Rządzenie, zwłaszcza w takim kraju jak Polska, gdzie opozycja i media zajmują się głównie szkodzeniem rządowi i własnemu krajowi zawsze jest trudnym wyborem i decyzją: czy rząd ma być dla ludzi czy dla reguł i wskaźników?
Totalna opozycja niczym Kubuś Puchatek im bardziej szuka „kryzysowego” Prosiaczka, tym bardziej tworzy bajki z mchu i paproci i zaklina rzeczywistość zapowiadając, że to już tuż, tuż. Nawet pewne, niewielkie okresowe spowolnienie to tylko zwykły element cyklu koniunkturalnego, a cykliczność jest jedną z cech charakterystycznych dla gospodarki wolnorynkowej. Ani w tym, ani w przyszłym roku żadnego kryzysu gospodarczego nad Wisłą nie będzie. Według Eurostatu polska gospodarka jest dziś II-gą najszybciej rozwijającą się w UE. Pod koniec roku do zrównoważonego budżetu państwa brakuje zaledwie ok. 3 mld zł, przy zakładanym deficycie na poziomie 28 mld zł. Przez 10-lecia tak nie było i gdyby nie dodatkowe, przyspieszone wydatki: 5,3 mld zł więcej na składkę do budżetu Unii, 12, 1mld zł na 13 emeryturę oraz 4,5 mld zł więcej subwencji dla samorządów już dziś ten budżet miałby wyraźną nadwyżkę. Choć produkcja przemysłowa w październiku wzrosła r.d.r o 3,5 proc. zaś sprzedaż detaliczna o 7,4 proc. m.d.m to zadufani, tendencyjni i źle życzący Polsce i Polakom totalni spece od gospodarki „Zielonej Wyspy” i państwa teoretycznego załamują ręce nad „straszliwym” spowolnieniem gospodarczym, bo PKB Polski wzrósł w III kw. „tylko” o 3,9 proc. choć niewykluczone, że po przeliczeniu może być to nawet 4 proc. Należałoby życzyć wszystkim w Europie i UE takiego spowolnienia, a przecież wystarczy odrobina dobrej woli i nieco mniej ignorancji żeby wiedzieć, że ogromny wpływ na polski wzrost gospodarczy ma konsumpcja i sprzedaż detaliczna, zaś polskie rodziny już nie wydają całości swoich dochodów z 500 Plus, a to (blisko 40 mld zł) w super i hiper-marketach, ale zaczęły znaczącą część tych środków oszczędzać na przyszłość dla swoich dzieci oraz na własne inwestycje, choćby kupno samochodu, a to musi dawać chwilowy, niższy efekt sprzedażowy i zakupowy i ma znaczący swój wpływ na całą gospodarkę.
Wiadomo też, że efekt inwestycyjny pod koniec roku zawsze słabnie, bo nie tylko idzie zima, ale też znaczą część inwestycji starano się zakończyć jeszcze przed jesiennymi wyborami, kończą się też pomału projekty unijne. Duże i średnie firmy w Polsce mają odłożone na kontach bankowych setki miliardów złotych (ok. 300 mld zł), które zamrożone już nawet nie zarabiają same na siebie leżąc na nisko oprocentowanych kontach i mimo proinwestycyjnych zachęt i ulg, w tym również podatkowych (PIT, CIT i ZUS) nie bardzo kwapią się, by je zainwestować, zwłaszcza gdy w wielu branżach brakuje pracowników (łącznie nawet 200 tysięcy), którzy na dodatek żądają coraz wyższych wynagrodzeń.
Nic dziwnego więc, że wzrost zatrudnienia nieco przyhamował, choć zyski przedsiębiorstw są nadal na bardzo przyzwoitym poziomie, a polski eksport notuje kolejne rekordy. Ci sami ludzie domagają się, by rząd szybko zamykał kopalnie, a więc i w konsekwencji i elektrownie, napuszczając na niego dzieciaki, by zamiast do szkoły szły na strajk klimatyczny i w proteście głodowym nie jadły śniadania, choć przecież to oczywiste, że jest to proces długo-terminowy i bardzo kosztowny. Polskę może kosztować, ów proces dekarbonizacji od 400 do 600 mld zł, a takich pieniędzy nikt nie ma, UE zaś obcina fundusze na odejście od węgla i chce dać zaledwie 35 mld euro na 50 regionów w krajach Unii, co daje niewiele, bo po kilka miliardów złotych na region. Jasne jest, że gospodarka, podobnie jak klimat ma swoje cykle i stadia rozwojowe; raz się ociepla, raz się oziębia, a czasem nawet lodowacieje, bywa że w listopadzie w Hiszpanii pada śnieg, a w Polsce kwitną róże. Finanse, kryzysy i wulkany mają to do siebie, że czasem wybuchają, dając wtedy swój gigantyczny wkład w emisję CO2, jak i ofiar toksycznych produktów bankowych. Nawet elektryczne auta, a zwłaszcza ich ogniwa i akumulatory mają też swój węglowy ślad i negatywny wpływ na ilość miejsc pracy w gospodarce. Wszystko kosztuje, zawsze jest coś za coś, trzeba umieć wybierać i podejmować trafne decyzje gospodarcze, ale z korzyścią dla społeczeństwa, dla ludzi. Trzeba mądrze i racjonalnie mierzyć siły na zamiary, minimalizować koszty i wydatki, ale też nie ulegać kolejnym ideologiom, zaklęciom gospodarczym, a zwłaszcza bajkom z mchu i paproci opowiadanym przez totalną opozycję, że już za chwilę wszystko się zawali.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gospodarka/474632-nie-straszcie-polakow-kryzysem