Kryzys jest w gospodarce rynkowej rodzajem mechanizmu selekcji naturalnej. Silniejsze firmy wzmacniają się, słabsze padają ofiarą mocniejszych graczy. W czasie trzech ostatnich recesji w Stanach Zjednoczonych, jak wynika z przeprowadzonych analiz w dziesięciu głównych branżach gospodarki, akcje 25 proc. największych graczy średnio wzrosły o 6 proc., podczas gdy w tych samych sektorach słabeusze stracili 44 proc. swej wartości stając się łatwym celem i obiektem przejęć. Tak będzie i w czasie tego kryzysu, tym bardziej, że będziemy mieli do czynienia najprawdopodobniej ze znacznie poważniejszą recesją niż wcześniej. Rządy państw Europy Zachodniej doskonale o tym wiedzą i już rozpoczęły przygotowania do tego aby chronić zagrożone przejęciami swe firmy postrzegane jak klejnoty rodowe. Francja zapowiedziała nacjonalizację tych korporacji, które nie dają sobie rady z kryzysem i mogą paść łupem graczy z drugiego końca świata, przy czym tak samo rekinami pożerającymi osłabionych konkurentów mogą być firmy ze Stanów Zjednoczonych jak i z Chin. Podobnie Niemcy, które mają zamiar, jak oświadczył minister Peter Altmeier, stworzyć specjalny fundusz finansowany ze środków federalnych, który przeciwdziałać ma przejmowaniu niemieckich firm. Na początek rząd niemiecki planuje wpompować weń 550 mld dolarów. Chciałoby się zapytać jak mają się do tego unijne regulacje o niedozwolonej pomocy publicznej, ale mniejsza o to. Zresztą rewolucyjne zmiany w wielu branżach gospodarki już się zaczęły. Wczoraj Galeria Karstadt Kaufhof, największa niemiecka sieć drogerii kosmetyczno-chemicznych zatrudniająca 28 tys. osób i mająca sprzedaż na poziomie 5 mld dolarów wystąpiła do sądu z wnioskiem o ochronę przed konkurentami. Firma przegrywa walkę z epidemią oraz sklepami internetowymi, takimi jak Amazon, który ma teraz swój złoty, jeśli nie brylantowy okres. Interes idzie tak dobrze, że w samych Stanach Zjednoczonych ten lider światowego handlu on line chce natychmiast zatrudnić 100 tys. więcej ludzi do pracy.
Trudno spodziewać się, że takie giganty jak Apple, który ma 270 mld dolarów swoich własnych środków umieszczonych w bankach wsparty tanim i dostępniejszym kredytem na ożywienie gospodarki nie ruszył na łowy. To będzie zresztą dotyczyło i innych branż.
To samo można powiedzieć o pozycji ekonomicznej państw, które przecież też uczestniczą w rywalizacji o zajęciu najlepszej pozycji w rankingu znaczenia, prestiżu i siły. Te które w lepszej kondycji, zarówno zdrowotnej, jak i ekonomicznej, o politycznej nie zapominając, przejdą ten smutny czas zamętu i kryzysu zajmą nowe, lepsze pozycje. To zaś na czas najbliższego pokolenia może przemodelować relacje siły i znaczenia w świecie. Tym bardziej, że po doświadczeniach epidemii już się mówi, iż rola państwa wzrośnie a rozciągnięte na cały świat łańcuchy zaopatrzeniowe trzeba będzie ze względów bezpieczeństwa skrócić. Który z demokratycznych rządów zgodzi na sytuację, że ponad 70 proc. substancji czynnych do produkcji lekarstw produkowane jest przez Chiny, państwo, które już zagroziło, iż może wstrzymać ich wysyłkę do tych partnerów, którzy będą oskarżać Pekin o przyczynienie się przez swą bezczynność do tego, że epidemia szeroko rozlała się po całym świecie. Albo dyskutowana od miesięcy kwestia technologii 5 G, czy innych ze sfery big data czy sztucznej inteligencji. Dziś okazują się one kluczowe dla możliwości szybkiej identyfikacji z kim stykały się osoby zainfekowane Covid-19. Takie procedury z powodzeniem wdrożono np. w Korei Pd. I znów, który rząd zgodzi się aby klucz do elektronicznego systemu mogącego mieć fundamentalne znaczenie dla bezpieczeństwa, zdrowia i życia, własnych obywateli, znajdował się w Pekinie? Dyskusje na temat w jaki sposób rekonfigurować światowe łańcuchy zaopatrzenia, tak aby uczestniczący w nich producenci lokalizowani byli w krajach przyjaznych, a nie autorytarnych i takich których władze kierują się potencjalnie wrogimi intencjami, już się zaczęły. Wielkie korporacje, pod naciskiem rządów będą przenosić produkcję do bardziej bezpiecznych miejsc i skracać zbyt długie łańcuchy zaopatrzenia. To może oznaczać skokowy wzrost inwestycji, ale również przejęcia przez kapitał zagraniczny firm funkcjonujących. Inwestycje zaś muszą być chronione. Nie tylko systemem prawnych i finansowych gwarancji, ale również obecnością wojskową.
Z polskiej perspektywy to przegrupowanie w światowej polityce i gospodarce, które nas czeka jest zarówno wyzwaniem, jak i szansą. Możemy wziąć udział w tym co się będzie działo. Państwa na wschód od nas, przede wszystkim Białoruś i Ukraina, nie dysponujące taką jak my poduszką bezpieczeństwa jaką są rezerwy finansowe w skarbcach banków centralnych będą potrzebowały pomocy. Ich gospodarki w jeszcze większym stopniu. Europa, będzie musiała działać na rzecz stworzenia bezpiecznych łańcuchów zaopatrzenia w żywność, handel którą też może w najbliższych latach stać się kwestią polityczną. My jesteśmy w centrum tej nowej rewolucji gospodarczej i mamy potencjał – młode, wykształcone, nie bojące się pracy społeczeństwo. Firmy, które są dziś europejskimi średniakami, ale w regionie należą do podmiotów dużych. Instytucje finansowe, które są zdecydowane działać w interesach państwa polskiego, a nie tak jak w czasach poprzedniego kryzysu zasilać kapitałami transferowanymi z Polski swe chwiejące się centrale. I wreszcie elity państwowe, które są zdeterminowane, wiedzą jak to zrobić i ich myślenie nie jest obezwładnione sloganem iż „kapitał nie ma ojczyzny”, co w praktyce do tej pory oznaczało, że Niemcy i Francuzi mieli w Polsce wolną rękę, ale my chcąc tam inwestować już nie. Polityczne partnerstwo ze Stanami Zjednoczonymi, też może, choć oczywiście nie musi, stać się atutem. Podsumowując. Mamy w rękach silne karty. Musimy je tylko chcieć rozegrać i umiejętnie to zrobić. Paradoksalnie Polska być może w dobie kryzysu stoi przed jedyną na całe pokolenie szansą, która podniesie nas w rankingu państw europejskich. Dziś o to toczy się gra.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gospodarka/494074-paradoks-kryzysu-polska-staje-przed-szansa