że tak nie myśli, bo być może nie potrafi tego zrobić.
To, co jest najważniejszym efektem historycznym tej sytuacji, to jest przewartościowanie autorytetów. Gdzie są znawcy problematyki globalizacji? Przecena autorytetów nastąpiła bezwzględnie i ich się nie odbuduje. Teraz trzeba szukać własnej drogi. My musimy stworzyć własną drogę wyjścia z tego kryzysu.
Co w takim razie krok po kroku powinno zrobić państwo polskie w reakcji na ten kryzys?
To, co zrobiono wprowadzając „tarczę antykryzysową”, to jest początek, działanie na „już”. Teraz trzeba przygotować kolejny wariant, czyli na koniec kwietnia – mieć plan, w jaki sposób ratować tych, którzy nie będą w stanie ekonomicznie przetrwać tego miesiąca ze względu na dalsze ograniczenia lub ich utrzymywanie. Trzeba przygotować pomoc publiczną. Oczywiście dla tych, którzy jej wymagają, a nie tych, którzy chcą na tym zarobić. W tym etapie potrzebne są już nie tylko odroczenia, ale pomoc bezpośrednia. Nie możemy pozwolić na to, że jeden tonący utopił następnych. Jeżeli w maju będziemy wychodzić z tej katastrofy, to mamy etap numer trzy, trwający od maja do początku lipca, w którym trwa pobudzanie popytu w nowych okolicznościach, czyli działanie nakierowane na to, aby odbudować rynek wewnętrzny. Jestem tutaj sceptyczny, tego rynku nie uda się odbudować do końca czerwca, ale przynajmniej możemy odbudować go częściowo. Potem wszyscy musimy się bardzo pomodlić, żeby nie doszło do jesiennego nawrotu. Na to jednak możemy już być nieco przygotowani, bo więcej wiemy.
Rozmawiał Adam Stankiewicz
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gospodarka/494680-prof-modzelewski-nie-cofnie-sie-historycznego-blamazu-ue