Oczywiście, że jest wielką ulgą posiadanie przez Polskę własnych linii lotniczych i możliwość ich wykorzystania w tym kryzysowym czasie, by umożliwić naszym rodakom powrót do domu. To truizm. Podoba mi się w tej akcji co innego. Choćby wielu naszych dyżurnych „Europejczyków” twierdziło inaczej, to pokazuje ona dobitnie, że umiejętność współpracy międzynarodowej jest naszą naprawdę mocną stroną.
Poniżej dane z wczoraj, pewnie już dzisiaj nieaktualne. Liczby będą rosły, ale przecież nie o statystykę tu chodzi. Każda liczba, to Polak, który wraca do domu.
To jasne, że w pierwszej kolejności akcja #LOTdoDomu jest dedykowana polskim pasażerom. Ale są możliwości, by działalność polskiego przewoźnika rozszerzyć i tak się dzieje. Rozmawiałem dzisiaj o tym z Marcinem Przydaczem, wiceministrem spraw zagranicznych, który koordynuje akcję.
Gdy nas o to poproszą, pomagamy w miarę możliwości. Słowa wdzięczności za to kieruje do nas amerykańska ambasador Georgette Mosbacher.
I nie są to tylko słowa. Na linii USA-Polska dzieje się naprawdę dobrze. Niech dowodem będzie zaangażowanie amerykańskiego PRYWATNEGO biznesu w pomoc polskim lekarzom. To jest gest, który docenić należy.
Z tego, co mówił mi minister Przydacz i z tego, co widać gołym okiem, na naszych oczach tworzy się ogólnoświatowa sieć solidarnościowa. Polska chce i potrafi współpracować z sojusznikami. W momentach kryzysu widać wyraźnie, jak rozpada się w pył narracja o naszej izolacji i odwracaniu się od Europy i świata.
Warto też wyjaśnić, ubiegając dociekliwość „życzliwych”, że obywatele innych państw, którzy korzystają z przelotów płacą za nie, dokładnie na takich samych zasadach, jak Polacy. Jasna, klarowna, przejrzysta i partnerska sytuacja.
Dobrze czuć się częścią wspólnoty, dobrze być częścią wspólnoty. Nie tylko deklaratywnie. Najwspanialsze nawet słowa nie są nic warte bez działania.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gospodarka/492982-lotdodomu-w-sieci-swiatowej-solidarnosci