Fakt, że Polacy spożywają przede wszystkim napoje o niskiej zawartości alkoholu, przede wszystkim piwo, to jedno z osiągnięć wolnej Polski. Przed 30-laty spożywaliśmy przede wszystkim wódkę – mówi Bartłomiej Morzycki, dyrektor generalny ZPPP Browary Polskie, w trakcie XXIX Forum w Krynicy.
Rozmawiamy pod koniec lata, które było w tym roku piękne. Dla branży browarniczej ciepłe lato zwykle oznacza wysokie zyski. Czy to piękne lato przełożyło się na wzrost sprzedaży piwa?
Bartłomiej Morzycki: Owszem, pogoda była dobra, ale na wyniki sprzedaży ma wpływ całe 12 miesięcy, a nie wyłącznie lato. Kwiecień i maj były w tym roku chłodne, pogoda nie sprzyjała, toteż te miesiące były słabsze niż w roku ubiegłym. Ciepłe lat pozwoliło jednak nadrobić ten niekorzystny okres. Warto też przypomnieć, że konsumpcja piwa w Polsce utrzymuje się na podobnym poziomie, nie ma gwałtownych zmian w jedną czy drugą stronę. Spodziewamy się wiec, że w tym roku poziom konsumpcji będzie zbliżony do roku ubiegłego, przy czym zwykle jest tak, że przy podobnym wolumenie sprzedaży wartość rynku rośnie.
Ale dobra pogoda przyniosła ze sobą suszę. A dla branży piwnej susza to wróg, jako że utrudnia dostęp do surowców, co może spowodować wzrost ich cen.
Tutaj dotykamy sedna sprawy, związanej ze zmianami klimatycznymi. Dobra pogoda pomaga w sprzedaży piwa, ale zmiany klimatyczne, susze, burze i inne gwałtowne zjawiska pogodowe mają wpływ np. na poziom zbiorów. Zwłaszcza jęczmień browarny jest zbożem wrażliwym na te zjawiska i widzimy od kilku lat wzrost ceny tego surowca. To zaś tworzy presję na wzrost ceny piwa. Ono drożeje, bo rosną ceny surowców potrzebnych do produkcji piwa. Do tego dochodzą możliwe w przyszłości niedobory wody. To będzie wyzwanie dla całej branży. A wiec cieplejsze lata nas cieszą, ale jednocześnie sprawiają, że z niepokojem myślimy o cenach surowców.
Czy właśnie wzrost temperatury i coraz częstsze susze stanowią największe zagrożenie dla branży piwowarskiej?
Rynek piwa jest silnie regulowany, na jego funkcjonowanie bardzo duży wpływ mają przepisy, a zwłaszcza ich zmiany, więc jeśli mówimy o potencjalnych zagrożeniach dla branży, to podstawowym byłyby gwałtowne zmiany w otoczeniu prawnym. Każdy biznes – a my szczególnie – cenimy przewidywalność i stabilność otoczenia prawnego i warunków prowadzenia działalności gospodarczej. Jeśli więc słyszymy od lobbystów branży spirytusowej, że trzeba gwałtownie podnieść akcyzę na piwo, to uznajmy takie postulaty za skrajnie szkodliwe dla branży piwnej i branż powiązanych.
Ale gwałtowna podwyżka akcyzy na piwo oznaczać może wyraźne przesunięcia konsumpcji w stronę np. mocniejszych alkoholi.
Rynek alkoholowy jest bardzo wrażliwy na cenę, wiec każda jej zmiana może sprawić, że struktura spożycia się zmieni, a duża podwyżka akcyzy sprawiłaby, że ceny wzrosną na pewno.
Myślę, że warto sięgnąć pamięcią wstecz. Jeszcze 30 lat temu w Polsce spożywano głównie napoje spirytusowe, bo PRL zniszczył tradycje polskiego piwowarstwa. A te tradycje są długie, wielowiekowe, wystarczy popatrzeć, jaką historię maja największe browary – Tychy powstałe w XVII wieku, zaś Żywiec czy Okocim to wiek XIX. Te długie tradycje zostały zniszczone, a Polska, na wzór wschodni, została przyzwyczajona do spożywania alkoholi mocnych. Ale wolna Polska przyniosła zmianę i odwrócenie tego trendu i dzisiaj mamy konsumpcję taką jak w Europie, a więc w spożyciu dominują napoje niskoprocentowe. W Europie jest niewiele krajów, gdzie dominuje spożycie alkoholi mocnych, to są kraje bałtyckie, które też miały długie związki z Rosją i – z innych przyczyn – kraje skandynawskie. I pytanie brzmi, czy warto ryzykować odwrócenie tego trendu i powrót do picia wódki.
Jednym z postulatów, jakie się stawia, jest zrównanie akcyzy na piwo z akcyzą na mocne alkohole. To byłaby sytuacja niespotykana w UE – we wszystkich krajach Wspólnoty akcyza na piwo jest niższa niż na napoje spirytusowe. Ale za wschodnią granicą mamy kraj, gdzie akcyza na piwo jest równa akcyzie na wódkę i efektem jest to, że 60 proc. konsumpcji alkoholu to konsumpcja w postaci wódki. To chyba wyraźnie pokazuje, do czego prowadziłoby zrównanie akcyzy na piwo do tej, jaką jest objęta wódka.
Z jednej strony wydawałoby się, że to, w jakiej postaci spożywa się alkohol, ma zasadnicze znaczenie. Ale z drugiej jednak trzeba brać pod uwagę ostrzeżenia, że konsumpcja alkoholu w Polsce rośnie i wkrótce osiągnie poziom wyższy niż w PRL.
Oczywiście, że to, co się pije i jak się pije, ma kolosalne znaczenie. Wszystkie badania i modele konsumpcji pokazują, że inaczej pije się alkohole mocne i inaczej lekkie, że inna w zależności od spożywanego alkoholu jest skłonność do upijania się. Co do spożycia zaś, to nie ma co dramatyzować. Jest skłonność do robienia z Polaków alkoholików, tymczasem według WHO Polska pod względem konsumpcji alkoholu jest na 17 miejscu w Europie na 42 kraje, które są klasyfikowane. Wzrost spożycia nastąpił, ale jest to wzrost o 0,2 litra w ciągu 6 lat. Większość, bo ponad 80 proc. społeczeństwa pije w sposób umiarkowany, więc jeśli chcemy zająć się problemem nadużywania alkoholu, powinniśmy swoją uwagę skupić na tych, co piją w sposób ryzykowny.
Ostatnio rośnie tendencja do spożywania piwa bezalkoholowego. Ale czy warzenie piwa bez alkoholu to jeszcze jest piwowarstwo?
Produkcja piwa bezalkoholowego polega na tym, że warzy się normalne, standardowe piwo, a następnie alkohol się z niego usuwa. Poza tym celem piwowara nie jest wytworzenie alkoholu, ale uwarzenie dobrego piwa, o określonym smaku, aromacie itd. Zawartość alkoholu nie jest podstawowym parametrem piwa, większość konsumentów nawet nie patrzy na zawartość alkoholu w piwie. Jeśli ktoś ma ochotę na alkohol, kupuje inne trunki, piwo zaś jest napojem o niskiej zawartości alkoholu, trzeba go dużo wypić, aby się upić. Piwo pije się dla smaku, dla orzeźwienia, a nie dla alkoholu. Podobnie to widzą piwowarzy. Jeśli się z nimi rozmawia, to mówią oni o chmielach, bukiecie, słodach, a żaden nie wspomni o procentach. Alkohol nie jest najważniejszym kryterium, dla którego wybiera się piwo. Podobnie zresztą jest w przypadku wina, przecież sommelier nikomu nie poleci wina tylko dlatego, że ma więcej alkoholu niż inne.
To wszystko sprawia, że styl picia piwa jest inny niż styl spożywania napojów spirytusowych – tam niewielka stosunkowo objętość daje znacznie większą dawkę alkoholu niż w przypadku piwa.To tłumaczyłoby sukces rynkowy małpek, których konsumpcjawiąże się z duży ryzykiem.
Jak rozumiem więc, nie boicie się rosnącej konsumpcji piwa bezalkoholowego.
To jest trend widoczny w Polsce i w całej Europie – że ludzie mają ochotę na piwo, bo cenią sobie jego smak, ale nie mogą spożywać alkoholu, bo jadą autem, bo pracują albo po prostu bo nie chcą, bo preferują zdrowy styl życia. I właśnie odpowiedzią na ten trend jest rozwój segmentu piwa o zerowej zawartości alkoholu. Przy czym warto wspomnieć, że kiedyś piwa bezalkoholowe, których było zresztą niewiele, miały – wbrew nazwie – nieco alkoholu, to było ok. 0,5 proc. Obecnie piwa bezalkoholowe są całkowicie pozbawione alkoholu, więc nie rodzą żadnego ryzyka. Ich spożywanie wiąże się także z modą na zdrowy styl życia, wystarczy spojrzeć, ile osób biega, ile trenuje. W ten styl alkohol się nie wpisuje, a my odpowiadamy na zapotrzebowanie tej grupy konsumentów. Obecnie wartość segmentu piw bezalkoholowych to około 600 mln zł. Ich udział w sprzedaży to 5 proc. Ale jako że ten segment rośnie w tempie kilkudziesięciu procent rocznie, sądzę, że za trzy lata ich udział w sprzedaży ogółem osiągnie wartości dwucyfrowe.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gospodarka/462457-morzycki-podwyzka-akcyzy-uderzy-w-branze-piwna
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.